Kategorie Wszystkie →
Szukaj w artykułach
Reklama
Ostatnie na blogu
-
Omlet ok..
Sławek Oppeln Bronikowski - wczoraj, 22:30
-
Koniec... i wędkarskie życie po nim
Guzu - 29 paź 2024 12:00
-
sztuka łowienia
Sławek Oppeln Bronikowski - 07 paź 2024 20:22
-
i tak dalej
Sławek Oppeln Bronikowski - 17 wrz 2024 20:04
-
Nudy
Sławek Oppeln Bronikowski - 05 sie 2024 10:00
Ostatnie komentarze
-
Łowienie białorybu na spinning
S.N. - dziś, 10:44
-
Aliexpress - sprzęt muchowy, materiały, narzędzia
Richi55 - dziś, 09:25
-
BIG GAME - popping, jiging
wujek - wczoraj, 13:16
-
Casty Sakura
S.N. - wczoraj, 11:44
-
Zestaw castingowy pod okonie
S.N. - 19 lis 2024 14:12
-
RANKING NAJGORSZYCH SKLEPÓW WĘDKARSKICH ONLINE
mario - 19 lis 2024 12:10
Tagi
- ogłoszenie
- wędki
- przelotki
- inne
- kołowrotki
- konkurs
- wodery
- śpiochy
- rodbuilding
- kołowrotek
- video
- dolnik
- catch and release
- pracownia
- fly fishing
- naprawa
- catch&release
- spacing
- motorowodne
- odzież
- blank
- phenix
- uchwyt
- spinning
- artykuł
- #pstragi
- szczupak
- rękojeść
- woblery
- serwis
- okoń
- pstrąg
- step-by-step
- sandacz
- tech
- autorski
- miasto
- street fishing
- c&r
- autorski-rb
- tech-rb
- #refleksje
- fuji
- buty do brodzenia
- mhx
- kleń
- glass
- przynęty
- tuning
- blanki
1289 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)
Dziad Wodny, Bing, Dawid.K, popper, Kniaziu, Staniu99, Jacek01, klekot, Google, wrozyn, karpiu08, pawas2, Kruszyna, tomkosto, Framuga, Waldi p, Glory1, Fabian, pioterb, red_666, Janek7, Krzysiu, stjep, bilejdilej, zorro69, PiotrekF, nickris, AdrZak, gregory-171, Hesher, c00per, WojtekCIN, GarowyJK, XKRZYSIEK100, sumy i sandacze, Tomsi, dante, Sławek77, Crazy_Pike, Aries, Zybi81, Klaudia_Kacprzak, cyprys19, oldziu, minkof, croock, daniel., wieslaw_em, silver102, salmon1977, bartolomeo213, Biegus1, Żbik, maku79, bolomistrz7, Kamil_D, Pablito86, Grubyziom, wilczybilet, Pickerel, zmorces, TEAM DRAGON, qaya, Voldemort, sero1975, Guzu, lark99, Kolorowy, Leonryba, gruzin06, Bolen30, freshwater, Acho, skampi, Jaroch, GroPerch, bony20, Konstanty, Olsztynteam, Ostry krokodylec1, dawca, Arcik, xnt@, siarq, PAT-FISH, jerrys, Matiz992, DzikiBill, nevis, Damian Knieja, DominikBP, _Junak_, 77robson, markir, fireblood, hotpoint, marcinesz, rico1212, polny, guciolucky, Wisni@, PETEREK, Wojciech_B, WalterW, michallucek2, krzk1234, LubieMlodePanie, kruz, Geciowy, zander3, Trociowy, vito42, darek3523, adis, jakub75, roobek, czajnik_a, ObraFM, Pietruk, radek_u, Hell-o, bho70, lukaszkosciukiewicz, bartekmaj, Maciek_7, Jędruś-57, Greg Greg, bullet81
…Nie prawdy szukaj - tylko kolegów…
Jest to opowiadanie pozbawione fikcji literackiej. Ot taka historyjka w której pewnie każdy może znaleźć cos ze swojego doświadczenia,- a może dzięki niej czegoś sobie zaoszczędzi?
