Jezioro szybciej zamarza w wąskim zacisznym miejscu, odcinek jakies 400 metrów. Rano o 7 przebiliśmy się jakoś, o 12 wracaliśmy odstawić kolegę to wszystko było z powrotem zamarznięte. Jak wracaliśmy do domu po 16 to dało się już płynąć tylko naszym śladem i to też nie bez problemów, a po bokach było juz ze 2 cm lodu. Dziś tam już sie napewno nie przepłynie. Reszta jeziora gdzie tylko nie wiało zaczynała zamarzać wieczorem. Pierwszy raz łowiłem w warunkach gdzie paru miejscówek nie dało sie obłowić bo były zamarznięte i aby dostać sie na niektóre części jeziora musiałem przebijać sie przez lód.
Pozdrawiam
PS w miejscu gdzie złowiłem tego szczupaka wczoraj łowić z brzegu się już nie dało
PS 2: całe jezioro już skute lodem, info telefoniczne ale zaraz wybieram sie je zweryfikować
Nie no spoko, tylko dziwiło mnie że rano przy wypłynięciu dało radę - nawet jeśli była jakaś powłoka powiedzmy 1-1,5cm to zamarzło tak przez całą noc, a jak wypływaliście to trzeba było to skuć całkowicie żeby się wydostać, więc zastanawiałem się że w ciągu dnia(gdzie teoretycznie jest cieplej) mocniej skuło ten kawałek niż po całej nocy....
Bez żadnych insynuacji, po prostu jakoś tak dziwnie - ale natura ma swoje prawa i zaraz pewnie ktoś mi to logicznie-naukowo wytłumaczy