Wróciłem, wróciłem… Przepraszam, że dopiero teraz ale tak mi jakoś umknął ten temat.
Generalnie połowić nie połowiłem za dużo, a to głównie za sprawą pogody. Kto był na Islandii ten wie, że jak jest ładnie to jest ładnie, ale jak się pogoda knoci to deszcz pada poziomo, a wiatr przewraca kampery! Tak jak zapowiadałem, to miał być wyjazd krajoznawczy, a wędkarstwo miało być jedynie wypełnieniem wolnej chwili. A że tej wolnej chwili nie było, bo albo lało, albo zwiedzaliśmy, nie mam się czym chwalić.
Mimo to zasięgnąłem języka na temat połowu ryb bez licencji. W mieście, w porcie, w informacji turystycznej, w hostelach, u napotkanych wędkarzy, słowem wszędzie, gdzie się dało. Moje pytania brzmiały mniej więcej tak: „czy znasz miejsca, gdzie można łowić ryby bez konieczności opłacania licencji?”, „ czy mogę gdzieś w pobliżu połowić za darmo?”, itp. Jeśli dobrze pamiętam to na jedenaście przeprowadzonych rozmów w dwóch przypadkach usłyszałem zdecydowane nie, w dwóch kolejnych zdecydowane tak, a w pozostałych siedmiu odpowiedzi były różne, np. być może ale tylko w wyznaczonym miejscu, tak ale tylko w jeziorze, tak ale musisz wypuścić ryby, itp. Najwięcej rzetelnych informacji uzyskałem od dwóch miejscowych starszych panów, którzy byli wędkarzami a zarazem właścicielami dużych terenów ziemskich. Jeden z nich wręcz zapraszał mnie do swojego samochodu, by zabrać mnie nad jezioro. Żałuję, że nie mieliśmy wtedy czasu, bo zapewne byłaby to wartościowa lekcja. Jeśli więc ktoś chciałby połowić legalnie za darmo, to zapewne mu się to uda.
Paradoksalnie jeżdżąc po Islandii natknąłem się na wędkarzy tylko trzy razy. Zaskakująco mało jak na tak obfity w ryby kraj! Jedni to Polacy, którzy łowili na rzece wypływającej z jeziora Myvatn. Jak przyznali – nie złowili nic. Drudzy to ekipa czesko-słowacka. Mieli sprzętu za kilkaset tysięcy zł! Jakby tak zebrać cały Bass Pro i włożyć do jednego auta. No szok! Bardzo przyjacielscy, chętnie dzielili się wiedzą. Trzecia ekipa to wspomniana para Islandczyków. Poza tym żadnych śladów wędkarzy! Jeziora puste, brzegi nad rzekami też, nawet łódkę przy brzegu widziałem zaledwie raz. Nie wiem gdzie ci ludzie łowią słynne islandzkie ryby?
Jeśli chodzi o koszty związane z całą trzytygodniową wyprawą to zamknęły się ona na poziomie niespełna 4000zł/os wliczając w to bilet promowy, paliwo, jedzenie z Polski i noclegi (głównie pod namiotami). Nie jest więc wcale tak źle jak powszechnie się uważa. Niemniej ceny na Islandii są wysokie i jeśli ktoś będzie skazany na samolot i wynajęcie samochodu na miejscu + kupno jedzenia i opłacenie noclegów, to koszty będą co najmniej 2 razy wyższe.
Użytkownik Granturismo edytował ten post 16 grudzień 2014 - 23:50