Na początku zaznaczę, że niniejszy tekst nie jest żadną oficjalną relacją z Pucharu.
Taką, znajdą koledzy niebawem na stronie Klubu Głowatka.
To tylko moje spostrzeżenia, zapewne mocno subiektywne. Może jednak pozwolą kolegom z jerkbait.pl łatwiej podjąć decyzję (na tak lub nie) o uczestnictwie?
Formuła Pucharu zakłada, że każdy wędkarz może w nim uczestniczyć.
To już dwudziesty pierwszy Puchar a mój trzeci.
Chęć wyjazdu miałem w głowie od dawna, ale jak wiadomo, proza życia może takie chęci zdusić skutecznie. Dopiero niespodzianka ze strony mojej kochanej Ani w postaci informacji, że właśnie opłaciła mi uczestnictwo, pozwoliła być spokojnym, że uda się tam być i w tym roku.
Po przygotowaniach- w drogę.
Jeszcze przed celem, w Knurowie, musiałem zobaczyć jak się ma Dunajec. Na wysokości mostu, od którego można łowić na spinning, stan wody był naprawdę zachęcający. Była trochę podniesiona, ale w miarę klarowna.
Już się w duchu ucieszyłem, bo to oznaczało, że szansa na spotkanie z rybą-marzeniem jest trochę bardziej realna. Przejeżdżając przez zaporę w Sromowcach Wyżnych, humor jednak się popsuł. Przy boisku woda wysoka i mętna, czyli woda była spuszczana ze zbiornika ze sporym impetem. Przy wysokim stanie rzeki, szanse na branie, które i tak zależy od wielu innych czynników, spadają jeszcze bardziej.
Na wodomierzu prawie 240. To jednak za dużo.
Trzy korony przywitały mnie mgłą.
Nie jestem członkiem Klubu, ale jeśli tylko zdrowie pozwala, jadę spotkać się z ludźmi, dla których głowacica stała się istotną częścią ich życia. Klubowicze przyjmują mnie zawsze z otwartymi ramionami. Tak było i tym razem.
Rejestracja w recepcji Hotelu Nad Przełomem, pierwsze powitania. Wokół zrozumiałe zamieszanie, w końcu zjeżdża się kilkadziesiąt osób, jednak wszystko było pod kontrolą organizatorów i przebiegało nadzwyczaj sprawnie.
Po krótkich rozmowach przy recepcyjnym kominku dało się wyczuć, że plany wędkarskie nieco się wszystkim skomplikowały. Już wiadomo, że w kolejnych dniach zapora nadal będzie zrzucać wodę w związku z koniecznością obniżenia lustra wody o 2 m dla prac remontowych. No trudno.
Pocieszeniem jest to, że sam regulamin Pucharu nie określa odcinka, na którym będzie można łowić, więc będzie szansa połowić też powyżej zapory albo…dużo niżej. Dla chcącego, nic trudnego. To tylko kwestia mobilności.
Zakwaterowanie w nowej części hotelu naprawdę na wysokim poziomie. Wszystko nowiutkie, czyste i schludne.
Po rozpakowaniu czas na przekąskę i szansa na zapoznanie się z ofertą firm Savagear, Scierra i kolegów z Czech czyli Tommi-Fly.
Wszystko ciekawe, jednak moją uwagę szczególnie przyciągnęła szeroka gama kołowrotków muchowych Tommi:
Na godziny popołudniowe były zaplanowane prelekcje.
-Artur Furdyna „Ina- rzeka po przejściach…ale z dużym potencjałem.”
-Profesor Tomasz Mikołajczyk w dwóch prezentacjach: „Telemetria ryb. Badania wędrówek i zachowań ryb” oraz „Zarybienia. Zło konieczne?”
-Doktor Stanisław Cios „Fauna denna Dunajca i jej znaczenie dla wędkarzy i gospodarki rybackiej”.
