Napisano 03 listopad 2005 - 15:34
wtrÄ…ce swoje 5 groszy.
Potwierdzam szkołe ostrego jigowania na Mietkowie. Gadałem z J. Stępniem, A. Lipinskim (w tym roku wykosił wszystkich na Grand Prix Mietkowa) i jeszcze kilkoma lokalnymi mistrzami i oni też skłaniają się ku sztywnym pałkom, które nie mają niemal ugięcia przy podrywaniu przynęty. Wszystkie niemal brania obserwuje się na lince, ryba musi nieźle żerować aby przy wszelkich luzach, wybrzuszeniach był charakterystyczne pstryk na kiju. Rzeka to co innego, tam ryby zdają się bardziej wściekle atakować przynęte, co może tłumaczyć brak czasu na zastanowienie się.
Wspominali, że nie ma kołowrotka który to wytrzyma. Długo nie wierzyłem do póki nie zobaczyłem w praktyce. Faktycznie bardziej przypomina to szarpanie, ale 98% ryb siada podczas długiego opadu i właśnie dlatego kij musi być sztywny aby poderwać ciężką przynętę dość wysoko. Technika o wiele skuteczniejsza jesienią niż wiosną. Wiosną ryby często są na płytszej wodzie i tam można już sobie pozwolić na nieco finezji. Dwa lata temu na tych samych zawodach Sławek Kubasiewicz pojechał całe towarzystwo sliderami 7 cm na wodzie 1,5 metrowej.
Sami stwierdzili, że multik mógłby okazać się strzałem w 10 ale nikomu nie chce się uczyć nim łowienia. Ja od roku łowię na MIetkowie kijkiem St.Croix do 21 gram, jednoczęściowym 1,98m z multikiem Daiwa TD-S i jest całkiem fajnie. Może rzuty nieco krótsze niż ze zwykłego kijka, ale frajda dużo większa. Nie zauważyłem problemu z nawijaniem linki (wybieranie luzu). Przy silnym poderwaniu ma się sporo czasu na jej wybranie. Ale te brania.. Miód... Jak ostro gryzą to pstryk zamienia się w walnięcie.
MOże zrobię dwa obroty więcej, nic to nie zmienia. Brania i tak są w drugiej fazie opadania przynęty, a nie jak się wznosi. Poza tym ostatnio zaobserwowałem metodę aby nie wybierać do końca luzu i nieco go pozostawić. Robi się wóczas mały łuk w powietrzu, który jest znakomitym wskaźnikiem brań. Widać każde nie naturalne drgnięcie. Nie trzeba wpatrywać się w punkt, w którym linka wchodzi do wody, co czasem przy kiepskiej pogodzie jest niemal niemożliwe.
Bardzo mi to przypomina jerkowanie, tylko jerkujemy do góry, a przynęta co chilę spada na dno. Poderwanie, kilka obrotów, dno i znów poderwanie. Czyż to nie podobne?!? Jeśli coś się zadzieje po drodze - cięcie. Ważne aby ciąć bardzo obszernym łukiem (odległość, ewentualne luzy, krótka wędka i twardy pysk sandacza). Zresztą sprawdza się także przy dużych kaczodziobych. Miałem przyjemność obserwować zacięcia niejakiego Piotra Piskorskiego. Jak ktoś się nie spodziewa, można się nieźle przestraszyć, albo wpaść do wody...
Także osobiście namawiam do multika. Myślę, że będzie równie skuteczny przy odrobinie wprawy, a już na pewno trwalszy. Kiedyś trzeba przełamać ten stereotyp....