Jak się mylę to proszę mnie zrugac i wkleić link do lektury.
Pomyślałem że pociągne wątek.
A więc od jakiegoś czasu wędka powedrowala do autka służbowego.
Jadąc do pracy mam po drodze wodę gdzie mogę w ciszy i spokoju troszku pomachac.
Nad triciowo-lososiowa rzekę jeżdżę raz w tyg.
Uczę się machać i muszę przyznać że czasem wychodzi
Oczywiście placze się i wychodzą babolce, ale z ostatniej soboty jestem zadowolony.
Nie uciekam już od muszkarzy.A tak robiłem, gdyż spojrzen z politowaniem nikt nie lubi
Trochę zaczynają nawet ze mną rozmawiać
Wiadomo wszędzie są kliki.
Wracając do rzutów...
Czasem udaje mi się cisnąć prawie do podkładu. Oczywiście przypomina pewnie to bardziej machanie cepem niż muchowką, ale... trzeba trenować trenować i trenować.
Powoli zaczynam koncentrować się na prowadzeniu muchy i na pobudzenie (na razie troci) do ataku rybki.
Dominująca mucha to czarna z dodatkiem czerwieni.
I ja wcześniej sporo ryb na taki zestaw kolorystyczny wyjalem.
Do czego zmierzam?
Rzucając sobie w sobotni dzionek muchami różnej maści patrzyłem na wodę prawie martwą.
W pewnym momencie wyszło słonko, które przeswietlilo dosyć ciemną wodę rzeki.
Będąc na pólce skalnej spojrzałem na półkę poniżej na jakieś 1,5m głębokości ( głębokość tego miejsca +- 3m)
Prawie pod nogami szło w górę 5, 6 troci
Wymieklem i zastanawiam się czy te które idą w górę jest szansa skusić do biora, czy może skupiać się tylko w miejscach gdzie się owe rybki zatrzymują?
Ps
Oczywiście sprowokowalbym je wahadlem lub rapalka, ale już tak nie che
Użytkownik Z Olsztyna edytował ten post 18 kwiecień 2016 - 08:47