Artur przedstawił zebranym jakie efekty może przynieść działanie zdeterminowanej grupy ludzi, którzy poświęcają prywatny czas na walkę z otaczającym nas absurdem i zachłannością. Taki wysiłek pozwala skutecznie blokować niepotrzebną regulację rzek, zapędy pazernych biznesmenów od MEW i niepoprawnych kłusoli. Po więcej szczegółów odsyłam na stronę www Towarzystwa Przyjaciół Rzek Iny i Gowienicy (http://www.tpriig.pl), bo z ich doświadczeń warto czerpać inspirację i wiedzę.
Profesor Tomasz Mikołajczyk, w swojej pierwszej prelekcji zapoznał nas szczegółowo z metodami gromadzenia informacji przy użyciu nowoczesnych nadajników i chipów wszczepianych rybom, opisał światowe doświadczenia w tym zakresie i poinformował o wykorzystaniu tych narzędzi badawczych w Polsce.
W swoim drugim wystąpieniu wywołał temat, który rozbudził w uczestnikach zrozumiałe emocje. Chociaż wszyscy słuchacze się go spodziewali- Pan Profesor był przecież specjalnie zaproszony z tym tematem wykładu, to atmosfera była gorąca a mnie osobiście temat skłonił do napisania tego tekstu.
Na tle ogólnej degeneracji rzek, związanej z działalnością człowieka (czego ważnym z klubowego punktu widzenia przykładem są zapory na Sanie i Dunajcu) a także efektów dotychczasowych zarybień, zobrazowanymi przykładami ze świata (usłyszeliśmy raczej znane przykłady introdukcji pstrąga do rzek i zbiorników w Nowej Zelandii, suma do rzek Hiszpanii czy tołpygi do rzek w Stanach Zjednoczonych), Profesor Mikołajczyk poruszył temat zasadności obecności głowacicy w naszych wodach.
Pan Profesor zaprezentował niezwykle purystyczne spojrzenie na zagadnienie- głowacica jest rybą dorzecza Dunaju, więc nie powinna być obecna w naszych wodach. Na naszym terytorium mamy z tego dorzecza tylko Czarną Orawę i Czadeczkę i w nich głowacica już nie występuje. W ocenie Profesora, należy dążyć do uzyskania warunków wyjściowych, czyli takich, które ukształtowały się przed erą istotnego wpływu człowieka na środowisko.
Następnie Profesor nakreślił obraz głowacicy jako niepohamowanego pożeracza pstrągów i lipieni. Wg Profesora, głowacica musi zjeść 10 kg ryb na każdy kg przyrostu własnej masy ciała. Jeśli założymy, że głowacica ma wokół siebie tylko pstrągi i lipienie, to można łatwo policzyć, że dorosła głowacica o wadze 10 kg pochłonęła w swoim życiu 400 pstrągów i lipieni o przeciętnej masie 0,25 kg. Jeśli przemnożymy to przez liczbę dorosłych głowacic obecnych w naszych rzekach, to otrzymujemy obraz niebywałego szkodnika. Zajmuje ponadto najlepsze stanowiska w rzekach, nie dając rybom chwili wytchnienia.
Profesor pod koniec wykładu stwierdził, że należy przynajmniej zacząć się zastanawiać do czego dążymy w gospodarce na górskich rzekach, jeśli weźmiemy pod uwagę następujące kumulujące się czynniki, które ich dotyczą:
-regulację
-zbiorniki zaporowe
-kormorany
-nasiloną presję wędkarską
-kłusownictwo
-głowacicę
Tym dylematem Profesor zakończył wykład i odebrał podziękowania za przedstawienie swojego punktu widzenia.
Następnie z zaprezentowanymi tezami zmierzyli się inż. M.Kowalewski i dr S.Cios.
