dajcie spokój zazdrośnicy
oto polemika do pewnego tekstu z WŚ (źródło:
http://www.ww.media....Viewer&nid=1236) z tego samego wydania WW, jak sądzę
O prowadzeniu dżerka - polemika
Nie ulega wątpliwości, że zarówno metoda castingowa, jak i jerkbaity mają swoje dobre czasy w naszym kraju. Widać to nie tylko na łamach prasy, ale również nad wodą, gdzie młodzi i starzy wędkarze próbują swych sił w połowach multiplikatorem i dziwnymi woblerami bez sterów. Mimo iż napisano już na ten temat wiele, wciąż w krajowej prasie znaleźć można wiele bzdur, które w żaden sposób nie przyczyniają się do popularyzacji metody.
I tak np. w jednym z ubiegłorocznych numerów „Wędkarskiego Świata” red. Jacek Kolendowicz odpowiedział czytelnikowi na pytanie związane z techniką prowadzenia jerkbaitów. Pada w tym krótkim tekście kilka kategorycznych stwierdzeń, z którymi nie mogę się zgodzić. Łowię na te przynęty od ponad 8 lat, złowiłem tą metodą sporo niezłych ryb, a lekcje pobierałem (i nadal pobieram) u najlepszych wędkarzy na świecie. Uważam więc, że mam prawo wypowiedzieć się na ten temat, tym bardziej że firma SALMO, w której zajmuję się projektowaniem przynęt, jako pierwsza w Europie rozpoczęła masową produkcję jerkbaitów. Spróbuję więc odnieść się do kilku cytatów ze wspomnianego tekstu.
1. ...przy każdym takim szarpnięciu dżerk wykonuje gwałtowny skok, uciekając na bok raz w prawo, raz w lewo. – przynęty, o których pracy pisze red. Kolendowicz i które wykazują tendencję do skręcania po każdym szarpnięciu, noszą nazwę „glidery”. Jest to tylko jedna z podrodzin „jerkbaitów”. Większość jerkbaitów w ogóle nie skręca w płaszczyźnie poziomej.
2. Najlepiej łowić dżerkiem za pomocą dość sztywnego wędziska o typowej spinningowej długości 2,40–2,70 m... – od razu widać, że doświadczenia red. Kolendowicza z jerkbaitami są bardzo skromne i opierają się na znajomości niewielu typów (patrz wcześniej), a zwłaszcza rozmiarów tych przynęt. Owszem – można łowić tymi przynętami wędziskiem długości 2,70 m, tak jak i 3,5 m, ale po co? Im dłuższa wędka, tym ilość informacji o przynęcie, która dociera do wędkującego, jest mniejsza. W przypadku np. woblerów ze sterami, których praca jest wyraźnie wyczuwalna na wędce, można, moim zdaniem, pozwolić sobie na stosowanie dłuższych wędzisk, ale raczej w imię „wyższych celów”. Praca większości jerkbaitów (zwłaszcza tych „nieskręcających”) jest na tyle subtelna, że stosowanie do nich wędek dłuższych niż 2,4 m kompletnie mija się z celem. Warto w tym miejscu zwrócić również uwagę na najważniejszą cechę jerkbaitów – w pełni pokazują one swoją „moc” dopiero świadomie prowadzone przez wędkarza. Oznacza to zwykle wielogodzinną, intensywną pracę nadgarstkiem i przedramieniem. Im dłuższa wędka, tym większe należy pokonać siły.
3. Rodzaj kołowrotka nie ma tu żadnego znaczenia... – różnicę w kontroli nad pracą jerkbaita na multiplikatorze i klasycznym kołowrotku spinningowym odczuwa dopiero ten, kto połowił tą samą przynętą za pomocą jednego i drugiego zestawu. Mówiąc krótko, jest ona wyraźna i wynika z niezwykle prostego przenoszenia drgań z końca linki na szpulę multiplikatora i następnie dłoń, która go obejmuje. W przypadku klasycznego kołowrotka linka, aby dotrzeć do szpuli, załamuje się na wodziku kabłąka, który zwyczajnie tłumi część drgań. W przypadku łowienia na przynęty cięższe – o ma¬sie powyżej 60 g, dodatkową zaletą multiplikatora jest pominięcie konieczności nabierania linki na palec. Rzut następuje tu po zwolnieniu nacisku kciuka na szpulę. Kilkaset rzutów (plus blokowanie spadającej linki pod koniec lotu przynęty) ciężką przynętą wystarcza, aby zetrzeć i przeciąć naskórek palca zwalniającego linkę w klasycznym kołowrotku.