Wydaje mi się, ze najtrafniej właśnie tym cytatem z mojego ulubionego polskiego filozofa można wyrazić myśl, która mi przyświecała pisząc ten tekścik. Dlatego posłużyłem się nią w spolszczonej z góralskiego wersji . Może to i mało ambitnie, ale za to trafnie. Używając zatem dalej Tischnerowskiego sposobu myślenia rozwinę to powiedzonko tak: szukanie Prawdy zabierze ci kolegów a i tak, to wręcz nieludzkie poświecenie i doświadczenie osamotnienia nie zagwarantuje, ze ja znajdziesz i poznasz… Za to szukanie kolegów poprowadzi cię do poznania prawdy, przynajmniej tej o samym sobie…
Od dawna nosiłem ten tekst w głowie, jednak jakoś brakowało mi impulsu by przelać go na papier. A to brakujące słowa - by nikogo nie obrazić, a to niechęć - do grafomanii przypominającej publiczny onanizm papierem ściernym widywany często „w internetach“ , czy jakiekolwiek inne wylewanie żalów i domorosłe psychoanalizy… Jednak w ostatnim czasie dwa mocne impulsy z forum pobudziły mnie znów do tego by się zmierzyć z tematem, który mało któremu wędkarzowi nie jest znany. Mówiąc o inspirujących mnie tekstach mam tu na myśli watek Tomka @Sayonara „Przyjaciele znad wody“ i wpis na Blogu Pawła Bugajskiego pt: “Stojąca woda płynący czas“.
Obydwa te teksty jak i ponowna lektora „No i z głowy“ Janusza Głowackiego wywołały we mnie pogodne wspomnienia i refleksje o osobach z którymi dane mi było łowić ryby. Niezależnie od tego czy byli prawdziwymi przyjaciółmi czy tylko przebierańcami w skórze przyjaciół, cieszę się, ze ich spotkałem. W jakimś stopniu,- czasem mniejszym, czasem większym wpłynęli przecież na mnie i przyczynili się do mojego rozwoju, czy lepiej powiedzieć do szerzej otwartych oczu, nie tylko na wędkarstwo, ale właśnie na poznanie samego siebie poprzez wędkarstwo.
Tak się złożyło, ze historia moich wędkarskich przyjaciół dziś zatoczyła koło. Moja przygoda z łowieniem ryb zaczęła się gdy bylem jeszcze dzieckiem. Wracając ze znienawidzonego przedszkola mogłem wziąć psa i iść na ryby. Wystarczyło przebiec za ulice, gdzie zaczynał się już inny świat. Świat jakby jeszcze mokry od rosy, nieskazitelny, bajkowy, wręcz zaczarowany, dziś wiem, ze taki był jedynie w moich naiwnych dziecięcych oczach. Ale wtedy wystarczyło przebiec przez pobliskie łąki, po drodze zwędzić jakieś jabłko czy gruszkę z sadu sąsiada by po 20 minutach znaleźć się w miejscu w którym było kilka torfowych oczek i rów melioracyjny. W torfowych oczkach mieszkały kiełbiki i karasie a w rowach były cierniki, które łapałem własnoręcznie ukręconym z drutu podbieraczkiem w którym siatką była pończocha babci… Jeszcze dalej była rzeka, ale tam nie wolno mi było chodzić, wiec nie chodziłem i marzyłem tylko o tym, ze jak będę większy i nauczę się łowić to wtedy tam się dopiero wyłowię. W tamtym czasie był to niedostępny świat wielkiego wędkarstwa. Moj pies był fantastycznym kompanem wypraw. Nie denerwował, gonił wszystko co się ruszało a ja mogłem spokojnie łowić. Jak skończyły się robaki i przedmioty pogoni pochowały się skutecznie, leżeliśmy na lace patrząc na przelatujące chmury. Ja marzyłem o pięknym szczupaku a on,- pewnie o jakiejś kiełbasie. Wędkarskie wakacje u ciotki w górach, czyli tam gdzie do dziś czuje się „u siebie“ były już inne bo bez mojego wiernego kompana. Ale także wystarczyło przebiec przez podwórko i warzywniak by być nad Rabą. Za dnia uczyłem się w jej rwącym nurcie pływać a wieczorem i o świcie pędziłem by złowić pstrąga. Nie jak chłopaki od sąsiada widelcem na patyku tylko mucha na którą dla poprawy wyników nawlekałem robala co poradził mi stary góral przypominający swoim wyglądem Sabałę z rycin. Czułem się lepszy od Sebka i Jaśka i dlatego z nimi nie łowiłem, co nie przeszkadzało mi się z nimi kumplować i rozmaite głupoty robić. Po przeprowadzce na miejskie osiedle miłościwie panujący w tym czasie soc-realizm pozwalał łowić ryby w zalanych wodą gruntową i opadową wykopach na fundamenty budynków, które powstały dopiero gdy bylem już pełnoletni. Te socjalistyczne „pojezierze“ (wykopów było kilka) zapewniały nam możliwość pójścia w każdej chwili na ryby. I tak od wiosny do jesieni. W zimie próbowaliśmy łowić spod lodu, co jednak nie było łatwe, bo owe wykopy były również darmowym lodowiskiem dla całego osiedla.
