Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.


Szukaj w artykułach


Reklama


Ostatnie na blogu


1001 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)

918 gości, 5 anonimowych

Hesher, bullet81, kogut1982, didiunik, Woblery hand-made G.K., DK1969, Pawel369, Bing, Facebook, Google, star, Piotrk82, konopaa, Tomek.M, Andrzej Stanek, Kacper Kniaź, Marvin, Czoper, karpiu08, ŁukaszK, pawelekda, hose4ras, Adam K., Tomsi, Darek_W, arto83, malinabar, Marcin_s, maku79, Hurrican, SumTakZwanyOlimpijczyk, mustang99, delux64, PiotrekF, Grzech76, pawelWPR, mietek1982, Żbik, dante, kruchy15, _hubercik_, Konan, Staniu99, grisha, Konstanty, Griga22, szymanek69, MIGOTKA, polny, Mariusz54, ceglos83, Kamil_D, jaras67, mar, pawelG, Tomek Wielgus, www202, zandermafija*SpinnigistaWT, gregor76, GINPK, mayou, Krzysztof Inny, BOB, TeDDyBoY, martek, kacperek993, slawek_2348, Jacek01, ehhooo, Ardoro, seba666, Durzy, MWILCZ, keiko, md30, gringo, hasior, bartekmaj, JDM fan, gacupisz, freshwater


- - - - -

Piotr Motyka i jego z "Wędką przez świat"


Dzisiaj z wielką przyjemnością prezentuję drugi artykuł z cyklu "Z wędką przez świat". Tym razem wywiad z Piotrem Motyką właścicielem Eventur Fishing. Piotra poznałem lata świetlne temu podczas współpracy nad jednym z wędkarskich projektów. Byłem pod ogromnym wrażeniem barwnych opowiadań, którymi się dzielił. Nigdy nie zapomnę klimatu "Mundialowego przerywnika", artykułu opublikowanego 9 lat temu na jerkbait.pl. Regularnie czytam Piotra artykuły na łamach Wędkarskiego Świata, gdzie prowadzi, można powiedzieć, pamiętnik podróżniczy. Kto jak nie on może podzielić się swoją pasją podróżowania po świecie z wędką w ręku? Zapraszam serdecznie!

Remek, 2016

____________________________________
Jest tyle rożnych hobby na świecie a Ty bierzesz ze sobą wędkę i podróżujesz po całym świecie - dlaczego?
Odpowiedź jest prosta i zarazem banalna: lubię łowić ryby i lubię podróże. Tak więc dzięki tym wyprawom mam dostęp do znakomitych łowisk, a do tego poznaję piękno świata. Ale to nie wszystko. Warto też dodać, z wiekiem każdy z nas szuka coraz bardziej czegoś, co może go zaskoczyć, czego nie znał do tej pory. To szansa na to, aby czuć się ciągle jeszcze młodym, bo w młodości nowe rzeczy znajdowaliśmy niemal każdego dnia. I jakież to było ekscytujące!

Tak samo jest z wędkarskimi podróżami: nowe nieznane ryby, nowe łowiska, nowe miejsca, nowi poznani ludzie, nowe kraje i kontynenty. Ciągle coś nowego. I wreszcie emocje. Kocham je! A takie wyprawy są źródłem wielkich emocji – czasem wielkich radości, czasem rozczarowań, ale nigdy nie przebiegają beznamiętnie, nie są nudne.

Dołączona grafika

Lubię łowić ryby...


Dołączona grafika

... i lubię podróże


Dołączona grafika

Lubię też emocje...


Jak wyglądał początek Twojego podróżowania? Pierwsza wyprawa, skąd pomysł, jak było? A może jakaś inspiracja z zewnątrz?
To było coś, co już kiełkowało w mojej głowie, ale zdecydowała jednak inspiracja z zewnątrz. Był 1995 rok, pracowałem wtedy w biurze podróży Orbis i w trakcie targowej imprezy w Wiedniu opowiedziałem o swojej wędkarskiej pasji niezwykle sympatycznej Pani Heldze Bloder, która była dyrektorką Austriackiego Ośrodka Informacji Turystycznej w Polsce. Helga natychmiast wpadła na pomysł, aby zorganizować wyjazd studyjny do Austrii na tamtejsze łowiska i spróbować wypromować ten produkt w Polsce. To był czas, gdy turystyka aktywna zaczynała swój wielki boom w Europie Zachodniej, Austriacy inwestowali w jej rozwój, wydawali katalogi tematyczne, wspierali państwowym marketingiem oferującym takie usługi gospodarzom. No i udało się ten wyjazd zrealizować.

