Telefon.
Mateusz: Yo. Gdzie łowimy w sobotę.
Ja: Hejka. … Ja nie łowię, mam robotę w sobotę
Piątek
Moje plany nieco się pozmieniały, „fucha” odwołana.
Telefon
Ja: Hejka … miejsce na pontonie to jeszcze masz?
Mateusz: Yo. Mam.
Ja: Zatem o 6.00 rano będę na ujściu.
Mateusz: … ech znowu nie pośpię … będę
Tak w skrócie wyglądało nasze umawiania, sobota miała być tym dniem.
Sobota
Dziś miałem z „chłopca wędkarza” stać się „ mężczyzną wędkarzem”.
Dziś miałem spotkać się z sumem, w tym celu zakupiłem nawet nową wędkę. Chwilę po 6.00 przyjechał Mateusz i po kilkunastu minutach płynęliśmy w górę rzeki. Nawet nie wiem która był godzina gdy na kiju poczułem silne uderzenie. Sam hol, wydaje mi się poprawny, chociaż Mateusz mówi że miałem wiele do powiedzenia, trwał kilka minut. Pojawił się mój pierwszy sum 85cm
Kedy adrenalina puściła
... i popłyneliśmy dalej ... złowiłem kolejnego suma
Przyszedł czas na Mateusza
Sprawne podebranie
I kilka zdjęć z królem
Z tymi sumami jeszcze się spotkamy
Złowiliśmy dodatkowo kilka okoni, kilka metrów żyłki i ... skarpetę, ale Mateusz stwierdził, że nie chce mieć z nią zdjęcia , a nawet dziurawa nie była
I to w zasadzie tyle o naszym sobotnim wypadzie. Wędke przetestowałem.