Jakoś jednak ten betonowy industrial nie współgrał z moimi pierwszymi doświadczeniami w „łapaniu ryb“ tak wiec jak dowiedziałem się, ze kilku starszych kolegów jeździ PKS-em o 5-tej rano na duże pobliskie jezioro to moja wyobraźnia zwariowała jakby od dotknięcia raju. Od tej chwili już tylko i za wszelka cenę chciałem zostać ich kolega bo Krzysiek i Andrzej byli podwórkowymi gwiazdami wędkarstwa. Tak poznałem swojego pierwszego prawdziwego wędkarskiego przyjaciela. Jacek nie należał do tej grupy, ale tez o tym marzył tak samo jak ja.
Owi starsi koledzy byli ledwo o kilka lat starsi ale byli dla nas po prostu gwiazdami wędkarstwa skutecznego i jedynego prawdziwego. W chwilach gdy nie mogli jechać na duże jezioro łowili na stawiku przy pobliskim poligonie i tam się poznaliśmy. Poznanie to było przepustką do tego magicznego zapachu trzcin i bezkresnej wody, która kryje w sobie same okazowe ryby. Skarłowaciale leszcze które były tam w ilościach wręcz nieprzytomnych pozwalały się co prawda absolutnie wyłowić ale i z czasem dojść do pełnego zblazowania tą mizerią. Ciekawość i pasja podpowiadała nam dalsze szukanie. Horyzont naszego moczykijstwa wciąż się przesuwał co już wtedy było dla nas zauważalne. Wtedy dowidzieliśmy się ze ojciec jednego z naszych podwórkowych kolegów łowi na Rybniku. Nie raz słyszeliśmy opowieści o potężnych leszczach, karpiach i amurach tam łowionych. Któregoś dnia odważyliśmy do niego pójść i tak poznaliśmy Jurka.
Fantastyczny facet, pełny humoru na pozór trochę surowy, w którym nie było nic ze zgreda jakimi byli na ogol faceci w wieku naszych ojców w tamtych czasach. Rośliśmy, nie tylko wędkarsko przy Jurku jak w cieniu dobrego drzewa. Jurek miał wspaniały, trochę angielski humor i wręcz rozbrajające, jakby trochę ze Szwejka porównania otaczającej nas rzeczywistości. Mimo swojego wyksztalcenia potrafił się bardzo zdystansować do każdej formy szpagatowego „inteligenctwa”. Ani się nie zorientowaliśmy jak doszliśmy do momentu gdy pozakładaliśmy rodziny. Po bożemu jak to się mówiło i co gorsza w tamtych czasach robiło, wcześnie, młodo, zbyt młodo… Tak powoli rozchodziły się w presji „rodzinnych codzienności“ moje drogi z Jackiem. I tylko Jurek trwał niezmiennie w swoim wędkarskim rytmie co zresztą robi do dziś. Nigdy nie zapomnę tych wieczorów i nocy przegadanych o nowych planach wędkarskich. Ścigaliśmy się w sprzęcie, wiadomościach, lepiliśmy po nocach kulki proteinowe (w latach 90-tych). To ze mieszkaliśmy w jednym bloku powodowało, ze nie raz Jacek albo ja wieczorem wpadaliśmy do siebie z pomysłem,- chodź- zostaw wszystko,- jedziemy na nockę, węgorze powinny brać - nie pamiętam by ktoś z nas odmówił. Byliśmy największymi wędkarskimi wariatami na całej naszej ulicy i podejrzewaliśmy ze nawet na całym osiedlu. Obaj nie przypuszczaliśmy wówczas, ze to co było nam dane razem przeżyć już nigdy nie będzie mogło się powtórzyć. Ze jest niezwykłym darem ściśle określonego czasu i przestrzeni. Być może właśnie to wspaniale doświadczenie pchało mnie później podświadomie do szukania kompanów wędkarskich przygód. Nie wiedziałem wtedy, ze spotkam ich tak wielu i ze z żadnym z nich nie stworze już takiego Teamu jak z Jackiem i Jurkiem. Chyba tak musi być, ze gdy nie przeżyje się odpowiednich rzeczy w odpowiednim czasie to te karty księgi życia zostają dla nas bezpowrotnie zakryte. Mimo to kilku kolegów spotkanych później miało duży wpływ na moja wędkarską ewolucję.
