Mętna woda w warszawskiej Wiśle niełatwo daje się przejrzeć i tylko czasami wyrzuca na powierzchnię to, co kryje się w jej głębinach. Chociażby ogromną rybę długości człowieka i jeszcze trochę, która w środę unosiła się na wodzie przy prawym brzegu rzeki. - Jeśli to nie potwór, to musiał być sum. Tylko one osiągają takie rozmiary. Ten miał około dwóch metrów długości - donosi nasza czytelniczka, pani Wanda i przysyła nam zdjęcia rodem z kroniki monstrów, które zrobiła tuż przy moście Śląsko-Dąbrowskim. Na nich potężne, rozszarpane zwierzę dryfuje w kierunku piaszczystego brzegu rzeki.
"Nie ma powodu do paniki"
Zaniepokojeni wysyłamy zdjęcia do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie. Okazuje się, że przyczyn śmierci zwierzęcia może być kilka. - Być może sum ze zdjęcia mógł przepływać w okolicy statku lub motorówki i doznać urazu pracującą śrubą napędową. Być może próbował uwolnić się z przynęty i jednocześnie wędkarz próbował wyciągnąć suma, który w wyniku walki doznał urazu. Być może ktoś na widok dużej ryby rzucił w nią jakimś przedmiotem. Być może ryba zmarła z przyczyn naturalnych, a unosząc się w wodzie została rozerwana przez ptaki - snuje hipotezy Urszula Tomoń, rzeczniczka RZGW. Podkreśla, że nie ma powodu do paniki: na Wiśle w tym rejonie nie stwierdzono śnięć ryb na większą skalę, a do zarządu nie dotarły żadne sygnały o martwych rybach w związku z występującymi ostatnio wysokimi temperaturami.
Czysta woda, ryby szczęśliwe
Jak się okazuje, ogromna ryba nie jest znakiem potworności, ale... czystości wody w Wiśle. - To, że ryba osiągnęła takie rozmiary świadczy o tym, że woda w naszej rzece stwarza dobre warunki do życia - ocenia Tomoń. Tezę potwierdza Andrzej Zieliński, rzecznik Polskiego Związku Wędkarzy. - W Wiśle ryby mają doskonałe warunki do rozwoju. Są rynny, które wylizuje nurt i w których doskonale żyje się rybom, jest dużo pokarmu. Czystość wody się poprawiła, odkąd Warszawa ma oczyszczalnię z prawdziwego zdarzenia, nie występują już metale ciężkie. Nie ma tu może tylu raków, ile było przed wojną, ale i tak jest nieźle - mówi Zieliński i wymienia ryby, które zdarza mu się wyciągać z Wisły: - Szczupaki, sandacze, karpie, trafiają się karasie, oczywiście płocie, leszcze, szukające drogi do morza węgorze.
Nawet trzy metry
A dwumetrowe sumy? - Takich okazów nie łowi się codziennie, ale trafiają się, również w Wiśle w Warszawie. Sum jest największym drapieżnikiem polskich wód, dorasta nawet do długości dwóch i pół metra i wagi stu kilogramów. Rozmawiałem z rybakiem, który krótko po wojnie łowił na Wiśle ryby z ojcem. Używało się wtedy specjalnej siatki. Wpadły im dwa sumy, jeden miał ponad dwa metry, a drugi był tak wielki, że bali się, że łódkę wywróci. Musieli obciąć siatkę i go wypuścić. Jeśli wierzyć rybakowi, to sum musiał mieć ze trzy metry długości - opowiada Zieliński.
Suma o długości 2,38 metra złowił ostatnio w Warszawie Mateusz Kalkowski, przewodnik wędkarski. Gdzie dokładnie? - Nie mogę zdradzić, mamy swoje tajne miejsca - mówi. Wyjęcie ryby zajęło 30 minut. Zamiast na talerz trafiła przed obiektyw aparatu, po czym wróciła do rzeki. - Ryb z Wisły nie jemy, nie tylko ze względu na zanieczyszczenia. Propagujemy metodę "złów i wypuść". Nasz sum został więc wypuszczony, ktoś może jeszcze na niego trafi - mówi Kalkowski.