Z ich wypowiedzi, wynikają następujące fakty:
Na przeważającym obszarze występowania (w 80-90% powierzchni rzek, w których występuje), głowacica żeruje na białorybie. Stanowi on ponad 80% ich diety. Pstrągi i lipienie łącznie, stanowią ok. 10%, a dowodzą tego specjalistyczne badania przeprowadzone na Dunajcu w latach 1978-82 przez prof. A. Witkowskiego i mgr. inż. M. Kowalewskiego. Przeprowadzono w nich badania zawartości żołądków odłowionych głowacic. Skład jej diety wynika z faktu, że głowacicy po prostu nie opłaca się wydatek energetyczny w postaci uganiania się za pstrągami czy lipieniami, jeśli może całkiem łatwo najeść się łatwiejszą zdobyczą: ukleją, świnką, brzaną czy w ostateczności jakąś inną chorą i osłabioną rybą, działając jako selekcjoner (warto w tym miejscu pamiętać, że jeśli nie będzie selekcjonera, choroby i słabe geny będą rozprzestrzeniać się bez przeszkód). Co więcej, głowacica do osiągnięcia pierwszego kilograma masy, żeruje praktycznie tylko na owadach i bezkręgowcach. Należy te szacunki następnie skorygować do wartości ok. 5-6 kg zjedzonych ryb, które są właściwie charakterystyczne dla większości ryb drapieżnych i w przypadku głowacicy znacząco od tej wartości nie odstają. Korekta jest konieczna, bowiem musimy wziąć pod uwagę, że dieta starszej głowacicy to nie tylko ryby, ale także płazy (głównie żaby) czy inne kręgowce wliczając w to drobne ptactwo i gryzonie. Przypomniał te fakty dr Stanisław Cios, komentując wyliczenia Profesora. W świetle powyższych faktów, nawet w ubogich wodach górnego biegu rzek, gdzie dominuje pstrąg i lipień , szacunki prezentowane przez Profesora nie dają się obronić.
Prawdziwości twierdzeń odnośnie zwyczajów żywieniowych głowacicy, choć nie w sposób naukowy, dowodzą też doniesienia wędkarzy, którzy z różnych przyczyn musieli zabrać głowacicę z łowiska i mieli sposobność zbadać żołądek. Ja osobiście, znając sporo takich przypadków, nie słyszałem o znalezionym tam pstrągu lub lipieniu.
Reasumując, głowacica zjada te ryby, których ma w otoczeniu najwięcej i takich, które da się upolować bez większego wysiłku. Stąd prawdopodobnie obecność największych okazów w niższych odcinkach Dunajca - mają tam szansę żerować na łatwej zdobyczy, jaką są ryby karpiowate.
Jeżeli więc weźmiemy pod uwagę fakt, że głowacica jest obecna w rzekach polskich od praktycznie 100 lat, negatywne skutki jej obecności powinny być już dawno zauważalne. Niestety dla krytyków głowacicy, takich faktów, potwierdzonych naukowo znaleźć się nie da, ponieważ jej sporadyczne występowanie nigdy do takowych nie doprowadzi.
Dr Cios przypomniał jeszcze jeden doniosły fakt, dający odpowiedź na pytanie: „Czy głowacica zasługuje, by zamieszkiwać polskie rzeki?”. Pomińmy na chwilę to, że jest to ryba niezwykła, fascynująca i stanowiąca prawdziwe wędkarskie wyzwanie, choć to oczywiście także usprawiedliwiałoby wg mnie jej obecność. Tak naprawdę najważniejszym powodem, dla którego trzeba o Nią dbać, jest ten, że to człowiek odebrał i zniszczył jej naturalny habitat w Czarnej Orawie i Czadeczce i jest to działanie nie do naprawienia. Jest więc uzasadnionym i sprawiedliwym, zrekompensowanie tej straty w postaci umożliwienia jej bytowania w innych rzekach, by głowacica nie dołączyła do listy gatunków wymarłych (a tak naprawdę wyniszczonych) w Polsce.
Myślę, że każdy z nas chciałby powrotu łososia i troci do górnej Wisły i jej dopływów czy jesiotra do jej warszawskiego odcinka. Tylko na ile jest to realne przy dzisiejszym sposobie gospodarowania zasobami? Głowacica częściowo rekompensuje stratę obecnych dawniej wielkich ryb łososiowatych.