Pojechaliśmy we trzech: z nieżyjącym już Markiem Trojanowskim oraz Zbyszkiem Zalewskim – obaj reprezentowali „Wiadomości Wędkarskie”. Dzięki temu poznałem więc wielkie gwiazdy polskiego spinningu. W Austrii przeżyłem niezwykle miłe chwile – ryby brały znakomicie mimo złej pogody, bo lało tam przez cały czerwiec niemiłosiernie. Łowiliśmy w Alpach. Padło wiele pstrągów, były lipienie, sandacze, szczupaki. Potwierdziło się coś, co czułem wcześniej instynktownie: że wędkarstwo nie musi być udręką, polegającą na żmudnym poszukiwaniu ostatnich niedobitków ryb w ogołoconych przez rybaków i kłusowników wodach, a może być prawdziwą przyjemnością. Zrozumiałem wtedy, że wyprawy zagraniczne będą treścią mojego wędkarskiego życia.






Dołączona grafika

Austria - tam wszystko się zaczęło


Powróćmy do Twojej ostatniej wyprawy. Gdzie byłeś? Skąd pomysł na taką podróż?
Byłem w Danii, na połowach szczupaków. Zdecydowała ciekawość, czy kraj ten różni się od znanej mi dobrze Szwecji, leżąc w sumie tak blisko niej, a jednak już poza Półwyspem Skandynawskim.






Dołączona grafika

Byłem bardzo ciekaw Danii


Czym różni się to miejsce od innych?
Pozostanę przy porównaniu ze Szwecją, bo to stanowić może ewentualnie alternatywę dla wędkarza pragnącego połowić szczupaki. Najważniejsze spostrzeżenie: Dania jest nieco bardziej europejska od Szwecji, jest jakby pomostem pomiędzy Europą a Skandynawią - domy są bardziej urozmaicone architektonicznie, w sklepach można kupić alkohol, ludzie zbierają w lasach grzyby – że poprzestanę tylko na kilku różnicach. Na łowiskach okazało się też, że duńskie szczupaki są grubsze od szwedzkich i mają niezwykłą moc, a tamtejsze jeziora bardziej przypominają polskie niż szwedzkie – woda jest niebieskawa, jasna, a trzcinowiska bardzo bujne. Jednak w Szwecji znajdziemy więcej spokoju i dziewiczej przyrody, więcej lasu i zwierzyny, mniej tzw. „industrialu”, a ryb też jest pod dostatkiem – i to dużych ryb. Podobało mi się w Danii i z pewnością jeszcze się tam wybiorę, ale osobiście bardziej podobają mi się wyprawy do Szwecji. Już sama podróż promem za morze jest wielką przyjemnością i tworzy przedsmak przygody. Tu po drodze tylko autostrady i autostrady…






Dołączona grafika

Ale jednak wolę dziką Szwecję pachnącą lasem i jeziorami..


Dołączona grafika

Lapońskie bagno to łowisko wyjątkowe, nie wszędzie jest tyle ryb


Szwecja to dla wielu duuużo, dużych ryb. Czy to droga na skróty? Jedziemy do Szwecji więc połowimy, szybo i dużo. A jak jest naprawdę? Jakie inne stereotypy mógłbyś przytoczyć?
Tak, Szwecja to duuużo dużych ryb. Oczywiście w wodzie. Czy trafią one do naszych rąk, zależy od wielu czynników – terminu wyjazdu, pogody, naszych umiejętności, szczęścia, doboru łowiska. Szczególnie ten ostatni aspekt uważam za kluczowy. W Szwecji jest wiele łowisk nieprzeciętnych, ale sporo też przeciętnych – głównie z powodu gorszych warunków biologicznych, mniejszej żyzności i obfitości pokarmu. Kluczem jest trafienie na te pierwsze i spełnienie pozostałych warunków (które są od nas zależne, bądź nie). Choć notabene i na tych przeciętnych szwedzkich jeziorach, zwykle ubogich i kamienistych, też można trafić „dzień konia”.
Generalnie błędne podejście, wynikające z fałszywych stereotypów, polega na tym, że wybierając się do Szwecji niektórzy liczą na łatwy, a nawet bardzo łatwy sukces. To oczywiście niektórym się zdarza, ale generalnie nie tędy droga. O sukces zawsze trzeba się postarać. Ważnych czynnikiem jest na szwedzkich łowiskach cierpliwość i gotowość do pokonywania łodzią znacznych odległości. Ryby bowiem występują tam wyspowo i sporo migrują. Po ich znalezieniu przeżyjemy najczęściej prawdziwy wędkarski „odjazd”. Oczywiście są w Szwecji też łowiska, gdzie z marszu łowi się dużo dużych. Np. niektóre fragmenty szkierów, słynne lapońskie „bagno” koło Arvidsjaur, jezioro Rostujärvi czy Tåkern. Niemniej to prawdziwe perełki, zazwyczaj wody prywatne, o ograniczonym dostępie.
No i ostatnia kwestia poruszona w waszym pytaniu. Czy Szwecja to droga na skróty? W pewnym sensie tak. Ale czy skrót do celu nie jest wyborem inteligentnym? Ja jednak określiłbym Szwecję nieco inaczej: to jest dla mnie po prostu NORMALNE WĘDKARSTWO.






