Jeszcze do niedawna byłem przekonany, że ten sezon będzie kompletną klapą, z powodu braku czasu na wypady nad wodę.
Na szczęście moje rokowania się zmieniły.
We wtorek zaraz po opisanym na poprzedniej stronie prima aprilis, byłem nad rzeką.
Udało mi się złowić tęczaka, którego nawet nie mierzyłem oraz stracić dwie ładne ryby.
Tego dnia byłem na siebie naprawdę zły, złamałem swoją pstrągówkę oraz pozbyłem się całej szpulki 0.10 z Trapary. Wszystko potęgowała strata dwóch pięknych ryb.
Planowałem ze znajomym iż w piątek czyli dziś wyrwiemy się na muchę. Wszystko szło doskonale do momentu powrotu do domu ze szkoły. Znajomy zadzwonił że nie chce przeginać z rybami ponieważ, wybiera się dziś na nockę. Straciłem ochotę na wędkowanie, moja kobieta też nie miała ochoty na wyjście.
Około godziny 15 zaczęło bardzo mocno padać. Pogoda drastycznie się zmieniła, ze słonecznej na burzową. Kiedy grzebałem przy motocyklu, zadzwonił znajomy, czy nie pokazał bym naszemu wspólnemu znajomemu jakiegoś fajnego miejsca na spining.
U nich było słonecznie, a u nas strasznie lało. Mimo wszystko Kamil postanowił wybrać się do mnie. Zapakowałem więc moją kobietę do samochodu i pojechaliśmy nad rzekę. W planach miałem mu tylko pokazać co i jak, ale że w bagażniku zawsze wożę trochę sprzętu to poszliśmy razem.
Miejsce to samo co ostatnio tylko po drugiej stronie brzegu.
Przelew obłowiliśmy dokładnie, ale zupełnie nic tam się nie zadziało. Zeszliśmy kilkadziesiąt metrów niżej w stronę burt. Założyłem standardowo obrotówkę Dam'a Effzet'a o rozmiarze 2. Trapara jako jedyna aktualnie wędka w arsenale poszła w ruch. Na kołowrotku nawinięta awaryjna żyłka 0.18 od Browninga. Pierwsze dwa rzuty nie przyniosły żadnego efektu. Przy trzecim rzucie kiedy obrotówka dotknęła dna, nagle z kołowrotka zaczęła uciekać żyłka. Wędka wygięła się w pół, a ryba przyklejona do dna zaczęła spływać w dół rzeki. Hol był bardzo emocjonujący i ciężki, przez pierwsze kilka minut to był pościg za rybą. Musiałem zejść kilkadziesiąt metrów w dół aby po prostu nie brakło mi żyłki. W głowie już widziałem mega brzanisko które masakruje moją wykałaczkę (tak pieszczotliwie nazywam Trapare)
Kiedy ryba zaczęła pojawiać się na powierzchni wiedzieliśmy że jest podczepiona. Wydawało nam się że to karp. Po podebraniu rozwiały się wszystkie wątpliwości. Okazało się, że podczepiłem 49cm świnkę! Była to moja pierwsza w życiu świnka.
Kamil był w szoku i w sumie to stwierdził, że teraz raczej nie połowimy bo świnka spłoszyła wszystkie ryby.
Kolejne kilka rzutów trochę poniżej miejsca brania świnki poskutkowało wyjściem pstrąga do przynęty, nie zdołałem jednak zaciąć błyskawicznego ataku.
Obaj z Kamilem zaczęliśmy obrzucać dokładniej tamto miejsce. Pstrąg uderzył kolejny raz w moją przynętę. Dał dość dużo emocji pokazując jak wysoko potrafi skakać. Robił efektowne odjazdy, chciał pokazać kto tutaj jest w swoim środowisku.
Kamil podbierając tą rybę o mało co nie zaliczył kąpieli z telefonem w ręku. Nagrał wszystkie hole dzisiejszego dnia. Nagrania jednak ze względu na emocje nie nadają się na forum Jednak Trapara mimo wygięcia po dolnik potrafi sobie nieźle poradzić.
Miałem tylko pokazać Kamilowi miejsce a okazało się że wyłowiłem wszystkie ryby z miejscówki - tak właśnie myślałem rzucając obrotówką kilka metrów wyżej.
Przynęta wylądowała niedaleko burty, pozwoliłem jej nieco opaść i zacząłem prowadzić po łuku. Po naszej stronie brzeg bardzo się wypłycał, przez jakieś 5-10 metrów w głąb rzeki.
Kiedy obrotówka pojawiła się na płytkiej wodzie, zobaczyłem cień podążający za nią. Śledził jej ruchy bardzo dokładnie i płynął tuż za kotwiczką. Niczym kot śledzący mysz. Jednak postanowił sobie odpuścić dwa metry od brzegu.
Ponowiłem rzut i poinformowałem Kamila o sytuacji. Rzut zrealizowałem dokładnie tak samo jak uprzednio. Kolejny raz na płyciźnie pojawił się pstrąg płynący za przynętą. Tym razem w miejscu gdzie poprzednio odpuścił, postanowił zaatakować z impetem. Wszystko dokładnie widziałem i byłem przyszykowany na reakcję.
Zacięcie poskutkowało dość konkretnym odjazdem oraz dwiema świecami.
Wiedzieliśmy iż pstrąg jest dużo większy od tego poprzedniego. Zdziwił nas jednak tym iż poddał się praktycznie połowę szybciej niż jego mniejszy poprzednik.
Kolejny raz podbiłem swoje PB, tym razem będzie je ciężko podnieść.
Mam nadzieję, że nie jest to największa ryba z którą będzie mi dane się zmierzyć.
Przełamałem też klątwę - nigdy gdy moja kobieta była ze mną na rybach, nie udało się złowić nic innego niż płoć.
Dzisiejszy dzień przyniósł mi wiele emocji oraz radości. Lubię to hobby ponieważ bywa nieprzewidywalne. Wydawało się, że nie będę dziś mieć czasu nawet porzucać wędką. A jednak ten dzień okazał się dniem konia.
NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA"