Stan zawieszenia
Przyjdzie mi na jakiś czas mocno ograniczyć blogowanie, trochę nowych zmian się pojawiło i czas został wyssany niczym rozsądek z naszego pięknego kraju.
Jak i z rybami, rok emerytury po 30 dobiegł końca i teraz będzie dużo rzadziej, choć mam nadzieję, z racji trochę większego doświadczenia - intensywniej.
Nie, nie zamierzam (póki co) walczyć z rakiem czy iść do tzw pierdla. Studiowania się mi zachciało i mnie powinna amba porwać do wiosny.
Porwać?
W sensie - będę łowił +- tyle co "cywile" na ostrym ciśnieniu - raz, dwa razy tygodniowo, skończą się maratony 30 dniowe z przerwami na jedzenie, prysznic i spanie, skończy się ciśnięcie wody 2 tury dziennie po kilka godzin każda i czekanie na weekend, bo dopiero wtedy można się wyłowić ile trzeba, do bólu pleców, mroczków przed oczami, do stanu, gdzie wciągniecie mokrych, nigdy nie schnących śpiochów walących potwornie kiszonym ogórem i skarpetami wywołuje więcej obrzydzenia niż antycypacji kolejnego wyjścia.
Pełnia nad zatoką
Stad pewnie i blog trochę zwolni, bo czasu na wesołe klawiszowanie i dłubanie w zdjęciach będzie też jakby mniej.
Tak jakby na pożegnanie słodkiego okresu totalnej szajby, kilka zdjęć z ostatnich dni... Chlip, takie wariactwo już szybko nie wróci...
Przynajmniej będziesz mógł śpiochy wysuszyć, jakąś antyseptykę wlać do środka i grzybicę z pomiędzy paluchów u stóp przepędzić.
Gratuluję pomysłu. Wiedzy nigdy za wiele.