Dołączona grafika

A w Rostujärvi można nałowić się lipieni do syta


Dołączona grafika

Na jeziorze Takern


Jak często jeździsz po świecie? Co na to Twoja rodzina? Jak dzielisz czas między obowiązki zawodowe, rodzinne a podróżowanie?
Jeśli chodzi o sprawy zawodowe, turystyka wędkarska to obecnie moja praca. Tak to się wszystko w życiu ułożyło, więc nie mam z tym problemu. To oczywiste, że to wręcz ułatwia i sprawia, że okazji do wyjazdu jest zdecydowanie więcej. Rodzina rozumie moją pasję, ale gdyby nie sprawy zawodowe, na pewno byłoby ciężej – nie byłoby szans na tyle wyjazdów. Zresztą każdy musi sam znaleźć równowagę, aby nie krzywdzić najbliższych. Trzeba więc znaleźć też czas na wyjazd z żoną, ale nie na ryby, bo to się nie sprawdza i z moich doświadczeń powoduje napięcia. To trzeba rozdzielić. Jak jadę z żoną – to Ona musi być najważniejsza, a nie ryby!






Dołączona grafika

Żona też ma swoje prawa, ale na ryby jej nie zabieram


Czy jest miejsce, do którego chciałbyś szczególnie pojechać? Życiowy cel?
Nie zależy mi, aby zobaczyć wszystko, zaliczyć każdy kraj i każde kultowe łowisko. Wszystko ma swoje granice i nie można popadać w obłęd - jest jeszcze w życiu wiele innych ważnych spraw, nie tylko hobby. Ale mam jeszcze kilka marzeń: Jurassic Lake w Patagonii, Mongolia, Kamczatka, pstrągi w Montanie, spływ na północy Kanady, islandzki interior i rzeka Kaitum w szwedzkiej Laponii. Jeśli Pan Bóg da zdrowie i siły, może choć część z nich uda się zrealizować.






Dołączona grafika

Moje marzenie - Jurassic Lake czyli Lago Strobel w argentyńskiej Patagonii


Jurassic Lake w Patagonii pojawiło się na pierwszej miejscu? Co tam Cię ciągnie?
To woda, o której krążą legendy. Ze względu na wielką obfitość kiełża, posiada chyba największą populację grubego pstrąga na świecie. Grubego, to znaczy takiego o masie od trzech kilo wzwyż. To amerykańskie tęczaki (Oncorhynhus mykiss), ale tęczaki dzikie, rozmnażające się w naturze. Są podobno niewiarygodnie silne.

Nad jeziorem istnieją tylko dwie profesjonalne bazy – jedna należy do firmy Loop, druga nazywa się Estancia Laguna Verde. Na dopiero co rozpoczynający się sezon ma zostać uruchomiona trzecia – Jurassic Lodge. Ilość miejsc jest więc mocno limitowana. W bazach wędkuje się tylko na muchę, pod opieką przewodników, do dyspozycji są samochody terenowe i quady, które umożliwiają łatwe przemieszczanie się po skalnych urwiskach i wybór optymalnego łowiska na dany dzień w zależności od silnego zwykle w tym rejonie świata wiatru. No i co najważniejsze, w bazie Laguna Verde wędkarze mają do dyspozycji rzekę – prawdziwą górską rzekę Barrancoso z wielkimi jak kloce pstrągami.

Takie miejsce to bajka i modelowy przykład, jakie warunki powinny być oferowane ambitnym wędkarzom przez ambitnych organizatorów! Oczywiście takie wyprawy i takie bazy nie są tanie, ale warto na to wrzucać do świnki nawet przez kilka lat.

Trzy pozycje na liście? Takie, do których powinien pojechać każdy wędkarz, miłośnik podróżowania? Po jednym zdaniu - dlaczego właśnie tam.
Po pierwsze Skandynawia. Rzadko zdajemy sobie sprawę, w jak wspaniałym położeniu są polscy wędkarze, mając niemal „pod nosem” taki wędkarski raj. Największe szczęście jest zazwyczaj blisko nas, lecz go nie dostrzegamy. Szwedzkie jeziora z wielkimi szczupakami, lapońskie pstrągi i lipienie, norweskie morze – to absolutny wędkarski top. Do tego przyroda i widoki tak różne, jak w pozostałych rejonach naszego kontynentu. To coś jak kawałek północnej Ameryki na obrzeżach Europy.

Po drugie Islandia lub Grenlandia. Jeśli uda nam się odłożyć trochę oszczędności, to trzeba zobaczyć jedną z tych wysp - nie są to jeszcze koszty przekraczające wyobrażenie dla wędkarza posiadającego dobrą, stabilna pracę, nawet w Polsce, gdzie płace nie są jeszcze „europejskie”. To coś pośredniego między Skandynawią, a wyprawą za ocean. Księżycowe krajobrazy, dzikie poszarpane szczyty, lodowce, wulkany, gejzery, pływające góry lodowe – a w rzekach i jeziorach tysiące dziko żyjących ryb: łososi, troci, pstrągów, palii, często w rozmiarach XXL. No i wędkarskiej konkurencji nie ma prawie w ogóle.

