Nie lubię pracować w urodziny. Zwłaszcza, gdy za oknem taka fajna pogoda. Dlaczego zatem miałbym nie sprawić sobie prezentu i nie rozpocząć sezonu brzanowego? W końcu, ja też mam swoje rynny i swoje brzany : )
Trasa była lekka. Podróż umilił audiobook o ludzkich pasjach i namiętnościach, ze wskazaniem na miłość do pieniądza. Potem już tylko szybkie śniadanie i można się przebierać. Na pierwszym miejscu spotkałem wędkarza. Próbował łowić od świtu na feedery, niestety (dla niego) w miejscu, gdzie ryby były miesiąc temu. Wspomniał o kilku skokach białych ryb o świcie. No tak, bolenie. Ich prawdziwe żerowanie rozpocznie się tu późnym wieczorem. Nie spodziewałem się fajerwerków. Nie zgadzała się pora dnia. I tak tez było, brak nie tylko brań, lecz również jakichkolwiek ataków i spławów.
W drodze na kolejna miejscówkę musiałem porzucić samochód. Tu nie dojedzie się nawet moim terenowym. Spacerując brzegiem rzeki przyglądałem się wodzie. Na Dzień Matki było tu jej sporo więcej, nie mówiąc już o końcu kwietnia. Teraz, znaczna jej część gdzieś zniknęła odsłaniając rozległe łachy. Gdy dotarłem do rynny szybko spostrzegłem, ze jej niemal połowa jest już przysypana piachem. Naturalny cykl, na wiosnę wymywa odsłaniając kamienie i żwirek, a potem w ciągu roku stopniowo zasypuje tak, że w połowie sierpnia nie ma po niej śladu. W tym roku nastąpi to szybciej. Zacząłem obławiać drugą jej część, co szybko zaowocowało małym szczupakiem. Wziął na kleniowo-brzanowy wobler w miejscu naprawdę mocnym nurtem. Twardziel. Obławiając spokojnie miejscówkę dostrzegłem pierwsze pojedyncze wyskoki. Są brzany, nieokazałe jednak. Na oko 65-70cm. Brzany nie brały, ja sam też nie byłem super zmotywowany. Wpadłem w letarg, z którego wyrwał mnie atak bolenia. Zmiana woblera, rzut spiritem i siedzi. Kolejny szczupak, trochę większy od pierwszego. Wystarczy, postanowiłem jeszcze raz, ostatni raz dziś zmienić miejsce. W drodze do samochodu zatrzymałem się jeszcze przy sporej przykosie. Często powstaje w tym miejscu, często też są za nią bolenie. Tym razem nie brały jednak. Przydałoby się tu wrócić przed zmrokiem, tylko jak?
Zostało ostatnie miejsce. Dobrze mi znajome. Czułem pod skóra, że coś tam siedzi, mimo, że nie zdradzało obecności. Niestety od mojego ostatniego pobytu trochę się zmieniło. Przyniosło zaczep, zaczep nie do ruszenia, który nie pomoże przy obławianiu, czy też ewentualnym holu. Branie nastąpiło dość szybko, jak zawsze zresztą. Gatunek nie budził wątpliwości, żadnej. Udało mi się ja skierować w miarę bezpieczne miejsce. Tak przynajmniej mi się zdawało. Niestety ryba okrążyła podwodny głaz zaczepiając żyłkę. Jakie szczęście, że jeszcze nie spływała, tylko stała w miejscu. W innym przypadku byłbym bez szans. Zacząłem powoli wchodzić coraz głębiej, raz po raz podszarpując wędką. Do zaczepu nie dojdę, ale może żyłka się wyśliźnie? Udało się. Szybko zwinąłem zapas i kontynuowałem walkę. Ryba zrobiła daleki odjazd z nurtem, ale popełniła też błąd skręcając po kilkudziesięciu metrach na spokojniejszą wodę. Tam kontynuowałem walkę z mniejszymi obawami o wynik. Nastąpiło długie przeciąganie liny, ciągłe krótkie odjazdy pod brzegiem, ale wygrałem podbierając brzanę, w końcu, za 10 może razem. Gdy była już w podbieraku, na spokojnie się jej przyjrzałem. Piękna, duża, niezwykle gruba, niczym dobrze odchowany tucznik. Swego rekordu nie pobiłem, ale byłem blisko. Pierwsza i największa w tym roku : )
1.jpg 77,22 KB
39 Ilość pobrań
P7065760.JPG 41,89 KB
36 Ilość pobrań
Po brzanie złowiłem jeszcze jednego szczupaka, większego od 2 poprzednich i spokojnie zakończyłem łowienie. Czułem się spełniony : )
Sezon rozpoczęty.
NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA"
Użytkownik woblery z Bielska edytował ten post 07 lipiec 2018 - 20:37