Nie ma wątpliwości, że bezmyślne wprowadzanie obcych i ekspansywnych gatunków jest działalnością szkodliwą i w krótkim czasie może doprowadzić do całkowitego wyniszczenia ekosystemu, jednak trudno będzie się zgodzić z twierdzeniem Profesora, że (przykładowo) obecny w Sanie lipień, czy głowacica w śladowych ilościach występująca w Dunajcu, Sanie i Popradzie także stanowią zagrożenie i na pewno nie można porównywać tej obecności ze prawdziwie szkodliwą działalnością człowieka w postaci regulacji, zatruć czy kłusownictwa.
Dodam też od siebie, że samo zestawienie głowacicy z resztą negatywnych czynników jest dla mnie manipulacją, podobnie jak wcześniejsze przykłady zarybień na świecie nie mają żadnego związku z tematem zarybiania głowacicą. Zamieszczenia takiego przekazu w wykładzie nie będę komentował.
W świetle profesorskiej teorii o historycznych uwarunkowaniach składu gatunkowego danego dorzecza, głowacicy nie powinno być w Dunajcu, Sanie i Popradzie. Teoretycznie oczywiście tak, ale praktycznie- należy wziąć pod uwagę całą masę innych argumentów, które zostały tu zaprezentowane i dopiero wtedy ferować wyroki. Dlaczego nie pójść dalej i nie podważać np. obecności lipienia w Sanie? Ostatecznie jego tam też kiedyś nie było.
Dla udowodnienia tezy o szkodliwości jakiegoś gatunku, należałoby przedstawić konkretne przykłady jego negatywnego wpływu. W przypadku omawiania głowacicy, w wykładzie zabrakło konkretów (bo też trudno takie znaleźć), natomiast pojawiły się ogólnikowe stwierdzenia oparte na wyrywkowych badaniach niewielkiego odcinka Sanu. Co innego obliczenia z błędnymi danymi wyjściowymi a co innego udokumentowane fakty. Oczami wyobraźni widzę niestety pokłosie takich wywodów i wyliczeń. Wiem już skąd biorą się późniejsze haniebne działania pseudowędkarzy muchowych, którzy z zapamiętaniem mordują młode głowacice „ratując pstrągi i lipienie”.
Wszyscy mówcy zgodzili się, że międzysystemowe przenosiny gatunków z jednego kontynentu na drugi to pomyłki, które zdarzały się w XIX i XX w. jednak teraz nie powinny już mieć miejsca.
Dr Cios przeszedł płynnie do swojej prelekcji, w której z pasją opowiadał nam o najciekawszych szczegółach z życia jętek, chruścików, ochotek i pijawek. Były to informacje przydatne nie tylko pod kątem wykorzystania w wędkarstwie muchowym, ale także uświadamiające wszystkim skomplikowane relacje zachodzące pomiędzy organizmami zamieszkującymi rzeki górskie.
Po wykładach był czas na kontynuację rozmów przy stole zastawionym miejscowymi przysmakami i przy akompaniamencie kapeli góralskiej. Rozmowy trwały do późnych godzin nocnych.
Następnego dnia, mimo, że pierwsza tura zawodów miała zacząć się dopiero po wpuszczeniu dużej głowacicy do Dunajca o 12.30, nie wytrzymałem i o świcie byłem nad wodą. Co prawda bez kontaktu z rybą, jednak samotne przemierzanie brzegów rzeki ma swój niepowtarzalny urok a znalezienie nowych, ciekawych miejscówek napawało optymizmem.
Po późnym śniadaniu każdy z chętnych miał szansę na szlifowanie techniki rzutów wędką muchową pod okiem Adama Sikory. Mistrz ze spokojem, skromnością i uśmiechem korygował błędy a jego umiejętność posługiwania się każdym zestawem była imponująca.
Można było także wypróbować sprzęt muchowy i spinningowy firmy Vision.
Był też czas na profesorski wykład o poprawnym doborze nowoczesnych linek.
W trakcie warsztatu, można było spróbować miejscowych dań, przygotowanych przez Koło Gospodyń Wiejskich. Pyszności.
