Mniej ugryziesz, szbyciej połkniesz kolego. (...)
Największym problemem jest ogólnodostępność wód. Przez jakiś czas należałem do koła, które pracowało na rzecz jednego dużego stawu. Kolega zbierał podpisy, żeby ograniczyć presję wędkarzy z zewnątrz. Aktywni ludzie muszą wykazać starania w okręgu, żeby takie ograniczenia wprowadzać.
Normalnie funkcjonujące łowisko pod jakimś kołem PZW wymaga "opodatkowania" wędkarzy z zewnątrz rozsądną dniówką, a swojaków obciążyć pracą w łowisku lub / i ekwiwalentem pracy niewykonanej. Zanim się "ugryzie" kawałek rzeki, należy jechać do okręgu aby omówić zasady i jeśli spostrzeże się tępe oczy lub roszczeniową postawę socjalistycznego rozdawnictwa - zmienić okręg na inny, bardziej otwarty na takie działania i perspektywiczny.
Koła czy kluby powinny też mieć możliwość przyjmowania pieniędzy na konto od sympatyków z całej Polski, którzy owe łowisko odwiedzają i poza dniówką mają ochotę dołożyć od siebie coś jeszcze.
Bardzo ważne jest też sprawdzenie w okręgu operatu, czy wymienia minimalną kwotę na zarybienia czy ściśle określoną lub w widełkach. Od tego bowiem zależy możliwość dorybiania ulubionego odcinka. Nie widzę też powodu, aby polscy wędkarze łowili tęczaki w Wagu, a nie na przykład na Bobrze. Dlatego "algorytm tęczakowy" należałoby pozyskać od Józefa Jeleńskiego, który w tym temacie ma rzetelną wiedzę.