Długo myślałem jak opisać najlepszą spiningową noc w swoim życiu by nic nie spłycić i tak minęły już dwa tygodnie a nic sensownego nie wymyśliłem. Chyba nie da się wszystkiego oddać słowami, przymajmniej ja nie potrafię. Spróbuje jednak choć cząstkę tego wieczora przekazać.
Obudziłem się w poniedziałkowy poranek i pierwszą myślą było „kurczę, ale miałem fajny sen”. Ale zaraz, zaraz - ręka boli jakoś tak prawdziwie. Zaciskam i otwieram pięść - przedramię i nadgarstek promieniują jak po ciężkim treningu na siłowni (już się domyślam co niektórzy teraz pomyślą - błąd lożo szyderców

). Tak, to chyba na prawdę się stało! Odpalam telefon i oglądam zdjęcia boleni z minionej nocki. Boleni, które dopisały niczym na jakimś wyśnionym eldorado. A działo się to tak:
W niedzielny wieczór o umówionej godzinie przyjechałem po PePe i ruszyliśmy na pierwsze zaplanowane do obłowienia miejsce. Jak zwykle przewodnikiem jest Piotr, to jego odcinek Wisły, który poznał jak własną kieszeń i zaufał mi na tyle by się swoją wiedzą podzielić.
Obaj nie palimy ale na rybach musi być paczka fajek, ot taki rytuał. Dzisiaj ja mam ostatnie kilka sztuk - plan jest taki by pierwszego papierosa wypalić obserwując łowisko, zanim jeszcze rozłożymy sprzęt a drugiego dopiero po złowieniu ryby. Wysiadamy na pierwszej miejscówce. Nie zauważamy żadnej aktywności boleni ale i tak postanawiamy spróbować. Przez godzinę jedynymi ciekawymi rzeczami są przelatującą uchatka oraz bóbr, który próbuje zajść nas od pleców. Żadnego choćby najmniejszego trącenia przynęty. Nie wytrzymujemy i palimy drugiego peta podejmując decyzję o zmianie miejsca. Jedziemy kilkaset metrów powyżej na sporą rafkę. Nie rozpakowujemy się, robimy obchód i stwierdzamy, że nie ma sensu tutaj zostawać. Pozostało ostatnie miejsce oddalone o kilka dobrych kilometrów - jedziemy tam bez większych nadziei.
Po dotarciu rozkładamy wędki i ruszamy na rekonesans. Noc jest piękna - cicha, przyjemnie chłodna, jakaś nieopisana magia unosi się w powietrzu. Księżyc prawie w pełni, tak jasny, że przy bezchmurnym niebie i wiślanym odbiciu wypełnia ciemność swoim blaskiem do tego stopnia, że praktycznie nie musimy używać czołówek. Do pełni szczęścia brakuje tylko ryb... Ale w odróżnieniu od poprzednich miejsc na tym coś wydaje się dziać. Zauważamy, że jakaś ryba spławia się niedaleko brzegu i nie jest to drobnica. Schodzimy po stromym zboczu uważając by nie narobić hałasu. Miejsca jest tyle, że we dwóch mieścimy się na styk. Rzucamy gdy przynęta drugiego jest mniej więcej w połowie drogi żeby nie poplątać sobie zestawów. Pierwszy Boleń melduje się u mnie. Strzela w wobler sprowadzany powolnie wachlarzem tak, że prawie wyrywa mi wędkę z ręki. Kijek ładnie amortyzuje odjazdy bolka a hamulec gra najprzyjemniejszą dla wędkarskiego ucha melodię. Piotrek ściąga swój zestaw i łapie za podbierak. Po chwili odhaczona, upamiętniona fotką ryba wraca do wody.
1.jpg 46,09 KB
39 Ilość pobrań
Zbijamy piątki, śmiejemy się i odpalamy fajki by uczcić zwycięstwo. Doginam rozgięty grot kotwicy i wracam do łowienia. Mija może z 10 minut i mam na wędce drugiego bolka. Przebieg wydarzeń jest bardzo podobny. Mocna walka na początku a później pewne pompowanie ryby do podbieraka. Zdjęcie i do wody.