Po trzecie wreszcie Kanada. Miejsce na wyprawę życia, na którą trzeba odkładać nieco dłużej. Jednak Kanada jest synonimem wszystkiego, co w wędkarskich podróżach najciekawsze: egzotycznej przyrody, dzikich zwierząt takich jak niedźwiedzie grizzli, wilki czy orły, zapierających dech w piersiach krajobrazów, traperskiej przygody w kowbojskim kapeluszu, odpoczynku przy rozpalonym na odludziu ognisku, specyficznego klimatu kulturowego „dzikiego zachodu” i wielkich ryb, występujących często w niewyobrażalnych dla polskiego wędkarza ilościach – łososi, palii, pstrągów, steelheadów, lipieni, jesiotrów i szczupaków. Wyprawa do Kanady – np. Jukonu, Terytoriów Północno-Zachodnich czy Kolumbii Brytyjskiej, to świetny typ na ukoronowanie wędkarskiej przygody w dojrzałym już wędkarskim wieku.






Dołączona grafika

Skandynawia stanowi dla polskich wędkarzy prawdziwy skarb


Dołączona grafika

Grenlandia i pływające góry lodowe


Dołączona grafika

Grenlandzki potok Savssanquit


Dołączona grafika

Islandzkie pustkowia są zachwycające...


Dołączona grafika

... a rzeki wprost kipią od łososi


Dołączona grafika

Kanadyjski wilk znad rzeki Kitimat


Dołączona grafika

W dzikiej Kanadzie na łowisko trzeba czasem jechać quadem - to dopiero przygoda


Dołączona grafika

Na zagranicznych łowiskach czekają na nas takie ryby. Warto zatem spróbować. (na zdjęciu pierwszy z lewej mój Przyjaciel, zmarły niedawno Jurek Biedrzycki - towarzysz na niejednej wyprawie)


Podróż, o której wolałbyś zapomnieć ... to ... wyprawa dokąd? Dlaczego?
Nie chciałbym zapomnieć o żadnej podróży, bo wszystko jest w życiu po coś. Nawet, jak nie odniosłeś wędkarskiego sukcesu, bądź pogoda uniemożliwiła w ogóle łowienie, to może zdobyłeś jakąś ważną życiową naukę albo poznałeś nowych, ciekawych ludzi. Bądź miałeś chwilę czasu na przemyślenia i zrozumienie, co jest dla ciebie naprawdę w życiu ważne. Jednak jakbym miał wskazać jedną najbardziej bolesną wyprawę, to był to wyjazd na Bornholm w 2007 roku. Byłem na „świeżo” po śmierci Mamy, więc smutek dominował nad radością wędkowania, a na dodatek nie mogłem złowić ani jednej troci, choć łowiłem tak samo jak koledzy i w tych samych miejscach. A im szło co najmniej nieźle. Cóż, tak bywa. Po łowieniu zamykałem się w sypialni i cierpiałem w samotności. To były trudne chwile.






Dołączona grafika

Wyprawa na Bornholm w 2007 roku była dla mnie bolesnym doświadczeniem


Co radziłbyś osobom, które chciałyby, ale brak im odwagi by wystartować? Dla tych, którzy mówią, nie teraz, później, jak będę miał, zrobię, osiągnę ... a czas przecież leci.
Uważam, że na kiepskich łowiskach nie warto tracić czasu. Życie jest zbyt cenne i szybko ucieka. Lepiej przeczytać książkę, pójść do kina, na mecz, spotkać się z przyjaciółmi. Lepiej wydać te same pieniądze na jedną wyprawę zagraniczną – oczywiście pod warunkiem, że jedziemy na dobre łowisko – niż na trzy wyjazdy w bliższe okolice, które najpewniej będą wyglądały tak jak zawsze: nuda, rzuty, nuda, rzuty, setki rzutów i ciągle nic i nic, ech życie… Zresztą te wyjazdy krajowe też nie są już takie tanie. A więc odwagi! Trzeba spróbować – przynajmniej do Skandynawii. W Polsce, którą kocham, może kiedyś będzie również dla nas wędkarzy lepiej, ale póki co nie jest. Zresztą podróżować warto zawsze, nie tylko z braku ryb, ale z chęci poznania czegoś nowego.






Dołączona grafika

Z upolowanym tarponem. To miało być moje ostatnie zdjęcie w życiu - zrobione tuż przed wywrotką łodzi


A dlaczego w Szwecji jest lepiej niż w Polsce?
Najważniejszą cechą szwedzkich łowisk jest ich POTENCJAŁ, czyli fakt, że są zasobne w ryby. A do do tego ludzi jest stosunkowo mało – szczególnie na północy. Dlatego znacznie łatwiej odnieść tam wędkarski sukces niż na przykład u nas. Ale jest coś, co uznaję za jeszcze ważniejsze: otóż tam łowiąc ryby nigdy nie tracimy WIARY. Wiary w końcowy sukces. Może być niekiedy trudniej, bardziej pod górkę – może spadać na łeb na szyję ciśnienie, może też wygładzić wodę upalna flauta. Ale mimo to wiemy, że nagroda musi przyjść - prędzej czy później karta się odwróci, bo w wodzie SĄ RYBY. Wiara i nadzieja to absolutnie niezbędne czynniki, aby nasze życie, nasze starania, nasze pasje, miały jakiś sens.

