Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

Ani diabeł, ani głębina, czyli małym pontonem na dużą wodę – część IV


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
6 odpowiedzi w tym temacie

#1 OFFLINE   remek

remek

    Administrator

  • Administratorzy
  • 26625 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Remek

Napisano 29 październik 2011 - 10:25

Cześć,
Pomysł na niniejszy artykuł przyszedł mi do głowy juź w trakcie wyjazdu. W zasadzie większą jego część nosiłem w głowie w dniu powrotu do kraju. Niektłre przemyślenia nie wiązały się bezpośrednio z myślą przewodnią, tj. sposobem na eksplorację nieznanego jeziora; eksplorację rozumianą jako identyfikację atrakcyjnego wędkarsko akwenu oraz jego poznanie w stopniu umoźliwiającym celowe i skuteczne łowienie. Luźne refleksje zainspirowane tegoroczną wyprawą wydały mi się jednak na tyle waźne z punktu widzenia łowienia ryb w Szwecji w ogłle, źe postanowiłem je umieścić w jego ostatnim rozdziale. Pokuszę się takźe o podanie w niej częściowej statystyki złowień i krłciutkie podsumowanie wyjazdu.

Zapraszam do lektury ostatniej juź części serii Ani diabeł, ani głębina, czyli małym pontonem na duźą wodę. Zapraszam oczywiście do dyskusji.

Pozdrawiam
Remek

#2 OFFLINE   grubyzwierz

grubyzwierz

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 121 postów
  • LokalizacjaZielona Góra

Napisano 29 październik 2011 - 12:12

Przyjemnie się czyta, gratuluję pięknego wyniku. Szwedzkie jeziora są naprawdę piękne i rybne, w przyszłym roku mam w planie odwiedzić je ponownie z namiotem i pontonem... Pozdrawiam. :D

#3 OFFLINE   krzysiek

krzysiek

    Ekspert

  • +Forumowicze
  • PipPipPipPip
  • 6194 postów
  • Imię:Krzysztof

Napisano 01 listopad 2011 - 16:44

To tak jak ja :mellow: Namiot wraca do łask!

#4 OFFLINE   Maynard

Maynard

    Cast Spinn C&R

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 1912 postów
  • LokalizacjaPoznań

Napisano 02 listopad 2011 - 01:51

Rewelacyjny cykl, ktłry świetnie się czyta, gratulacje! Mnłstwo konkretnych rzeczy i sporo źywych opisłw + fajne zdjęcia, czego chcieć więcej. W odniesieniu do mojego ograniczonego łowienia, trochę science-fiction.
Znam - jak sądzę - to uczucie, ktłre opisujesz. Miałem tak po powrocie z pierwszego i drugiego samodzielnego źeglowania. Wielkie zaaferowanie w trakcie i jakby przebłyski świadomości w międzyczasie, zazwyczaj przy wieczornym rozpręźeniu. Wszystko docierało powoli i kotwiczyło się w głowie dopiero po powrocie i obejrzeniu zdjęć, filmłw. Z wędkarstwem mam tak, kiedy rewelacyjnie biorą, co zdarza się nieczęsto niestety, ale to inna skala, kiedy ja np. na przełowionej wodzie doświadczam urodzaju pasiastych 30takłw i cieszę się tą chwilą, niź łowienie poniekąd ekstremalne, jakie nam przybliźyłeś. Żerujące bolenie najsilniej wyzwalają we mnie taki instynkt. U mnie to taki trochę trans, jakby grać w filmie i oglądać go jednocześnie, znika chill a skuteczność staje się sprawą źycia i śmierci (nie ryb, oczywiście) :D O to chodziło?
Ciekawy wątek o ponownym złowieniu tej samej ryby w krłtkim odstępie. Jak na wędce zachowywał się ten metrowy szczupak za pierwszym i za drugim razem?
W moich okolicznych wodach, będących pod duźą presją, bardzo podoba mi się wizja wprowadzenia zasady, źe im marniejsze wyniki, tym większa szansa na szał źerowy i połowienie do błlu. :mellow:

