Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.


Szukaj w artykułach


Reklama


Ostatnie na blogu


1352 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)

1316 gości, 0 anonimowych

Bing, Darek_W, montenegro, tasiek321, Google, Pluszszcz, Lukasch44, Gadget, puszek7, Biegus1, GarowyJK, Szogo636, Marcin1991, Marek_86, toked1971, Bolesław, cezar, LASOTA1974, rutra, mohave, Karpiu95, DiddoR, kruz, qaya, selk, marek64, kiks1972, pawel79ozo, Mysha, wolta, krez, haukii, joni, bartekmaj, Sylwek1981, Kokot, doktorek, brzoza


- - - - -

Zwiad


 

Od dłuższego czasu nosiło mnie po całym domu. Czegoś mi brakowało. Coś było nie tak. Niby na rybach byłem w każdy weekend, ale odczuwałem wyraźny niedosyt z odbywanych wypraw. Kombinowałem różnie. A to ujście DZIWNEJ w poszukiwaniu boleni. A to nadzieja na belonę, zakończona sztormowymi warunkami oraz niemal zdmuchnięciem z plaży, zanim doszedłem do wody. Szukałem jakiejś nowej lokalizacji, nowego miejsca, które by rokowało na konkretne ryby, wysoki poziom adrenaliny, czy też najzwyklejszą w świecie inność od wypraw ostatnio odbywanych. Po głowie kołatała mi się też chęć przetestowania w bojowych warunkach KISTLER’a serii LTA, który, co prawda, w moim arsenale był już od kilkunastu ładnych tygodni, jednak, jak do tej pory, nie miał okazji uczestniczyć w pełnowymiarowej wyprawie na duża nizinną rzekę w poszukiwaniu białego drapieżnika. Myśli niemal same się układały. Już wiedziałem, że będzie to Odra. Wiedziałem, że najchętniej wybrałbym się na jakiś czytelny odcinek rokujący na konkretne ryby. W okolicach Szczecina niemal mekką wędkarzy poszukujących białego drapieżnika jest wielka opaska w miejscowości WIDUCHOWA. Woda zarządzana przed Spółdzielnie Rybacka Regalia, swego czasu dość często odwiedzana przeze mnie. W tym roku jednak celowo nie opłacałem składek na ową wodę  by nie kusiło. Chciałem spróbować czegoś innego, nowego …

Spokój i plany kolejnego wędkarskiego weekendu zaburzył wyjazd w rodzinne strony, który jak na złość planowany był na cały weekend. Wędkarskie plany stanęły pod wielkim znakiem zapytania. Rozwiązanie przyszło zupełnie nieoczekiwanie. Skoro wyjazd w rodzime strony, to może by tak wybrać się na jakąś dawno nie odwiedzaną wodę, których  okolicach Myśliborza jest przecież pod dostatkiem. Szybki rzut oka na jedną z map na ścianie i… moje oczy niemal same powędrowały na skraj mapy. Zupełnie na zachód. Wybór mógł być tylko jeden ODRA. W początkowych planach miał to być odcinek Kostrzyn – Szumiłowo. Jednak postanowiłem skorzystać z otwartego zaproszenia formumowego kolegi @szpiega i wybrać się w jego rejony na odcinek sąsiadujący z miejscowością GÓRZYCA. Wiele się nasłuchałem i naczytałem do tego czasu o tamtejszym odcinku. Nie bez znaczenia był również fakt, że na wspomnianym odcinku kilka razy organizowane były Spinningowe Zawody z cyklu Grand Prix. Jeszcze tylko szybki rzut oka na zdjęcia satelitarne (ehhhh XXI wiek ... ) i byłem przekonany co do słuszności wyboru miejscówki.

 


okiem satelity

 

Tuż przed wyjazdem do Myśliborza okazało się, że @szpiegu planowanego dnia ma zawody na zupełnie innej wodzie i do 15-16 będę musiał radzić sobie sam. Biorąc pod uwagę fakt, że lubię wędkować w sprawdzonym towarzystwie postanowiłem namówić na wyprawę starego przyjaciela @meneldur’a, czyli po prostu Czarka. Chwilę zajęło mi przekonanie Go jak bardzo chce wyjechać na Oderkę (@meneldur od pewnego czasu jest zagorzałym karciarzem i niewiele innych rybek mieści się w jego, bądź co bądź, pojemnej głowie). Skończyło się na tym, że niemal sam podjąłem decyzje za Czarka i tak w sobotę nieco po 9 nad ranem pruliśmy asfalt moim białym bolidem. Obaj bardzo lubimy Odrę, więc napięcie rosło odwrotnie proporcjonalnie do odległości, która nas dzieliła od Górzycy. Pierwszy raz szczęki nasze spadły nam na kolana, gdy przejeżdżaliśmy mosty w Kostrzynie. Najpierw most na Warcie. Szybki rzut oka w górę oraz w dół rzeki, chwilę później zalew Warty… jeszcze tylko kilka kilometrów… Na miejsce dojechaliśmy parę minut przed 11-stą. Według telefonicznych wskazań @szpiega mieliśmy się udać na tzw. ”strategiczną”. Początkowo myślałem, że główka nosi taką miejscówkę ze względu na obfitość ryb w jej okolicy i jej strategiczne znaczenie w planowaniu wyjazdów @szpiega. Na miejscu okazało się, że nazwa tej miejscówki wywodzi się od charakterystyki samej główki. Wyłożona do samej wody, a dawniej pewnie jeszcze dalej, płytami żelbetowymi główka stanowiła przeprawę czołgową oraz doskonałą miejscówkę.  Niestety owa główka była zajęta przez właściciela czerwonego lanosa, więc postanowiliśmy wybrać się na pierwszą wolną w dół rzeki.