4. Niektórzy producenci sprzętu wędkarskiego zalecają do łowienia na dżerki wyłącznie wędziska bardzo krótkie (1,6–1,8 m)... – nie wiem, którzy to producenci. Można oczywiście używać wędzisk 1,6 m, jeśli komuś tak wygodnie. Generalnie w praktyce najczęściej spotyka się wędziska 1,85–2,1 m i moja firma zawsze takie zalecała. Jeśli ktoś łowi mniejszymi jerkbaitami i lubi dłuższe kije, to nic nie stoi na przeszkodzie stosowania wędzisk 2,25–2,4 m. Znam wędkarzy łowiących z powodzeniem jeszcze dłuższymi kijami, ale myślę, że nie próbowali oni poznać zalet klasycznego zestawu castingowego i po prostu nie wiedzą, co tracą. Nie ma też potrzeby stosowania do wszystkich jerkbaitów wędzisk cyt.: ... sztywnych jak dębowy kołek. Takie wędziska istnieją i są niezastąpione przy łowieniu naprawdę dużymi przynętami o masie 80–150 g. Pomijając wspomniane trudności z rzucaniem, jak wbić wielkie (4/0–5/0) kotwice w paszczę atakującej ryby miękkim wędziskiem? Zapewniam, że aby to zrobić skutecznie, kij o akcji dębowego kołka jest wręcz niezbędny! Na każdej wędce jest opis, w którym producent sugeruje optymalny ciężar rzutowy, a nawet zalecaną maksymalną wytrzymałość linki. Trzymajmy się tego, a wszystko będzie OK. Rzeczywiście nietrudno zauważyć, że kije castingowe mają dużo większy zapas mocy od spinningowych odpowiedników. Nie jest to przypadkowe i wynika ze specyfiki łowienia jerkbaitami. Jeden z wielu przykładów – typowe łowisko „jerkbaitowe” to krawędź trzcinowiska lub mocno zarośnięte płycizny. Często więc zdarzają się zaczepy, po których na kotwicy przynęty zawisa część trzciny lub innych roślin. Łowiąc miękkim wędziskiem zwykle tracimy wtedy rzut. Łowiąc sztywnym kijem castingowym często udaje się „ściąć” zielsko i prowadzić dalej przynętę bez przeszkód. Zalety typowego zestawu castingowego (krótkie 1,85–2,1 m wędzisko + multiplikator) można wymieniać jeszcze bardzo długo.
5. I jeszcze propos wędziska, red. Kolendowicz krytykuje zalecenia fachowców, którzy cyt.: Radzą trzymać je podczas łowienia opuszczone – szczytówką w kierunku wody... – taka pozycja wędkarza jest najbardziej klasyczna i wynika z prostych zasad ergonomii. Wędzisko i ramiona wędkarza tworzą jedną linię, a do odpowiedniego prowadzenia przynęty wystarczy niewiele wysiłku. Jeśli podniesiemy wędkę do pionu, a tym bardziej odchylimy ją w bok, zaczynają pracować zupełnie inne partie mięśni i zmęczenie przychodzi o wiele szybciej. Każdy może to sprawdzić na własnej skórze. Technika ta stworzona została w sposób naturalny przez wędkarzy jerkujących z łodzi. Nie można jej więc bezmyślnie stosować w innych sytuacjach, jak np. płycizna, gdzie nawet jerkbait pływający wymaga czasem pionowego ustawienia kija. Oczywiście nie znaczy to również, że łowiąc z niskiej łódki, brzegu czy tym bardziej brodząc, należy na siłę próbować trzymać wędkę w dół!
Wszystkim, którzy jeszcze nie spróbowali, polecam jerkbaity i casting! Ale ostrzegam – to działa jak narkotyk! Zacząć można oczywiście od klasycznej, krótkiej wędki spinningowej ze zwykłym kołowrotkiem. Prawdziwa przygoda zaczyna się jednak dopiero po opanowaniu castingu, który sam w sobie stanowi świetną zabawę. Najlepszym dowodem jest rosnące wciąż zainteresowanie tą techniką szczególnie młodych wędkarzy. Obserwujemy to zjawisko zarówno w naszym kraju, jak i w całej Europie. Dlatego też niezmiernie ważne jest przekazywanie rzetelnych informacji na ten temat.
Wszystkich głodnych wiedzy na temat castingu i łowienia na jerkbaity zapraszam na stronę Salmo – www.salmo.com.pl. W ostatnich latach powstały też dwa portale internetowe skupiające fanatyków tej metody z aktywnie działającymi forami, gdzie, jak sądzę, żadne pytanie nie pozostanie bez odpowiedzi (www.jerkbait.pl i www.multiplikator.pl).
Piotr Piskorski