Onegdaj, naówczas gdy sklep wędkarski posiadałem na własność ( a były to szalone lata '90 ), hobbystycznie zajmowałem się serwisowaniem kołowrotków moich klientów. Wszak kręcioł to maszyna prosta i rozumu naprawdę nie potrzeba coby go rozkręcić, nasmarować albo nawet naprawić i później złożyć do kupy. Otóż prawidłowość była taka, że wszystkie wyroby drogie, czarnuchy, Twinki, jakieś Daiwki kosztowne, zazwyczaj cierpiały na suchoty wewnętrzne. Tym trza było pomóc w momencie zakupu, coby się nie rozkaszlały na dobre. Zaś różne Mikada - srada i inna chińszczyzna kolorowa, oko kusząca, smarem była zaje...na na amen. Wiadomo, gęste mazidło luzy kasuje i na początku daje maślaną pracę.
Rolki kabłąka też smaruję w kołowrotkach ze trzy razy w sezonie albo i częściej, bo od skrzypienia zęby mię bolą. Czytam potem czasami na różnych głupich forach, że na ten przykład Infinity Q, ma/miała problemy z rolką w kabłąku. Moja nie miała i śmiem twierdzić że to absolutnie była wina braku smaru.
W ogóle życie takie jest że trza smarować... lekarza, polityka, adwokata, bywa że sędziego nawet, a co dopiero głupi kołowrotek.