I tak dzięki przemiłemu Leszkowi zainteresowałem się spinningiem. Ponieważ nie bylem wówczas najbiedniejszy a sklep Leszka należał do najlepiej zaopatrzonych sklepów wędkarskich z działem spinningowym, przesiadywałem tam godzinami , rozmawiałem, kupowałem, znów rozmawiałem, znów kupowałem i sprzedawałem to co kupiłem dosłownie przed chwilka. Dopiero po latach zauważyłem, ze niektórzy koledzy doradzali mi cos, po to by za chwilkę to ode mnie za pół ceny odkupić. Czy robili to umyślnie,- tego nie wiem. Wiem za to, ze bylem tak naiwny i tak niedoświadczony, ze łykałem to wszystko jak pelikan. Moja sława jako stukniętego sprzęciarza rosła nawet szybciej niż doskonale wówczas wyniki miejscowej kadry. A ponieważ Leszek był bardzo dobrym spinningistą i trenerem kadry okręgu szybko poznałem najlepszych śląskich zawodników. Przez grzeczność ich nie wymieniam, żeby kogoś nie urazić swoim zapomnieniem… Nie nauczyłem się od tych kolegów co prawda zbyt wiele ze skutecznych technik łowienia ale za to zobaczyłem jakie spustoszenie w portfelu robi niewiedza i jak słono musi naiwniak zapłacić za te lekcje, których nie odrobił wcześniej. Tak wiec znów koledzy okazali się niezawodnym i niezbędnym elementem rozwoju. Potem nastąpił długi czas krótkich i powierzchownych znajomości ukierunkowanych na naukę pociągającego mnie spinningu aż do poznania Darka z którym włóczyłem się po wodach całej Polski dobrych dziesięć lat poznając zalety: punktualności, organizacji wyjazdów, taktyki, techniki, posiadania kotów i osobistego marketingu personalnego w którym był mistrzem ponad mistrze.
Darek miał znanych kolegów wśród polskich spinningowych sław. Tak poznałem ich i ja i to był dla mnie przełom. Mogło by się wydawać, ze jak najczęstsze łowienie z Nimi daje dużo wiedzy o technice i taktyce łowienia. Pewnie tak, ale dla mnie zupełnie co innego było największym odkryciem. Każdy z Nich swa wędką grał swoja własną muzykę, muzykę niepowtarzalna, muzykę, której nie można się nauczyć i szkoda nawet próbować. Owa muzyka oprócz solidnych podstaw nic i nikogo nie kopiowała, podążała własną droga w rytm wyobraźni wspartej doświadczeniem i obserwacja natury. Tomek a raczej Tomki, Marek, Maciek, Harnaś, Karol, Edek, Darek, Jacek i jeszcze wielu innych, byli i są dla mnie odzwierciedleniem powiedzenia, ze z jednym człowiekiem trzeba przejść 1000 kroków z innym wystarczy jeden a z jeszcze innym trzeba maszerować cale życie. We wstępie napisałem, ze historia moich wędkarskich przyjaźni zatoczyła koło. W moim przypadku owo koło zamknął Marek.
Zamknął je tak, jak się nie spodziewałem. W pełni zrozumiałem jego myśl dopiero po wyjeździe z Polski i po przewartościowaniu paru spraw. Jest to najlepszy dowód na to jak koledzy potrafią być delikatni i prawdziwi zarazem. Dziś najchętniej łowię sam, albo z moim synem Oscarem, co nie oznacza, ze nie cieszę się z towarzystwa wiecznie zadowolonego, zmotywowanego i tryskającego energia Zbyszka, czy Benia, który cieszy się z każdej chwili spokoju nad woda i naszych spotkań.
Wiem, ze jestem tym samym naiwnym typem co kiedyś; ale teraz lubię swoja naiwność, cieszę się że ocalała. Chronię ja, nie wystawiając jej na pastwę pseudo przyjaciół. Najpełniej odczuwam jej naturalne piękno gdy stoję w wodzie podczas zapadającego zmierzchu czekając aż sandacze podejdą na płytką wodę. W każdym cichym wręcz kocim ruchu nie ma przypadku. Kamienie rafy są jakby wyryte w jakiejś niewidocznej mapie, którą mam przed oczami wyobraźni . Wszystko to uwalnia mojego ducha dziecięcej ufności i zlewa się w jedno wielkie szczęście bycia wędkarzem.