Wreszcie wszyscy chętni zostali zaproszeni do odwiedzenia Ośrodka Zarybieniowego w Łopusznej przy okazji odbioru głowatki, którą będziemy wypuszczać. To gratka, bo bez uprzedniej zgody nie jest to możliwe. W związku z tym, że w poprzednich latach już tam byłem, by nie zwiększać tłoku w Ośrodku, zostałem na lekcji Adama. Mogłem dłużej potrenować rzuty muchówką dwuręczną #10. Jak dla mnie, to ciężka robota.
Wolę jednak spinning z kultowym woblerem.
Wreszcie głowatka przyjechała
i przy asyście zgromadzonych, w blasku fleszów godnym największej gwiazdy Hollywood,
została wpuszczona do nurtów Dunajca.
Chwilę pobawiła przy brzegu oswajając się z nowym otoczeniem po czym majestatycznie odpłynęła.
Można było rozpocząć zawody.
W miejscu, gdzie głowatka została wpuszczona, obowiązywał 1,5 godzinny zakaz połowu.
Pogoda niestety nie sprzyjała żerowaniu głowatki. Słońce przebijało się coraz śmielej przez delikatne chmury, co oczywiście podkreślało urodę złotej polskiej jesieni.
Nikt do zakończenia I tury nie zgłosił ryby, więc nie pozostało nic innego jak odzyskać siły po kilku godzinach łowienia. Na pewno pomogła w tym restauracja hotelowa, która zaserwowała m.in. wspaniałą golonkę.
Głównym punktem wieczoru była licytacja sprzętu wędkarskiego,
pozyskanego przez Klub od sponsorów. Miło było patrzeć, jak dla dobra sprawy, z uśmiechem przepłacano za fanty, by kwota zbiórki była jak najwyższa. Obok zwyczajnych kołowrotków, wędek, akcesoriów czy innych ciuchów można było wylicytować np. unikalne obrotówki handmade czy ciekawe pamiątki klubowe. Cała kwota zebrana w ten sposób (w tym roku ponad 15.000 pln) zostanie jak zawsze przeznaczona na zarybienia pstrągiem potokowym, lipieniem i głowacicą.
Następny dzień od świtu to II tura zawodów. Pogoda niestety jeszcze ładniejsza, więc cóż, spróbować trzeba, ale nadziei wielkiej nie ma. Wszystkich trzymała nad wodą świadomość, że głowacica jest rybą absolutnie nieprzewidywalną, więc wszystko się jeszcze mogło zdarzyć. Koło południa jednak, większość ostatnich zapaleńców zjechała do hotelu.
Niektórzy jeszcze próbowali swoich sił z lipieniami.
Wyjaśniła się też nasilona obecność Straży Rybackiej nad hotelowym brzegiem rzeki.
Okazało się, że poszukują 3 kłusowników łowiących pstrągi na robala, którym zrobiono zdjęcie na wysokości hotelu. Po dłuższym śledztwie udało się ich zidentyfikować- było to 3 miejscowych amatorów darmowej ryby. Mam nadzieję, że Prokuratura kłusowanie wybije im z głów.
O 12.00 w momencie zakończenia zawodów było wiadomo, że i dziś nikt nie zgłosił ryby.
Pozostało ogłosić oficjalnie wynik, zrobić pamiątkowe zdjęcia i wpisać się do księgi pamiątkowej.
Spotkanie Klubu to zawsze jest czas intensywnego życia jednym tematem, czas spędzony w jedynym w swoim rodzaju otoczeniu Pienin, czas wielogodzinnych łowów, czas nauki od innych pasjonatów i możliwość uczestniczenia w wydarzeniu ważnym i pożytecznym.
Jeśli któregoś pięknego dnia i mnie uda się złowić tą wspaniałą rybę, będę wiedział, że to także dzięki tym spotkaniom.
Dziękuję Kolegom z Klubu Głowatka za to spotkanie: serdeczne przyjęcie, atmosferę, ciekawy program i całą masę pozytywnych wrażeń.
DonPablo
Ps. Przepraszam za nieprofesjonalne zdjęcia. Ja tylko dokumentuję
Użytkownik DonPablo edytował ten post 10 listopad 2014 - 14:57