Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.


Szukaj w artykułach


Reklama


Ostatnie na blogu


1007 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)

878 gości, 3 anonimowych

Bing, daniel., Majkel S, Damian Knieja, TOMIS1975, Luciano, Google, Dziad Wodny, Maly69, MaciejW, GroPerch, Tomek Wielgus, comen, troutmaniacs, spincast, Pumba, russian80, krzk1234, nevis, 1958, mario83, ms80, pablo40404, Tomsi, POLONIAb, Lynnu, Maniek600, slawek, PePe., Sebulba, Pietruk, wedkarz-w2, wilczybilet, grzesiekbc, SzczupakRzeczny, piter v, slawek_2348, Aries, Kamil_D, Bolen30, Sylwek1981, jarekbialapodl, Rajmund1980, Little Wing, staszek72, Andżej, Drabek, talon, DominikBP, rolen, Kacper Kniaź, coma, szpieg, Welik, Acho, sumy i sandacze, Zet.11, wojciiech, skius, Mdah, rav_id, guciolucky, kuba67810, Jano, Kruszyna, Matyz, Tokarz 2000, DzikiBill, jalo1975, pikeft, asp, DK1969, Raptus07, kolec, Mysha, pawel79ozo, GINPK, UkrytySum:), PiotrekF, mario, Jaroch, tomkosto, tommik, _hubercik_, shogun, Mts1991, jakubekk, Matiz992, silver102, sylweczek, Wacha, Wojciech_B, ender, maku79, Jacek01, polny, wojtek_n, Andru77, bullet81, Krzysztof Jeżyna, szaker, polyari, AdrianMa, tete, foxy77, ewertas, Kartal, bilejdilej, JanuszP, godski, zzziomix, rav00, Olsztynteam, Eugeniuszek, JerryM, kolpi, robertp, gucio2020, qaya, Białek, as1111, Maciej W., Geciowy, kamyk9, ManieQ, Łukasz W, WalterW, CORNEL


* * * * *

Prof. J. Rozwadowski o łososiu i wędkach dwuręcznych


Mucha sztuczna jest osią, około której sport rybacki się obraca, bez niej może być w prawdzie mowa o łapaniu ryb na wędkę, o sporcie – nie.



Nie każdy z nas zdaje sobie sprawę, że temat wędek dwuręcznych na polskich ziemiach interesował wędkarzy już przeszło sto lat temu. O łososiach i ich połowie prof. Rozwadowski pisał zarówno w swoim Poradniku, jak i na łamach Okólnika Rybackiego. Jak wiele zagadnień nie traci ze swej aktualności, przekonacie się sami czytając poniższe fragmenty pism jednego z prekursorów naszego hobby w przedwojennej Polsce.


O łososiu pisze tak:


Przedziwny smak i powabny kolor jego mięsa sprawiły, iż łososia od najdawniejszych czasów za najprzedniejszą uznano rybę. Uznanie to i wziętość były powodem ogólnego zainteresowania się tym szlachetnym włóczęgą, zkąd poszło, iż doczekał on się bardzo wcześnie bogatej literatury, która zebrana razem utworzyćby dziś mogła okazałą bibliotekę, jaką na pewne żadna inna ryba, z wyjątkiem może jednego pstrąga, poszczycić się nie jest w stanie.


Co znamienne, sto lat temu biologia łososia nie była jeszcze tak znana, jak obecnie. Rozwadowski był jednak uważnym i krytycznym obserwatorem, często posiadającym odrębne zdanie od ówczesnych autorytetów, podparte własnymi doświadczeniami. Ciekawe spostrzeżenia przedstawia autor Poradnika na tematy przebywania łososi w rzekach i kwestii ich rodzimego środowiska:



Większa część naszych t.z. „podrybków”, a obok nich potężne okazy osiadłe w Skawie, Dunajcu, Popradzie, jak to poświadczyć może liczny zastęp miejscowych rybaków, usadowiwszy się w bezpiecznym miejscu, nie opuszcza takowego zimą i latem. Na poparcie tego twierdzenia przytoczyć mogę dwa przykłady z własnej praktyki: „Podrybek” znany nieledwie wszystkim mieszkańcom miasteczka Suchy umieścił się swego czasu w Skawie, a to w niedostępnej wypłuczynie brzegu znajdującej się u południowego krańca ogrodu dworskiego. Obserwowano go tamże przez 3 lata i 3 zimy z rzędu, aż wreszcie wyłowiono 12. sierpnia r. 1882 w mojej obecności. W Dunajcu Białym pod mostem Cudzicha żyje, ogromny łosoś, którego znają doskonale górale nadbrzeżni, a który już kilkakrotnie wymknął się ze saka rybaków dzierżawcy Guta; znajomością tego łososia od dwu lat i ja poszczycić się mogę. Znajomość tę zawarłem, jak świadczy mój dziennik rybacki, w dniu 3 lipca 1900 r., w którym to dniu zaszczycił ów matador moją wędkę wielce obiecującym zakęsem, mówię „obiecującym”, bo na obietnicy niestety się skończyło: łosoś bowiem, poczuwszy hak w pysku, z takim impetem strzelił do swej kryjówki, iż rad byłem; że li na urwaniu gruntownem linki się skończyło. Tożsamość obu łososi nie ulega żadnej kwestyi, tak bowiem jak dwu ludzi nie ma na świecie sobie równych, jak dla botanika nie ma równych dwu roślin lub kwiatów, tak dla starego i patrzeć umiejącego rybaka nie ma dwu ryb, których nie rozróżniłby od pierwszego wejrzenia, nie poznał po kształtach i indywidualnych manierach.



(...) Respekt dla nauki i jej rabinów – przepraszam – arcykapłanów, nie pozwala mi przeczyć ich argumentom, wyręczę się przeto powagą Patona, którego niedawno ogłoszone badania nad szkockim łososiem ogólną na się zwróciły uwagę: Paton tedy twierdzi bez ogródek, iż łosoś i pokrewne z nim gatunki Salmonidów pierwotnie były mieszkańcami wód słodkich i dopiero z biegiem czasu przyzwyczaiły się do morskich swych wędrówek przedsiębranych li w tym celu, aby korzystają z wielkiej obfitości żeru, w jak najkrótszym czasie wyróść, względnie poratować zrujnowane tarłem siły i wytuczyć się na czas postu i nużącej podróży ku rzekom.


Co do wielkości łowionych łososi, Rozwadowski pisze:


Łosoś dorasta do 1 1/2 m. długości, a do 45 kg. wagi, okazy tej wielkości należą jednakże dziś do nader rzadkich wyjątków i poławiane bywają jeszcze tylko w północnej Rosyi. Największy łosoś jakiego u nas złowiono u ujścia Skawy koło Zatora, był długim na 1.48m., a ważył 24 kg.


Nasz mentor miał wyrobione zdanie również o wartości kulinarnej tak chętnie poławianych w Polsce keltów czyli łososi i troci potarłowych, zgodne zresztą z moją opinią na temat smaku i bezsensowności takich połowów (wie to każdy, kto łowił silne, srebrne ryby podążające na tarło):

Im bliżej tarła, tem niepokaźniejszym i mniej smacznym bywa łosoś, po tarle jego mięso jest wstrętne, szaro-białego koloru i tak rzadkie, iż rozlatuje się po ugotowaniu w kawałki. Mimo to widzieć można tego rodzaju ryby podawane w styczniu, lutym i marcu na targu przez niesumiennych rybaków (...)
Bezmyślna publiczność kupuje te kaleki skwapliwie, mimo odrażającego wyglądu i smaku.


Jeśli chodzi o łowienie łososi, to …sport zna wobec łososia tylko jedno narzędzie a tem jest wędka, mistrzami zaś łososiego wędkarstwa są głównie Anglicy. (...) Łowienie łososi jest obok wyścigów konnych i polowania na lisy jedną z najpopularniejszych zabaw zamożnej i chciwej wrażeń części narodu angielskiego ,a pokaźna liczba zapalonych i biegłych w kunszcie swym łososiarzy wzrasta z każdym rokiem. (...) Łosoś miewa w każdej rzece, w której żyje i trze się, swoje ulubione stanowiska znane doskonale miejscowym rybakom, toż nieznający wody wędkarz, chcąc spotkać się z łososiem, najlepiej zrobi, biorąc sobie takiego świadomego rzeczy autochtona za przewodnika.



Wędki i muchy (co ciekawe) nie zmieniły się prawie od czasów Rozwadowskiego. Niestety, nasze wody zmieniły się drastycznie i tam, gdzie łosoś docierał w dopływy górnej Wisły, my budujemy MEW-y... Smutne to, ale prawdziwe.