Artykuł bierze udział w konkursie "wygraj wędkę marzeń"
- tlok, Paweł Bugajski, wildriver i 16 innych osób lubią to
25 Komentarze
Piękne !
Dziękuję za możliwość przeczytania
Wzruszyłem się.
Arek ...
Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk Pro
Czas odmierzany napotkanymi ludźmi, osobami, przyjaciółmi, nie mija nas bez śladu Tak to chyba powinno wyglądać.. choć można czasem zwątpić..
Przepięknie napisane,tak jakbym czytał o swojej młodości.
Brawo. Przeczytałem z dużą przyjemnością. Smiem twierdzić, że tzw. "techniczne" artykuły zdezaktualizują się za 5-10-30 lat. Co wcale nie znaczy, że są niepotrzebne.
Natomiast te o przyjaźni, koleżeństwie, emocjach i "porannej mgle nad wodą" będą wciąż aktualne.
Samo życie... Arku, piękny szczególnie ostatni akapit. Pozdrawiam serdecznie
Przeczytałem z przyjemnością, cieszę się, że mój schowany w zakamarkach portalu blogowy wpis sprowokował Cię do napisania wyjątkowego artykułu.
Oczywiście- liczą się osoby, osobowości czasem bo to kontakt z innymi ludźmi rozwija skutecznie i prawdziwie.
A przyjaźnie i wartościowe znajomości wymagają systematycznego pielęgnowania, prostego zapytania o samopoczucie i to nie tylko to indukowane sukcesem wędkarskim lub powrotem o kiju.
pozdrawiam
Świetnie napisane . Bardzo osobisty tekst , który pokazuje , jak różne są drogi rozwoju naszej pasji . Mając całkiem inne doświadczenia zazdroszczę Ci Arku, że mogłeś spotkać Ich wszystkich na swojej drodze i przeżyć dzięki temu więcej? mocniej? szczerzej? Choć wydaje mi się , że finalnie po latach wszyscy jesteśmy na coraz bardziej zbliżonej płaszczyźnie doświadczania wędkarstwa . Najważniejsze, żeby korba w głowie dawała zawsze kopa a branie i hol choć czasem łomot serca .
Arku, pięknie to ubrałeś w słowa. Ten tekst przeniósł mnie w miejsca które wędkarsko mnie ukształtowały, których dziś z różnych powodów nie mogę odwiedzać zbyt często. Przypomniał kolegów oraz setki wypraw które były i są nadal czymś więcej niż tylko wędkowanie.
Pozdrawiam
Bardzo sie ciesze, ze az tylu z was podobal sie ten tekst! Nie trzeba bylo mnie przekonywac, ze podobne historie sa udzialem wielu z nas i takze o to mi chodzilo by ozywic moc dobrych wspomnien. Najczesciej (jako ludzie) pamietamy jednak jakies bolesne sytuacje, jednakze taka pamiec nie buduje i jak mam wrazenie blokuje przed dalszym ruszeniem w droge. Dlatego moim zdaniem nie warto sie nad takimi sytuacjami zbyt dlugo zatrzymywac.
Albo w ramch obecnie obowiazujacej mody na mocno zrelatywizowana osobowosc (czesto do granic obledu) wycinamy z pamieci to co z pozoru: nie logiczne, naiwne, sentymentalne, uczuciowe,- zapominajac o tym ze proste "odruchy serca" sa czesto odbiciem/zapisem chwil przezytego szczescia. Pomimo tego, ze to wlasnie w tym momencie dzieje sie cos co jest szalenie wazne, choc nie calkiem zrozumiale odsuwamy to spostrzezenie w glab podswiadomosci jakby ze wstydu, ze to takie: nie logiczne, sentymentalne nie do ogarniecia i udowodnienia za pomoca rozumu. Dopiero uplywajac czas wydobywa owe chwile i przenosi je z podswiadomosci do swiadomosci,- swiadomosci o samym sobie...
W tym tekscie mozna znalezc wiele sformulowan, ktore zaczerpnalem z opowiadan innych osob o jak je nazywam "chwilach szczescia", ktore wlasnie poruszyly te strune we mnie, tak ze zagrala mocno i wyraznie. Zdecydowalem sie na ten krok, gdyz sam w ubustwie wlasnego umyslu nie znalazlem lepszych okreslen.
