Sam
Parę godzin temu wróciłem z jednej z nich.Scenariusz przygotowań jest od lat dość podobny. Wieczorne pakowanie,termos z kawą i mniejszy (do plecaka) z herbatą,zasobnik z kanapkami,parę jabłek ...i co najważniejsze akceptujące uśmiechy najbliższych .
Wędka uzbrojona już w domu,muszki na przyponach,etui na kołowrotku i myk do kombiaka .W trakcie jazdy mogę omiatać gotowy zestaw maślanym spojrzeniem
Żyłki,muszki,obcinacz,silikon i resztę sprzętu także już wieczorem umieszczam w plecaku,a ten wraz z woderami i kurtką nocują w samochodzie .
Rano po kawce i pyknięciu z amphorki po prostu wsiadam i popylam na pólnoc.Krótkie listopadowe dni determinują wybór takiej marszruty bo z Poznania mam tam,nad wody ryb szlachetnych najbliżej.No i sentymenty związane z dorzeczem Gwdy i Drawy nie są bez znaczenia.
Zachmurzone blade niebo , lekki wiatr ,ok.10 stopni C.- cóż ,bez euforii,ale bywało znacznie gorzej.Droga minęła naprawdę szybko i już ok.9.00 telepałem się brzegiem olbrzymiej niegdyś łąki ,a teraz uroczego nieużytku zagłębiając się w leśne ostępy.Kiedyś ,trochę przypadkiem,znalazłem ten zakamuflowany dojazd zniechęcający błotem i wybojami.Otoczenie urokliwe,choć dziś brakowało słonecznego dotknięcia cennego szczególnie jesienią.
Duktem ,po dłuższej chwili doszedłem do pobłyskującej ołowianym odcieniem rzeki.Płytsza i niestety spokojniejsza niż sądziłem,nie przywitała mnie jak to dawniej bywało lipieniowym kółkiem.Zmieniając brzegi ruszyłem pod prąd zarzucając wybrane jeszcze w domu muszki w ulubione nurty i zwaliska.Lekkie pociągnięcie w banalnym z pozoru warkoczu dodało ducha wątpiącemu ciału
Samotność,cisza, luźne rozmyślania o wszystkim ,oznaki obecności ryb - było naprawdę dobrze.Po południowym śniadaniu z widokiem na łabędzie nastrój jeszcze się poprawił,
a chęci łowieckie wzmogły
Każdy zakręt budził jednak wspomnienia lepszych czasów.Czasów,gdy w rzece bywały dzikie,sprytniejsze niż dziś się sądzi pstrągi tęczowe,czasów gdy wybierno tylko naprawdę duże kółka,a chytry potokowiec malutkimi kółeczkami udawał jelca by po chwili wybrać większość linki.
Dzisiaj kółeczka pojawiły się ok.13.30 i wszystkie okazały się wytworem lipieni.Niestety do kardynalskich gabarytów trochę im brakowało.
Wracając wysokim brzegiem usłyszałem szczekającego koziołka który dość opieszale opuścił leśną solniczkę
- wokół ślady,ścieżki,myśliwi chyba lepiej od nas dbają o swoich podopiecznych
Przyjemnie zaskoczył mnie rzadziej odwiedzany ,dolny fragment odcinka.Piękne mięsiste pociągnięcie w głębokiej płani,zacięte niby dobrze,ale zakończone zejściem po chwilowym holu ,znów dwie ryby złowione na suchą,tylko ,niestety - ten dzień ...już się kończy
Pomimo niskiego poziomu wody w rzece brzegi są miejscami grząskie i bagniste.Skracając powrotną drogę ominąłem znane scieżki. No...dobre 20 minut wyczołgiwałem się z szerokiej polany nawodnionej przez bobry.Twarz,dłonie,kurtka,odrzucone z konieczności wędzisko ,wszystko czarne...Spociłem się,nie z powodu temperatury bynajmniej.Lubię samotne wyprawy,ale czasem...
W takich przypadkach widok zaparkowanego samochodu cieszy szczególnie...Suche ciuchy.kawka ..itp.
A w drodze powrotnej prawdziwa uczta pod postacią długiej rozmowy radiowej z prof.Michałem Hellerem przeprowadzonej w 2 programie Polskiego Radia.O nauce i religii,o duszy i wszechświecie,po prostu kontynuacja moich nadrzecznych koślawych dywagacji w błyskotliwej,mądrej dyskusji pojawiającej się "jak na zamówienie"
Dzięki Bogu za radiową Dwójkę.
pozdrawiam Was - kardi
- Friko, tpe, lukomat i 15 innych osób lubią to
Bardzo pięknie i klimatycznie przedstawione..... zupełnie jakbym tam był.....Może kiedyś. Jakież to cenne umieć w języku ojczystym tak zwięźle i obrazowo oddać klimat samotnej wędkarskiej wędrówki. Czasem głupio mi to przyznać przed kolegami, ale prawda jest taka, że nad wodą, zwłaszcza z muchówką, też najlepiej czuję się sam. Słusznie Paweł kiedyś zauważyłeś, że wiele mamy wspólnego, zwłaszcza jeśli "pyknięcie z amphorki" oznacza to co myślę, czemu też z lubością się oddaję. Samotnie wędrując samochodem też uwielbiam te radiowe klimaty, które zdaniem zbyt wielu są "przegadane". Może jednak kiedyś połowimy razem - jeden pójdzie w górę, a drugi w dół, by nie płoszyć nastroju samotnych łowów. Potem pogadamy - sądzę, że będzie o czym.
Serdeczności. Robert.