Podczas swoich podróży pewnie spotykałeś się z różnymi niecodziennymi sytuacjami - jaką uważasz za najbardziej niezwykłą?
Tych przygód i niezwykłych sytuacji było tyle, że można by napisać grubą książkę. Najbardziej mrożącym krew w żyłach przeżyciem była wywrotka łodzi w Kostaryce, w parku narodowym Tortuguero, niedaleko ujścia sporej rzeki do morza, którą przeżyłem cudem przy pomocy miejscowych Indian, którzy rzucili mi ze swej łodzi linę gdy traciłem już siły będąc wynoszonym przez prąd owej rzeki na otwarte morze.

Opisałem to wszystko w artykule „Katastrofa na Karaibach”, która ukazała się w magazynie Wędkarski Świat. A na dodatek kolega, który też się ratując dopłynął w końcu do brzegu, wyłowił moją torbę fotograficzną, która pływała na jednym grocie kotwiczki pływającego woblera. A w torbie fotograficznej, poza zalanym oczywiście „na śmierć” aparatem, był paszport, pieniądze i karta pamięci ze zdjęciami, które stanowiły dla mnie prawdziwy skarb. Udało się je uratować! Oczywiście wydarzenie to było absolutnie wyjątkowe, spowodowane zdarzeniem losowym i nieszczęśliwym nałożeniem się na siebie dwóch różnych fal – w tym wysokiej fali po przepłynięciu innej łodzi, która nas mijała. Powinienem mieć też na sobie kamizelkę, a nie miałem. Nie chciałbym nikogo straszyć, wędkarskie podróże są generalnie bezpieczne, jednak wiele zależy od spraw od nas niezależnych – np. pogody. Tak więc niekiedy dreszczyk emocji też znajdziemy… Ale kto nic nie ryzykuje, pewnie niczego w życiu nie osiągnie.






Dołączona grafika

W takich falach się nagle znaleźliśmy, a do brzegu daleko…


Gdybyś miał dać pięć rad związanych z bezpieczeństwem na wodzie naszym czytelnikom to jakie one by były?
Po pierwsze: zachowaj niezbędny respekt dla sił przyrody – na rybach nie chojrakuj i nie popisuj się przed nikim ani przed samym sobą. Naprawdę nie warto stracić życia poprzez utopienie, uderzenie pioruna, wciągnięcie do bagna czy ukąszenie węża. To żadna chluba umierać w ten sposób - wędkarstwo to jednak tylko zabawa i rekreacja. Pamiętajmy o tych, których pozostawilibyśmy samych na świecie – nasze żony i dzieci. Oni nigdy by nam tego nie wybaczyli. Zostawmy naszą odwagę dla spraw naprawdę ważnych – tam może się okazać znacznie bardziej potrzebna.
Po drugie: sprawdzaj zawsze przed wędkowaniem prognozę pogody na najbliższych kilkanaście godzin (najlepiej na sprawdzonych, wiarygodnych portalach pogodowych w internecie). Gdy zapowiada się jej załamanie, dostosuj do tego swój plan. Na przykład nie wypływaj łodzią zbyt daleko przez otwarte przestrzenie, bo fala może uniemożliwić ci powrót. Obserwuj niebo i wiatr, reaguj zawsze z pewnym wyprzedzeniem, a nie czekaj do ostatniej chwili. Gdy zapowiadana jest gęsta mgła lub nadchodzi burza, lepiej w ogóle nie wypływaj na wodę.
Po trzecie: gdy wypływasz łódką na ryby, zabierz ze sobą naładowany i zabezpieczony przed wodą telefon z wpisanym w pamięć numerem gospodarza. A do tego bezwzględnie dostateczny zapas paliwa na cały dzień, kamizelki ratunkowe, wiosła, kotwicę, linę, mapę, wodę pitną na 1-2 dni, prowiant, zapalniczkę, latarkę, ubranie przeciwdeszczowe. Sprawdź, czy działa echosonda i GPS. To naprawdę nie żarty, szczególnie na norweskim oceanie wśród tysięcy wysepek.
Po czwarte: uważaj na wodzie z alkoholem. Nie wypływaj w stanie nietrzeźwym, a jeśli już chcesz uczcić ładny okaz – wypij na łódce co najwyżej przysłowiową „kropelkę” czegoś mocniejszego (oczywiście jeśli przepisy w danym kraju na to pozwalają). Ale najlepiej poczekaj ze świętowaniem do powrotu do bazy i smakowitej kolacji w pełnym gronie kolegów.
Po piąte: szczególnie będąc na morzu, ale też na skandynawskich jeziorach, nie lekceważ podwodnych skał, głazów i raf. Dostosowuj prędkość do aktualnych warunków i stopnia znajomości wody. Nie pływaj na skróty, a zgodnie z oznakowaniem bojami i tyczkami. Obserwuj też mapę batymetryczną i echosondę, bo niektóre podwodne przeszkody mogą nie być oznakowane albo mogą być szczególnie groźne tylko w czasie odpływu.
I jeszcze dwie uwagi. Nigdy nie dopuść do tego, aby plecionka wkręciła ci się w silnik (np. w czasie trollingu). Gdy wieje - to może skończyć się tragicznie. No i ostatnia, niejako „złota” myśl: w przypadku nadchodzącej nagłej zmiany pogody, nie czekaj do końca, aż przewodnik zarządzi odwrót, ale daj mu do zrozumienia, że bezpieczeństwo jest dla ciebie ważniejsze niż ryba. Przewodnicy są często starymi rutyniarzami, którzy mogą trochę naginać zasady bezpieczeństwa, abyś tylko mógł złowić rybę i odnieść sukces. To jest dla nich cel numer jeden (od tego zależy również ich prestiż) i myślą, że dla ciebie też. Wyprowadzaj ich zatem z błędu!