Troche na zasadzie,- urzeklo cie - to podaj dalej, niech inni maja takze te mozliwosc...
Dziekuje za wiele madrych slow z Waszych komentarzy!
Te spotkania ze "slawami polskiego spinningu" byly oczywiscie rozne. Wymienie tylko pare kontrastowych spotkan.
Jedni byli tak nadeci wlasna slawa, ze wiedzialem od pierwszego momentu poznania, ze nie chce z nimi ani jednego kroku zrobic i tych nie wymieniam nawet po imieniu,- bo i po co...
Byli takze tacy z ktorymi wystarczylo sie raz spotkac i wszystko bylo jasne bo dawali jasny przekaz o sobie, o swoim lowieniu, pozwalali zajrzec przez ramie w trakcie lowienia, wyjasnili jakies spostrzezenie. Dla mnie taka postacia byl/jest Maciek,- cudownie otwarty czlowiek. Lowilismy kilka razy razem, ale juz pierwszy raz wystarczyl by zaczac odbierac na tej samej fali...Za drugim i trzecim razem widzialem tylko potwierdzenie tego czym obdarzyl mnie juz za pierwszym razem. Tomkowi nie bede kadzil tu na forum, ale z nim bylo i jest podobnie.
Owe tysiac krokow srobilem z moim nauczycielem i mentorem muszkarstwa Harnasiem. To on pokazal mi ten subtelny swiat od techniki przez herbatke do krecenia much.
Pozwoli wziac tyle ze swej wiedzy ile bylem w stanie udzwignac...
Dla kontrastu byli i tacy z ktorymi przeszedlem owe tysiac krokow i od ktorych nauczylem sie tego, ze nalezy bardzo uwaznie odsortowywac i analizowac kazdy przekaz pochodzacy od nich...
Do podsumowania uzyje miksu mysli Pawla i Bartka, ze "najwazniejsze" jest to by posrod wszelkich przemyslen i duchowych uniesien, wciaz modz i umiec sie cieszyc z tego, ze ryba wziela,- uzywajac ich zamienie jako wedkarskich sposobow przezywania "chwil szczescia"...
Na koniec to od czego powiniennem pewnie zaczyc... Bardzo dziekuje obydwu Pawlom-Moderatorom za poprawienie bledow ortograficznych i naniesienie polskich znakow w tekscie. Bez ich pomocy irytacja czytajacych bylaby na pewno duuuuza.
Arku po twoim tekście ożyły we mnie wspomnienia dawno minionych lat , łza się w oku kręci. Żal że ten czas tak pędzi , dziś wszystko jest inne.
A czy lepsze???. Jeszcze raz DZIĘKI ARKU.
Ale ten Skarb jest w Tobie Andrzej
Arek.
Przepięknie napisane
Mądre,i szczere słowa, co w obecnym skalkulowanym świecie jest niewątpliwie wartością samą w sobie
Arku, a czy mogę prosić o linka do teksu Tomka Sayonary ? Bo jakoś znaleźć nie mogę ...;/
Nie mozesz go znalezc bo ja przekrecilem tytul sorry....
Tu jest http://jerkbait.pl/t...dne-przyjaźnie/
Dziękuję Arku
Cześć Gruby, bardzo miłe te Twoje (a zarazem moje) wspomnienia:)
Łezka się zakręciła, ale nie ma co płakać, dzwonimy do Siwego i na ryby trzeba jechać!
Połamania i do zobaczenia.
Jacek
Super ze sie odezwales Jacek
Z Siwulcem juz gadalem
Kiedys wystarczylo zleciec te siedem pieter w dol do Ciebie i potem jeszcze dwa..... i ...... raj byl nasz
W lecie wybieram sie Polski ,- moze sie nam uda spotkac, moze polowic? Gdzie,- jest mi zupelnie obojetne,- wazne zeby z Wami
Jasne, jedziemy, kontakt FB
dorobiłem kompostownika z robakami:)
Tylko dla Jurka musimy splesnialy chleb zorganizowac
Wyslalem Ci priva Jacek. Na FB mnie nie ma i nie bedzie, tego rodzaju media to nie moj swiat...
W uzasadnionych przypadkach wyrażamy zgodę na odstępstwo od regulaminu. W tym przypadku tak właśnie było. Jak również w kilku innych dotyczących np. publikacji materiałów historycznych. Są to wyjątki potwierdzające regułę, uzgadniane z administracją portalu.
bardzo proszę