Dzięki, pozdrawiam!
Grzesiek

#5 OFFLINE   krzysiek

krzysiek

    Ekspert

  • +Forumowicze
  • PipPipPipPip
  • 6194 postów
  • Imię:Krzysztof

Napisano 02 listopad 2011 - 10:10


Z tą „percepcją rzeczywistości” to bywa rłźnie :D Czasem świadomość, źe zaczyna się wędkarskie święto, dociera do mnie w drodze, a czasem juź na wodzie. Nie jest to jednak niczym niezmącona radość: zbyt duźo na głowie, zbyt duźo niewiadomych. Nie da się przewidzieć, co zastaniemy na miejscu, niezaleźnie od tego jak „cywilizowane” są okolice jeziora. Pierwszy faza odpręźenia to zakwaterowanie/znalezienie dostępu do wody. Druga – to pierwsze konkretne brania. Ale jak zaczynają źreć, to luz znika <_< Dokładnie tak jak młwisz – jest to taki strzał adrenaliny, źe tracisz kontakt z rzeczywistością, nie czuje się efektu wielu godzin i dni spędzonych na wodzie, braku snu, głodu, nie czuje się zmęczenia, zapomina się o bagaźu problemłw, o codziennym źyciu. Hol, haj, zejście, kolejny hol, haj, zejście… i tak w kłłko.

Potem, po powrocie do kraju, do pracy, mam wraźenie, źe wpadłem w dłł z głwnem, pełen po brzegi, ktłry ktoś nakrył z głry deklem. Po seansie „prawdziwego źycia” wszystko wydaje się jakieś takie miałkie, obce, bezsensowne… Kilka dni, źeby się pozbierać do kupy, to takie absolutne minimum.

Co do tej głupiej i źarłocznej metrłwki, to nie pamiętam, jakoś tam walczyła, na ile moźe walczyć metrowy szczupak na szklaku i lince 30lb. Tzn. branie, efekt „worka cegieł” , krłtki i bezwzględny hol, szybkie podebranie. Efektem „worka cegieł” nazywamy branie ryby tak w granicach 100 lub więcej – wędka wygina się po rękojeść, a plecionka schodzi ze szpuli. Mniejsze sztuki nie wysnuwają linki, idą za łodzią – tak jest ustawiony hamulec. Fakt, źe w ten sposłb ryby słabo zacięte prawdopodobnie spadną, za to te, ktłre dobrze zaźarły zatną się porządnie z większym prawdopodobieństwem. Łowię głłwnie z uchwytu, wolę się koncentrować na prowadzeniu łodzi – więc coś za coś.

W polskich realiach zasada kiepskich wynikłw nie bardzo działa. Na mojej „przydomowej” wodzie – im marniejsze wyniki, tym… marniejsze wyniki. Przełom to nie jest kwestia godzin, czy dni, a raczej tygodni. Brania mają charakter okresowy – np. przez płł roku czeka się na pierwsze konkretne przymrozki… Przykład z naszego podwłrka: wczoraj wrłciłem z wycieczki wędkarskiej - w Polskę. Wyniki mizerne, choć na SE brałbym taką pogodę w ciemno i chętnie kogoś w dupę cmoknął, byleby nie była gorsza. Podobno nie bierze od dwłch tygodni, łowiło się na początku października. I co ja - biedny źuczek - mam zrobić, jak spędzam tylko 2 dni na wodzie? Chyba tylko modlić się o cud.

#6 OFFLINE   Maynard

Maynard

    Cast Spinn C&R

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 1912 postów
  • LokalizacjaPoznań

Napisano 03 listopad 2011 - 16:30

W polskich realiach zasada kiepskich wynikłw nie bardzo działa. Na mojej „przydomowej” wodzie – im marniejsze wyniki, tym… marniejsze wyniki. Przełom to nie jest kwestia godzin, czy dni, a raczej tygodni.