Dołączona grafika

Pływanie łodzią jest bezpieczne, gdy przestrzegamy pewnych zasad


Spotkanie z jaką rybę uważasz za największe wyzwanie? Przeciwnik godny spotkania? Jak ją przechytrzyłeś - pamiętasz tą pierwszą i tą najtrudniejszą do złowienia? Co w niej jest takiego ekscytującego?
Jeśli chodzi o pierwszą z tych prawdziwie dużych – pamiętam ją doskonale. To był szczupak 107 cm złowiony w Szwecji. Z wrażenia nie mogłem wtedy w nocy zasnąć. Za ryby wybitnie trudne do złowienia muszę uznać, co będzie pewnie dla was zaskoczeniem, bałtyckie trocie wędrowne. Łowiłem je na Bornholmie i na Gotlandii. Trzeba się za nimi naprawdę dużo nachodzić, a brania są tak rzadkie, że stawiają według mnie pod znakiem zapytania sens poświęcania na to tylu dziesiątek godzin. Jest tyle innych gatunków. I do tego ta zimna woda… Ale nie powiem, troć jest piękna i szlachetna. Podziwiam jej łowców, którzy sukcesy odnoszą systematycznie. I bardzo im zazdroszczę. Poza tym gdy mówimy o trudnych rybach, przychodzą mi głównie na myśl te, które pływają w naszych polskich wodach.

Ryby na łowiskach zagranicznych nie są aż tak trudne. Lecz kto powiedział, że wędkarstwo musi być przesadnie trudne? A złowienie ryby niczym sztuczka Davida Copperfielda? Nie zgadzam się z tym. To ma być przyjemność osiągalna dla każdego, kto kupi sobie sprzęt i się trochę postara, a nie tylko takich tuzów jak Jacek Kolendowicz, Marek Szymański, Maciek Jagiełło, Grzesiek Zarębski czy Paweł Mirecki. Ale dość dygresji. Jeśli chodzi o siłę, tu zdecydowanie wybijają się ryby morskie, a spośród nich wyróżnić muszę GT czyli karanksa olbrzymiego, a także tarpona. Ten ostatni jest szczególnie trudny do wyholowania, bo pobiera również tlen z atmosfery i po wyciągnięciu na powierzchnię zaczerpuje łyk powietrza i… rozpoczyna walkę od nowa! Jednak dla mnie nie siła ryb jest najważniejsza, a ich piękno. Dlatego spośród wszystkich gatunków wyróżniam palie – są najbardziej kolorowe, po prostu przecudne. I mają takie klasycznie rybie, torpedowate kształty. Łowiłem do tej pory namaycusha, palię alpejską (arctic char), dolly varden i źródlaka (brook trout). Namaycush to prawdziwy wulkan energii, występuje w Jukonie. To król wszystkich palii. Jednak polecam wszystkim również „arctic chary” z ich różowymi kropkami i pomarańczowymi brzuchami. Są w Skandynawii – np. w szwedzkiej Laponii.






Dołączona grafika

Metrowy szczupak zawsze robi wrażenie - ten padł w Szwecji na jeziorze Boren


Dołączona grafika

Trocie to trudne ryby - nawet na Gotlandii


Dołączona grafika

Godni podziwu są ci, którzy regularnie łowią w morzu trocie


Dołączona grafika

GT to jedna z najsilniejszych ryb oceanicznych


Dołączona grafika

A to palia czyli dla wielu najpiękniejsza ryba Ziemi


Dołączona grafika

Palia z Laponii tuż przed podebraniem


Dołączona grafika

Namaycush - prawdziwy wulkan energii


Dołączona grafika

Bonefish jest mały, ale jego siła zadziwi niejednego


Dołączona grafika

Hol żaglicy dobiega końca


Dołączona grafika

Koryfena z Meksyku


Dołączona grafika

Okazy muszą wracac do wody!