3.jpg 23,45 KB
39 Ilość pobrań
Kolejne dwa bolenie łowi Piotrek. Tym razem ja podbieram ryby i robię fotki telefonem, sic! Jakość takich nocnych zdjęć jest bardzo wątpliwa ale w takich momentach schodzą one na drugi plan.
2.jpg 37,29 KB
38 Ilość pobrań
4.jpg 37,61 KB
39 Ilość pobrań
Łapiemy za wędki i młócimy dalej. PePe ma silne branie i zacina potężną rybę. Po kilku minutach holu stwierdza, że to musi być sum. Ryba robi co chce, hamulec terkocze, patyk się gnie. Z przyjemnością oglądam ten spektakl niczym kibic siedzący tuż przy ringu na walce bokserskiej. Niestety ostatecznie puszcza prawdopodobnie węzeł na FC przy agrafce. Ku naszemu zdziwieniu na ściągniętym przyponie nie ma ani śladu po śluzie typowym po holu suma. Co to było pewnie się nie dowiemy choć ryba poszła z woblerem więc może ktoś się pochwali że złowił „coś” dużego z zapiętą przynętą.
Później notujemy kolejne bolenie w przedziale na oko 60-70cm, nie tracimy czasu na mierzenie i robienie zdjęć. Ryby odhaczamy w podbieraku i puszczamy wolno. W pewnym momencie na swoim zestawie czuję branie ale jakieś inne - pstryknięcie i cisza. W kolejnym rzucie mam przyłów, tym co stukało w moją przynętę okazuje się sandacz około 70cm. Sezon na te ryby zaczyna się dopiero za kilka dni wiec puszczamy sandokana jak najszybciej. Kolejne bolenie ładują na przemian w woblery u Piotrka i u mnie. Na jakieś 45 minut przed planowanym zakończeniem łowienia zapanowała cisza i myśleliśmy, że eldorado już się skończyło ale na odchodne doławiamy po jednym bolku 60+. W pewnym momencie przestaliśmy liczyć ryby ale szacując dość ostrożnie złowiliśmy ich w 3,5h co najmniej po 10 na głowę, wszystkie z przedziału 60 - 75cm.
Nie jestem wytrawnym łowcą boleni ale zakochałem się w ich sile. Nauczyłem się też, że powiedzenie „połowić do bólu ręki” nie wzięło się znikąd
Ryby tej nocy nie tylko dały mi wielką satysfakcję ale też przetestowały nowego kijka - castowy Fenwick HMXT 89M-2-F przerobiony w pracowni u Hubertusa na spina z delfinem i w tytanach. Jestem mega zadowolony, wędka okazała się świetną katapultą, która pozwala pewnie wciąć rybę nawet z dużej odległości i umożliwia szybki siłowy hol. Właśnie do połowu boleni i sandaczy ją planowałem, miała świetny początek zobaczymy co będzie dalej

Zweryfikowane zostały też kotwice oraz kółka łącznikowe z woblerów, te niestety oblały. Cztery kotwice totalnie porozginane, jedna z ułamanym grotem, dwa kółka łącznikowe zdemolowane przez rybę miotającą się w podbieraku. Na szczęście żaden boleń nie zapłacił ceny za te niedociągnięcia zbrojeniowe i wszystkie udało mi się szczęśliwie wyholować. Nowe kotwice i kółka już zamówione. Plecionka KastKing 10Lb i kołowrotek Daiwa Prorex spisały się bez zarzutów.
I tak to mniej więcej było nie licząc ciągłych westchnień nad pięknem otaczającym nocną Wisłę. Dzięki PePe za Twoje nauki i zaufanie w zdradzaniu sekretów. Hubertusowi za świetnie przezbrojony kijek ale przede wszystkim Wiśle za jej niesamowite piękno i wyjątkową hojność tej nocy. Jak dziecko po pierwszej wizycie na wesołym miasteczku nie może doczekać się kolejnej tak ja czekam na nasze następne nocne spotkanie Królowo Rzek.
NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA" 
Użytkownik bartsiedlce edytował ten post 11 czerwiec 2018 - 10:42