Wiecie co? Znajomi oraz koleżanki gdy się dowiadują że ja wędkuję z zamiłowaniem i że robię sama przynęty robią miny które warto byłoby upamiętniać na fotografiach. Nie potrafią zrozumieć że kobieta może zwyczajnie wędkować, że może mieć pasję, że może wstawać przed świtem zabierać wodery wędeczkę i podbierak i pędzić w ciemności nad wodę po 300-400 km. Gdyby jeszcze widzieli mnie nad tymi pięknymi rzeczkami, brodzącą i przedzierającą się przez krzaki i bagniska, opędzającą się od chmar owadów , zdejmującą pająki ze swojej szyi moje koleżanki na samą myśl o tym dostają gęsiej skórki ) to naprawdę ich miny godne byłyby uwiecznienia nie tylko na kliszy fotograficznej ale i płótnach znanych portrecistów. Chciałabym wam napisać o mojej pasji. Sądzę że wielu z was ma podobne odczucia. Budowa przynęt to coś więcej niż wędkarstwo. O wiele więcej. To nie tylko sposób na spędzenie czasu na świeżym powietrzu. To coś każe siedzieć w piwnicy w oparach lakieru. To potrzeba walenia młotkiem w blachę ,ciecia, gięcia, szlifowania, i co najbardziej lubię polerowania. Wiecie że metal ma swój zapach !? Uwielbiam go.( może jestem dziwna ale tak już jest ) Uwielbiam zapach obrabianego metalu w połączeniu z unoszącymi się oparami pasty polerskiej. Ciepło polerowanego mosiądzu, i ten błysk blachy która zaczyna przypominać biżuterię. To jest fascynujące jak z nieciekawego matowego porysowanego kawałka mosiądzu wyłania się śliczna połyskująca świeżością blaszka. Przecieram je filcem, czyszczę i oglądam oglądam oglądam. Układam jedna obok drugiej i podziwiam.(kurde to już prawie samozachwyt) No cóż już tak mam że lubię takie ładne przedmioty. A gdy urodzą się w moje wyobraźni a potem zrealizują w realnym świecie to już jest pełen odlot. Chyba nie zrozumie tego ktoś kto nie wykonał nigdy woblera czy blaszki. Kręciłam też muszki. I tu chylę czoło przed ich twórcami. Uwielbiam patrzeć na pudełka z pięknie poukładanymi nimfami. Muszkarze to pedanteryjni zboczeni wędkarze. Wiecie że gdy już jadę nad wodę, rozkładam wędkę, i uzbrajam ją moją przynętą to zapominam o reszcie świata. Jestem tylko ja, moja przynęta i woda. Uwielbiam obserwować pracę przynęty, dlatego tak pokochałam małe strumyki i pstrągowanie. Widok obwąchującego przynętę kabanka może przyprawić o zawał serca. Wielokrotnie zdążyło mi się wrzasnąć gdy taki pstrągalek znienacka przyładował w mojego woblerka. Właśnie ten moment te parę sekund , gdy widzimy rybę i jej atak i to tąpnięcie w wędkę, to jest to co mnie gna po te 300-400 km Szczupakowanie już nie ma takiego smaczku , też lubię połowić te krokodylowate rybki, ale gdzie im do adrenaliny jaką może wywołać widok podnoszącego się 60 cm kleniora do suchej muszki ! Serce staje na kilka chwil gdy klenisko w pokazując się w całej okazałości tuż pod powierzchnią wody zaczyna liczyć odnóża mojego chruścika. Zastanawia się czy to będzie dobry kąsek , czy może nie za kwaśny , może za słony? Właśnie dla tych paru sekund niepewności, gdy ryba obwąchuje muszkę, momentu gdy otwiera pyszczek i zasysa przynętę, Właśnie dla tych chwil wpadłam po same uszy w to wędkarstwo i lurebuilding