Dołączona grafika

Peacock Bass z Amazonii


Dołączona grafika

Redfish - ryba u nas mało znana, a szkoda...


Dołączona grafika

Rooster, czyli ryba-kogut


Co według Ciebie jest najważniejsze na wyprawie, a co tylko ważne?
Najważniejsza jest organizacja - nie lubię przesadnej improwizacji i pozostawiania spraw przypadkowi. Drugim z najważniejszych elementów jest towarzystwo. To ważne, abyśmy na wyprawie byli w gronie sprawdzonych ludzi, na których można polegać i którzy są nam bliscy. Inne ważne sprawy to umiejętność wybrania niezbędnego sprzętu przy ograniczonych możliwościach bagażowych. Lubię też na wyprawach dobrą kuchnię i trunek, które pozwalają poprawić humor w wypadku wędkarskich niepowodzeń, bo nie każdy dzień jest usłany różami. Przez lata podróżowania człowiek uczy się powoli, co należy zabrać, jak się zachowywać w określonych sytuacjach. A nic nie zastąpi osobistych doświadczeń.






Dołączona grafika

Na wyprawie ważne jest towarzystwo


Dołączona grafika

Do moich ulubionych kompanów należy Michał Pszczoła - zjeździłem z nim już kawał świata.


Dołączona grafika

Wspólne kolacje potrafią dawać tyle samo frajdy, co ryby


Dołączona grafika

Posiłek w plenerze - kanadyjski Jukon


Jaki sprzęt wędkarski zabierasz ze sobą zazwyczaj na wyprawy? Ile wędek, kołowrotków ile i jakich przynęt ? Jak radzisz sobie logistycznie?
Jadąc na wyprawę do Skandynawii mam do dyspozycji spory samochód. Biorę więc dużo sprzętu (wszystko jest praktycznie zdublowane), produktów spożywczych etc. W końcu po to jest to miejsce w samochodzie, aby je wykorzystywać. Gorzej w przypadku podróży lotniczych, gdy limit bagażu wynosi często 20 kilo. To masakra. Wszystko zależy jednak od tego, jakie ryby mamy w planie łowić i gdzie będziemy mieszkać – w specjalistycznym ośrodku wędkarskim (tzw. fishing lodge), gdzie można coś w razie czego wypożyczyć i gdzie jest codzienna pralnia, czy w namiocie, w głuszy. Gdy muszę być zdany na siebie, biorę 1-2 kołowrotki, trochę przynęt, niezbędne akcesoria, kurtkę, wodery (jeśli łowimy brodząc), 2 polary, lżejszą bluzkę lub ze dwie koszule, bieliznę termiczną, kilka par ciepłych skarpet, zestaw przeciwdeszczowy, bieliznę, buffa, 2 czapeczki, krem z filtrem, muggę, okulary polaryzacyjne, kosmetyki, leki, telefon i sprzęt fotograficzny. No i oczywiście 1-2 wędki, w specjalnej tubie, która stanowi dodatkowo płatny bagaż. Gdy jadę w tropiki, nie muszę brać tylu ciepłych rzeczy, jest więc zdecydowanie łatwiej.






Dołączona grafika

Do Skandynawii jeżdżę tylko dużym samochodem


Jaką rzecz powinien mieć ze sobą każdy podróżnik?
Dobry nóż uniwersalny (np. tzw. „szwajcar”). Ale trzeba mieć także muggę na komary, kropelkę, zapalniczkę, latarkę. No i kartę kredytową lub trochę gotówki. Najważniejsza jest jednak głowa – człowiek ma taki potencjał, że intelekt i kreatywność pozwolą mu wybrnąć niemal z każdej sytuacji. Świetnie to pokazuje film „Marsjanin”.

Przyjeżdżasz nad nieznaną wodę - od czego zaczynasz łowienie? Czym się kierujesz typując miejscówki ? Czy korzystasz z usług miejscowych przewodników?
Na podróżach bardziej egzotycznych zdecydowanie najbardziej lubię łowić z przewodnikiem. A przynajmniej na początku. Miejscowi wiedzą wszystko najlepiej i tracimy stosunkowo mało czasu, aby dojść do pewnych ważnych konkluzji. Potem i tak musimy wykazać się odpowiednią zręcznością, aby złowić rybę. Od przewodników wiele się uczymy, co można wykorzystać w przyszłości. Nie jest dla mnie żadnym problemem, że nie znajduję wówczas ryb sam bądź sam nie dochodzę do tego, jakich użyć przynęt, bo w ciągu tygodniowej wyprawy szkoda mi na pewne rzeczy czasu. Wiem, że gdybym chciał, nauczyłbym się tego wszystkiego w kilka tygodni, miesięcy, a w krajnych przypadkach lat i sam mógł zostać guidem, bo potencjał ludzkiego umysłu jest, jak zaznaczyłem wyżej, wielki. Tylko po co? Dawni myśliwi wyruszali w afrykański busz w towarzystwie całej armii miejscowych i korzystali z ich pomocy na każdym kroku. Podobnie czynią himalaiści, korzystający z pomocy Szerpów, tragarzy etc. Dlaczego my wędkarze mamy się tego wstydzić, gdy ruszamy na podój nieznanych krain? Nieco inaczej jest w Skandynawii. Tam, gdzie byłem już wiele razy, znam doskonale łowiska – ich typy, charakter, zwyczaje ryb. W Skandynawii znacznie rzadziej korzystam z przewodników. Na wodzie zaczynam od obławiania miejsc, które na podstawie doświadczeń z przeszłości dają największe nadzieje, że są stanowiskami ryb.