 


pierwsza w dół od „strategicznej”

 

Już same widoki kolejnych główek przyprawiały nas o szybsze bicie serca. Zarówno te poniżej strategicznej.

 


 

Jak i te powyżej. Ze szczególnym uwzględnieniem tzw. „elek”

 


 

Ciche podejście do główki. Pozycja Indianina podchodzącego grubego zwierza i… ze środka klatki na wolno prowadzonego „motoro-oila” na 6 gramowej główce, pierwsze oznaki życia. Najpierw delikatne trącenie. W kolejnym rzucie jeszcze jedno… aż w końcu zdecydował się na poważniejsze potraktowanie wcześniej próbowanego „świsterka”.

 


 

Na początku konsternacja. Szczupak???? A może coś innego. Biorąc pod uwage wcześniejsze dość charakterystyczne pstrykanie może sandacz – tylko co by on robił na stojącej wodzie i to jeszcze w takim miejscu. Kilka ładnych odjazdów, kilka młyńców na powierzchni i …

 


 

za chwilę sandacz cieszy oko łowcy oraz podbierającego

 


 

Z takimi kłami lepiej unikać bezpośredniego kontaktu …

 


 

Szybkie oględziny. Miarka wskazuje 72 cm. I już za chwilę ryba bez większego uszczerbku na zdrowiu wraca do wody.

Nieźle jak na początek. Wracamy do spokojnego obławiania kolejnych miejscówek. Napływ, zapływ, warkocz, nurt. Niestety bez kontaktu. Nawet żerujących boleni ni widać. Widok następnej przelanej główki sprawia, że coraz intensywniej myślimy o zmianie miejsca.

 


 


 

Choć i jak zwykle w wędkowaniu na Odrze z kocią morda pogadamy na w ogóle nie obławiane główki naszych sąsiadów.

 


 

Kolejna główka. Ciche obłowienie zapływu, napływu… niestety bez rezultatów. Zaczyna się rzeźbienie w wodzie. Kilka rzutów w klatkę po stronie napływu… bez rewelacji. W kolejnym rzucie dosłownie spod woderów Czarka zaliczam szybkie branie oraz upragniony odjazd w stronę wody. A więc tu siedziałeś… kilka odbić i za chwilę mogę spojrzeć prosto w oczy ok. 55 cm szczupakowi. Domyślam się, że bohater nie był zbyt zauroczony ani szczęśliwy toteż kilkoma wygibasami postanowił czym prędzej wyślizgnąć się z moich rąk i wrócić do wody. Cóż, jak się jest sierotą to i nie ma czemu fotek robić… Chyba bardziej się nadaję na podbierającego. Kolejne miejscówki wywołują uśmiech na naszych twarzach …

 


 


 

Kolejna główka i powtórka z rozrywki. Ciche podejście. Ja obławiam napływ główki i przymierzam się powoli do przelewu oraz warkocza, a @meneldur … ciągnie kolejnego sandacza … sprawne podebranie, tym razem bez mojej asysty i dziwnie wygrzbiecony sandacz pozuje do fotki.

 


 


 

Długość tym razem tylko szacowana na oko 52-55cm. Czyżby fart początkującego. A może po miłosnych harcach sandacze odpoczywają teraz na spokojnej wodzie… cóż to wiedzą tylko sandacze. Zbliża się godzina 16. Powoli zbieramy się w stronę samochodu oraz zasłużonego posiłku. Za chwile dołącza do nas @szpiegu i za chwile wędkujemy w towarzystwie przewodnika. Idziemy w górę rzeki w stronę wcześniej wypatrzonych. Kolejne miejsca wywołują u nas zachwyt. Przelane główki, przelewy, rozerwane główki, piękne długie „elki” nic tylko łowić, łowić, łowić… Niestety od kilku godzin nad nami szaleje jakiś front. Wiatr wieje raz z jednej strony raz z drugiej. Niebo zasnuwa się ciemnymi chmurami i … tak pozostaje strasząc deszczem. Niestety popołudniowa sesja przynosi duże mniej emocji. Choć estetycznie nie jest wcale gorsza. Kilkadziesiąt minut przed zakończeniem @szpiegu na jednego ze swoich dopracowanych wobków zapina maluszka.

 


 

Który po krótkim holu szybko i sprawnie ładuje w rękach swego pogromcy.

 


 

Dzień zmierza ku końcowi. Powoli kierujemy się w stronę auta z mocnym postanowieniem poprawy powrotu i wyłowienia się za wszystkie czasy.

 


 

A może i Wy macie ochotę wybrać się tam z nami??? Zapraszam … 

 

Mifek, 2006

 

 

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum.


0 Komentarze