Tak pisał o kijach dwuręcznych, którym poświęciliśmy większą część tego numeru Sztuki Łowienia

:

Wędzisko do połowu łososi najpospoliciej używane jest dwuręczne, na 4-5 m. długie, miernie podatne; biegły jednakże rybak użyć może z tymże samym skutkiem i jednoręcznego wędziska, a to nawet najlżejszego bambusowego, błędnem bowiem jest rozpowszechnione przekonanie, jakoby łosoś bronił się energiczniej, aniżeli stary pstrąg bywalec. Uchodzenie i holowanie wymagać będą wprawdzie więcej czasu i przezorności, trudniejsze jednak wcale nie są,a to tem mniej, im większą i cięższą jest ryba. (...) Z dwuręcznych na łososia i duże pstrągi zasługuje na polecenie wędzisko z Greenhard lub Lancewood; klinowane z trzciny Tonkin lub takież z Kalkuty 4 1/2 do 6 m. długie: 2-4 f. wagi mające. Cena 20 do 100 Złr. i wyżej. (...)
Dziś dobre wędki bambusowe klinowane, są w prawdzie jeszcze dość drogie, kto jednakże raz tylko spróbował łowić na takie pieścidełko wędziskowe i doświadczył emocyi szczęśliwego wylądowania staruszka rodu pstrążego lub wcale łososia, ten nie weźmie już prawdopodobnie innego wędziska do ręki, chyba, że go do tego nieodzowna zmusi konieczność.


O sztucznych muchach łososiowych możemy przeczytać:


Mucha sztuczna, do połowu łososia służyć mająca, nie potrzebuje być wiernem naśladowaniem much jawiących się w naturze, muchy wszakże angielskie, znane pod nazwą Salmon-Flys, które na wodach szkockich mogą być wcale dobre, są w naszym klimacie i dla naszych ryb zupełnie nieprzydatne, szczególnie wszystkie owe więcej osławione, jak sławne, połyskujące motyle wystraszyć są w stanie naszego łososia i to od pierwszego rzutu. Pierwszym warunkiem dobrej na nasze stosunki muchy jest, by nie była za dużą, a po wtóre, by kolor jej był niepokaźny. Muchy średniej wielkości zbliżone do zwykłej March-brown lub też wyrabiane przez firmę I.Doleschel w Wiedniu i podawane pod nazwą Seeforellen-Rozwadowski-Fliegen są u nas na łososia najstosowniejsze.



Na zakończenie, jakże dający do myślenia wątek o gospodarowaniu populacjami, z informacją znad sławnej po dziś dzień łososiowej rzeki Irlandii – Moy, nad którą to również i mnie zaprowadziły kiedyś łososiowe ścieżki...:

W Anglii, gdzie dawniej bywał najpospolitszą rybą, tak dalece zmniejszyła się liczba łososi skutkiem nieustannego wyławiania, iż nawet w szkockich rzekach Tay, Twed, Spey, i Esk, które mieściły nieprzebraną ilość tych ryb, znaczny zauważono ubytek i ujrzano się w konieczności wydania surowych ustaw ochronnych; (...) Tak samo jednakże, jak łatwo jest w krótkim czasie wyludnić najobfitszą wodę z łososi, tak też i zarybić da się każda rzeka posiadająca odpowiednią naturze tej ryby wodę. Rzeka irlandzka Moy mająca około 60 klm. biegu nie mieściła nigdy łososi w sobie, a to z tego powodu, iż niedaleko jej ujścia znajdował się potężny wodospad, którego ryby pokonać nie były w stanie. Grono zamożnych sportsmenów angielskich wydzierżawiło na dłuższy szereg lat rybołowstwo na tej rzece, wytępiło do czysta wszelkie drapieżne w niej ryby, zbudowało obok wodospadu wygodną przepławkę i zarybiło wodę 200 tysiącami łososiego narybku. Narybek dorósł, korzystając z przepławki, poszedł na morską paszę, wrócił następnie ta samą drogą w celu odbycia tarła na rodzinnych swych tarliskach i po 5 latach od pierwszego zarybienia dała Moy z górą 1/2 miliona koron czystej intraty. Przykład ten jeden ilustruje w dosadny sposób korzyści, jakich dostarczyć może rozsądnie pokierowane gospodarstwo wodne.


Dziś Moy jest jedną z najlepszych i najsławniejszych rzek łososiowych w Irlandii. Nad jej brzegami można spotkać elitę muszkarzy z całego świata. My miejmy nadzieję, że nie będziemy musieli czekać kolejne sto lat na wyciągnięcie wniosków ze słów Rozwadowskiego, czego sobie i wszystkim czytelnikom Sztuki Łowienia życzę!


autor: Mirosław Pieślak


rysunki: Robert Tracz


Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum



<script type="text/javascript">
</script>
<script type="text/javascript"
src="http://pagead2.googlesyndication.com/pagead/show_ads.js">
</script>

 




0 Komentarze