Na łódce korzystam też z echosondy. Wolę wcześniej nieco więcej popływać, niż od razu rzucać się do łowienia – tego nauczyłem się od Jacka Kolendowicza. Np. szczupak, gdy żeruje i znajdziemy jego kryjówkę, bierze od razu w pierwszym rzucie. Trzeba więc te miejsca wytypować wcześniej na mapie batymetrycznej, a potem systematycznie opływać, obejrzeć na ekranie echosondy i obłowić. Wodę poznajemy jednak systematycznie, a ryby występują wyspowo. Ich szukanie może zawsze potrwać, natychmiastowe znalezienie nie jest priorytetem. Ale, podobnie jak na grzybach, zawsze każdy w końcu znajdzie swoje żniwa!






Dołączona grafika

Jednym z najlepszych przewodników na Bałkanach jest Rok Lustrik (z lewej).


Appendix - z ostatniej chwili

W grudniu 2015 roku udało mi się zrealizować jedno z moich największych podróżniczych marzeń – wędkowałem przez kilka dni na jeziorze Jurassic Lake (Lago Strobel) w argentyńskiej Patagonii. Z tego co wiem, innych uczestnik tej wyprawy Maciek Rogowiecki opublikuje niedługo swój reportaż na portalu jerkbait.pl. Nie będę więc teraz dłużej się rozpisywał, powiem tylko krótko, że choć pogoda jak zwykle dała nam mocno w kość (to już powoli staje się tradycją), to jednak udało się połowić naprawdę wielkie ryby, a miejsce potwierdziło swą wyjątkowość. Na dowód publikuje 3 zdjęcia.






Dołączona grafika

Jurassic1 Rzeka Barrancoso


Dołączona grafika

Jurassic2 Mój przewodnik Martin nad jeziorem.


Dołączona grafika

Jurassic3 Pstrąg potokowy z Laguna Verde



Piotr Motyka (@Piotrek), 2016




16 Komentarze

No cóż , praca biznes i hobby , 3 w 1 . Marzenie ...

    • remek i grzesiekp. lubią to

Tylko pozazdrościć takiego życia ;-)

    • remek i Marcin87 lubią to
Zdjęcie
GoLoManoLo
10 sty 2016 08:10
Piękne ryby, piękne widoki, piekna relacja !
    • remek i Marcin87 lubią to
Zdjęcie
spinnerman
10 sty 2016 10:23
Świetny, pouczający wywiad. Brawo Remku!
    • remek lubi to

ŁAŁ coś pięknego.I kumulacja ograliśmy NIEMIASZKÓW.

    • remek lubi to

To jest to o czym każdy marzy -praca i pasja w jednym.

    • remek lubi to
Zdjęcie
wojciech1919
10 sty 2016 17:38

przeczytałem jednym tchem...

świetny wywiad.

    • remek lubi to

Bardzo ciekawy material.

W moim odbiorze, nie byla to taka KOSA jak pierwszy wywiad - czyli "Slowik"...ale juz nie moge sie doczekac trzeciego :)

 

Pozdrawiam i oby seria tych wywiadow nigdy sie nie skonczyla! 

    • remek lubi to
Zdjęcie
marcin ryba
11 sty 2016 07:55

Bardzo ciekawy wywiad. Czekam na następny.

    • remek lubi to

Raj na ziemi. Szósteczka w lotto i nawet żona by mnie nie zatrzymała.

Super artykuł.

Tylko pozazdrościć przygód i samego zawodu.
Zdjęcie
Sławek Oppeln Bronikowski
14 sty 2016 19:28

Nawet przez zwały reklamy można wyczaić pasjonata.. :)

Zdjęcie
pomelo (maciekd)
19 sty 2016 11:10

piękne wyprawy. Móc zrealizować chociaż kilka z nich to marzenie. Gratulacje, że z życiem rodzinnym udaje się to połączyć.

Dodane kilka ciekawych fotek do Artykułu 

Marzenie, jest czego zazdroscic :)

No Argentyna prezentuje sie wrecz idyllicznie;?