

Burdelowe węże w opadzie, czyli bardzo chłodno o tęczakach

Piździ jednym słowem, srogo się zrobiło za oknami.
Trochę pokręciłem się kajakiem. Niby bassy jeszcze są, ja jednak nie potrafię ich znaleźć, a o łowieniu pollocków więcej już chyba nie potrafię napisać, bo nawet mnie to już trochę nudzi.
Trafił się jeden zębaty koleżka w zeszłą niedzielę

ale to by było tyle radosci non-poloczej.
Jason rzuca pomysł - tęczaki na jeziorku. Trochę mam wątpliwości - pływy sa naprawdę dobre, ale... ile można pusta wode młócić? Nawet na dobrych pływach?
No dobra, czemu nie - coś nowego. O jakiejś nieprzytomnej porze (8.30) wskakujemy w auto i nad wodę.


45min jazdy jakimiś zupelnie pokręconymi drózkami i wreszcie jesteśmy.
Jeziorko nie powala urodą, ot taki typowy tęczakowy bordello. 20e za dzień i łów do woli az słońce zajdzie. Może być!
Rozkładamy wędy i obczajam nowa wodę.

Chwilę później spławia sie ryba. Taka przez duże Rrrrr. Jason uśmiecha się i mówi - Przeta mówiłem ze Ned trzyma tu duze ryby. Nooo - ładnie. Szybka odprawa w "biurze" okazuje się ze jako "fejmus dżurnalist from Poland" tym razem mogę wejść za free



Ja grzebie sie z nowym przyponem, Jason robi śmigu-migu

i chyba w 3 rzucie siada mu tęczak Norris


Czasu na szukanie mam trochę, mimo ze #7 w akcji wcale tak hop siup nie jest i ryba robi co chce dobre kilka minut, zanim zacznie się mozolne przyciąganie do brzegu.


Szybkie foto i calkiem zgrabny, oceniany przez Jasona na dobre 6lb pstrąg wraca do domu


A mój koleżka - do łowienia. Jeszcze nie oddałem pierwszego rzutu a tu już kolejnym rybom gra na nosie


z resztą dosć skutecznie, bo juz chwilkę później


No dobra, nie ma co czekać. wreszcie jestem gotów i zaczynam łowić. Mielę ta wodę, tak przekonany jak to ostro teraz podziałam i... i nic. Nimfy, glajchy, buzzery-bajery.. Ech, niezbyt mam powodzenie, jak to na rybach. Wreszcie decyduję sie na pijawę, pijawa zawsze jest dobra:

O dziwo nie tęczak a potoczek. Chudy, smutny niezbyt zainteresowany współpracą - ponoć tak na tym jeziorze jest, ze o ile tęczaki świetnie się odnalazły, to potoki smętnie się kręcą i wyżerają kiełże z krzorów.
Śmigam dalej, jakieś skubnięcia, puknięcia, szału nie ma. Za to Jason daje ognia i chwilę później widzę ze znowu ma coś sporego. Jazgot hamulca i skoki ryby - całkiem niezły fighter sie trafił, ale - rozmiarowo ma tez i kawał mięśnia żeby przygiąć wędkę


Ładna ryba, naprawdę potężny grubasek.
Chwilę później Jason podbiera rybę Mike'a - tym razem zeżarła brązowego zonkerka.

Ja ciagle mam brania, puknięcia, odprowadzenia - i nadal z ybami krucho. Wreszcie Jason lituje się i odpala muchę - charteruseowego snake'a. Wężo-muchy sa ciekawie wykonane - na dwóch haczykach, jeden na początku, drugi w ogonie zonkerka. W pierwszym haku obcina się łuk kolankowy i zostaje tylko ten w ogonie. W wodzie chodzi to pięknie, ale, co najważniejsze - ogonowy haczyk wreszcie umożliwia rozprawienie się z "odprowadzacami" i niuchaczami.
Rzut, dosć daleki, mimo wicherku. Napinam linkę i czekam, linka powoli tonie. Ostre szarpnięcie za sznur, zacinam - nic. Pollockową metodą zatrzymuję muchę - powoli tonie - szarpniecie i znowu pusto. Jeszcze jedna pauza i tym razem siada. Od razu ostry odjazd, w stronę powierzchni, ryba wyskakuje, linka jeszcze zatopiona - wariactwo zupełne. Co chwilę ryba robi ostry odjazd, moje nadzieję, ze bedzie ugotowana i zaraz będzie na brzegu chyba są przedwczesne. Ryb krąży i co juz jest przy podbieraku zwiewa z chlupotem z powrotem w stronę wyspy.

Ryba duzo mniejsza niz wydawało by się po jej sile. Foto, chlup w wodę i śmigam dalej.
Kwadrans - dwa i znowu - w opadającą muchę parkuje kawałek żywej stali. Od razu ostry odjazd, zero skoków - na to przyjdzie czas na koniec. Fajna zabawa, ryba wielokrotnie odjeżdża, usiłuje wpakować sie w zielsko. Wreszcie mam dziada na brzegu


Czas na przerwę.
podczas lunchu właściciel łowiska opowiada o swojej tegorocznej wyprawie na Fraser. Od jesiotrów po nieliczne kingi - fotki robią wrażenie. Jeszcze trochę o łowieniu palii na Islandii i wracamy łowić.
Jednak coraz mocniejszy i zimniejszy wiatr dosć skutecznie zniechęca nas do łowienia, a i ryby też nie mają zbytniej ochoty na współpracę. Doławiamy po kilka ryb, w tym ląduję jednego zgrabnego potoka


niestety jak i reszta "brownów" dość chuderlawego.
Wreszcie zimny wiatr zgania nas z wody i w ostatnim świetle wracamy do domu.
Miło było, fajna odmiana od pustej zimnej soli.
- mifek, pitt, ...not here i 4 innych osób lubią to
Polskie burdele wcale nie są gorsze , a szczytem burdelu są nasze rzeki . Na Ciosenkach pod miastem Łodzią znany człowiek pióra wytargał kilka dni temu tęczaka prawie czwórkę ..