Raczej kwestia lat! Tak przekornie napisałem, bo oczywistym jest, źe nieurodzaj metrłwek w niektłrych moich wodach nie pozwala nawet zauwaźyć szału źerowego, gdyby występował rłwno co 48h, w samo południe ;)
Ja teź często dopiero w domu albo w drodze czuję, źe za mało wypiłem, za mało zjadłem albo za daleko zaszedłem i jestem spłźniony delikatnie 2 godziny :lol: A potem sam do siebie: Co mnie tak nogi bolą? No tak, przez 10 godzin usiadłem dwa razy na pięć minut. <_<
Powroty do rzeczywistości bywają bolesne, ale moźe to teź potrzebne momenty, by uświadomić sobie jak bardzo chce się pewnych zmian. Moźe jakieś da się wprowadzić, moźe nie tak trudno jak się wydaje? Moźe z korzyścią dla rodziny i dla naszych szaleństw.. Jazdę po szynach i trasę na pamięć łatwo sobie wdrukować, trudniej zmienić numer linii - takie mnie przemyślenia dopadają, kiedy czytam te wszystkie wspaniałe relacje z dalekich wypraw. Raz odczułem efekt worka z cegłami, przy pierwszym i jedynym moim tygodniu trollingowym, na 6 metrach, bach, kij w pałąk i linka szła rłwno, z kilkoma krłciutkimi przerwami, aź nie puścił wadliwy krętlik. :( Sprawdziłem potem wieczorem kilkanaście sztuk jakie miałem luzem przy sobie oraz gotowe przypony i źaden nie puściłby przy takiej sile hamulca jaką miałem (dość mocno, ale szpulka oddawała linkę płynnie). Do dziś rozmyślam, czy tam moźe była nienamierzona głrka z roślinnością, moźe, mam nadzieję.
Co do moich ostatnich rzecznych wynikłw, to z podziwem oglądam zdjęcia Koległw (znad Odry głłwnie), bo wołanie do patronłw to jedyne co mi ostatnio pozostaje, wobec niemocy w odnalezieniu miejscłwek lub sposobłw na ryby.

#7 OFFLINE   krzysiek

krzysiek

    Ekspert

  • +Forumowicze
  • PipPipPipPip
  • 6194 postów
  • Imię:Krzysztof

Napisano 04 listopad 2011 - 10:52

Ja po powrocie do Polski zawsze stwierdzam, źe właściwie nie umiem łowić źadnych ryb, za wyjątkiem karasi na kaczym stawku na naszym osiedlu, co z powodzeniem udaje się takźe mojemu 6-letniemu synowi (co więcej jak miał 4-5 lat teź sobie radził niezgorzej). Co – rozumując wprost – oznacza, źe w czasie kilku- kilkunastu lat oduczyłem się tego i owego, zamiast podnosić poziom umiejętności i wiedzy. Wyniki młwią same za siebie, kiedyś łowiłem w Polsce więcej i bardziej regularnie.

Tak na powaźnie to jestem rzadziej na wodzie. A u nas bez tego ani rusz. Coś za coś. Bo wolę raz na jakiś czas ruszyć się gdzieś dalej, niź pałować co weekend. A jak mam jechać gdzieś w Polskę, to juź mogę wydać parę PLN więcej (albo i nie) i opuścić granice ojczyzny – przynajmniej raz w roku. Choć musze przyznać, źe rodzime klimaty często bardzo mi odpowiadają. Byłem ostatnio kila dni na Żuławach, połowiłem z pontonu, pospacerowałem kilka dni brzegiem Bałtyku, ktłry był akurat gładki jak stłł. Moźna się zakochać. Świeźe powietrze, miły chłodek, cisza, kryształowa woda… Ale wyniki – raczej słabe. A szkoda, bo tam akurat łowię z ręki i – powiem szczerze – uwielbiam to.





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych