Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.





Zdjęcie

W pogoni za torpedami

Napisane przez Kuba Standera , 10 styczeń 2023 · 2647 Wyświetleń

albacore tuna tuńczyk popping stickbait
W pogoni za torpedami

Dziwnie ułożyły się ostatnie lata.
Biznes gajdingowy w Hiszpaniii, powrót do Irlandii, ucięcie nogi, biznes z produkcją gum na bassy, powrót do Hiszpanii, biznes z twardymi przynętami, powró do Irladnii, koniec biznesu z gumami, powrót do Hiszpanii... Firmy przewozowe i promowe piszą do mnie ze zniżkami dla stałych klientów :D
Ale wreszcie wylądowałem z powrotem, nad ciesniną Gibraltarską. Hiszpańskie miasto wciśniete między górujący nad okolicą Gibraltar, jeszcze potężniejszy Rif po stronie Afrykańskiej i góry Hiszpanii z parkiem narodowym.
Lato upłynęło na czekaniu na kuriera, który nie był w stanie przez 3 miesiące dowieźć rzeczy, w tym pontonu. Gdy ponton wreszcie dotarł, hiszpańskie biuro odmówiło rejestracji "bo nie da się". Rejestracja w Polsce, przełożenie papierów, ubezpieczenie i kolejne tygodnie przeleciały, w efekcie dopiero pod koniec października udaje się nam pierwsze dmuchanie i wodowanie. Na sezon tuńczykowy już się nie załapaliśmy, ostatnie stada wypłynęły z zatoki, zostały pojedyncze zimujące ryby w rozmiarze XL. Z resztą, jakie tuńczyki, o czym człowiek marzy mając dmuchany ponton Bark 420 i silnik 15 koni.
Pierwsze wypłynięcia zaczynamy bardzo zchowawczo, blisko portu. Pływałem podobnymi zestawami sporo w Irlandii, gdzie północny Atlantyk jednak potrafi bardzo utrudnić życie. Jednak nie ma tam takiego ruchu jak tutaj. Tu prom, tam kontenerowiec, na kotwicy stoją monstrualnych rozmiarów tankowce i gazowce, a między tym my, na dmuchanej ceracie. Część w głowie odpowiadająca za ataki paniki została w domu, po za statkami i falami jakie tworzą jest tu też problem z orkami. W sensie nie że Ruscy się zalęgli, tylko orki, te wodne pandy, złapały agresora i od kilku lat dość zawzięcie atakują jachty. Ponoć głównie żaglowe, ponoć głównie na cieśninie, ponoć pontonów nie gryzą, ponoć, ponoć... Zakaz wychodzenia na jednostkach silnikowych poniżej 4m, żaglowych poniżej 6m.
No dobra, palimy maszynę i w aromacie spalin ruszamy. Już na wyjsciu z portu widzimy klika ptaków "pracujacych" nad wodą. Pierwsze rzuty - niezbyt. Postanawiamy poszukać ich z trollingu. Panda wypuszcza set muchowy, ja twardo zostaję ze spinem. Jak to, wielki luremaker i ma na włosianki łapać :D Początkowo idzie słabo, mucha jest 4-5 krotnie skuteczniejsza w trollingu, jednak z czasem zaczynam rozkminiać odpowiednie prędkości i odległości wypuszczania przynęt.
Załączona grafika
W pierwszych dniach znajdujemy stada false albacore. Te małe tuńczyki walczą jak wsciekłe, biorą chętnie, a co najważniejsze - są ich stada. Odpowiednie napłynięcie (wbrew pozorom nie tak łatwa sprawa gdy stado przemieszcza się z prędkością 7-9km/h) i jest szaleństwo. Jednocześnie dwa hole są normą, po braniu mimo jazgoczącego hamulca ciśniemy jeszcze chwilkę ze stałą prędkością czekając na zameldowanie się na drugim zestawie. Początkowe łowienie przy murze falochronu po dwóch dniach się nam nudzi. Ryby są z jednego rozmiaru +-2kg, czasem trafi się coś większego.
Od znajomych dostajemy cynk, że duże ryby są na wyjsciu z zatoki, kilka kilometrów dalej, w okolicy zakotwiczonych statków.
Załączona grafika
Taki dość konkretny cynk, z 10 kilową rybą, przynęty dzień wcześniej skończyłem lakierować :D
Trochę to jest deprymujące, na dmuchanej pierdziawce podpływasz do 250-300m kontenerowca. Nad głową kilka, jeśli nie kilkanaście pięter, gdzieś tam na górze, daleko pełzną mrówki załogi machając do nas odnóżami.
Załączona grafika
Załączona grafika
W sumie wiele taki zacumowany kolos od muru falochronu się nie różni, może po za gigantycznym rozmiarem.
Znajomi mieli rację, znalezienie odpowiedniego statku zajmuje chwilę, pyr pyr pyr opływamy je raz z jednej, raz z drugiej strony. Wreszcie trafiamy na ryby, zaczyna sie zupełnie inne łowienie. Ryby z trola biorą jakby mniej chętnie - siedzą w cieniu pod kadłubami. Jednak gdy rzucam im mojego sticka, tak by upadł na wodę maksymalnie metr od burty statku, pozwalam mu zatonąć - spod statku wyskakuje często po kilka ryb. Bijatyka między nimi, która pierwsza dogoni przynętę. Co rzut taka akcja, jedyny problem to i łowić, i holowąć i trzymać całość pod kontrolą, z dryfem i pontonem ciągniętym raz w jedną raz w drugą.
Poprawia się też rozmiar ryb, choć najlepsze ma dopiero nadejść. Dziennie łowimy około 50 sztuk a mniej więcej 5-8 z nich przekracza 4 kg, co daje juz całkiem przyjemny hol i bardziej wymagającą walkę.
Załączona grafika
Załączona grafika
Pandzie kończy się urlop, dosiada się do mnie mój syn Hugo. Od czasów Szwedzkich czy Norweskich rod trip z poprzednich blogów trochę mu się urosło, zmężniało, po kilku latach przerwy wraca do łowienia.
LEdwo wiejący wiatr siada zupełnie, zatoka jest płaska, możnaby na materacu dmuchanym wypłynąć (tylko te orki...)
Znajdujemy ryby na zupełnie najdalszych statkach. W zależności od pływu omywane są głównymi prądami w zatoce, zbierają pod sobą zwariowane ilości ryb. Chyba ze względu na bezwietrzny początek listopada zakotwiczone są dość blisko, stoją co kilkaset metrów. Między trzema z nich ustawionymi niczym czubki trójkąt zebrało się stado niezłych ryb. Wychodzą sporadycznie do wierzchu, zostaje albo trol albo dryfowanie miedzy statkami i łowienie z rzutu, które o wiele bardziej lubię. Daleki rzut, kilka sekund na zatonięcie i przynęta rusza. Brań nie ma aż tyle co pod samymi statkami kilka dni temu, jednak rozmiar ryb wynagradza to w zupełności
Załączona grafika
Załączona grafika
Załączona grafika
Załączona grafika
Większość udaje się bezproblemowo wypuścić, duże wymagają trochę lepsze reanimacji. Nie używany zazwyczaj grip pomaga z holem ryby przy burcie, kilka minut żwawego płynięcia i pozorny sztywniak nabiera wigoru i odpływa o własnych siłach
Załączona grafika
Kilka dni takiego łowienia i zaczynają boleć plecy, na brzuchu i udach siniaki od dolnika wędki, ryby też przemieszczają się z pradami w głąb śródziemnego. Ilość zamienia się w jakość, ostanie dni sezonu to pojedyncze ryby z trola, na najmnocniejszych prądach na środku zatoki. Najlepiej jak jeszcze środkiem zasuwa prom do Maroka czy Ceuty. Napędzane jet drive są bardzo szybkie, ale też mieszają wodę najlepiej z tego co tu pływa, podnosząc w ten sposób ryby bliżej powierzchni. Zwykle staram sie przeciąć w miarę świezy kilwater za takim promem i trolinguję przez kilwater zygzakiem starając się znaleźć ryby. Kolejnym "bankowym" miejscem są duże statki podnoszące kotwicę i wychodzące z zatoki. Wzburzona woda za nimi często ma ryby, nie wiem czy zwabiane do takiego tumultu, czy też osierocone nagłym odpłynięciem ich dachu nad głową przez ostatnie dni.
Jak wspomniałem - pojedyncze ryby, za to w doskonałym rozmiarze. 5-6 kilo, czy na muchę czy na spina potrafi przetestować sprzęt
Załączona grafika
Załączona grafika
Załączona grafika
Załączona grafika
Tak jak nagle się pojawiły, tak też znikają, do wiosny raczej ich nie będzie zbyt wiele. Czas na zmianę łodzi, naszykowanie się, dopracowanie przynęt i skompletowanie zestawów.
A, jest jeszcze historia tuńczykowa, ale to moze na inną okazję :D
Pozdrowienia!

 

ps
Tak wygląda hol 4.5kg ryby na wędkę muchową #10
Załączona grafika






Kurde oglądając te zdjęcia i czytając twoje artykuły człowiek uzmysławia sobie jak wiele traci zamknięty w „swoim małym wędkarskim świecie” skupiającym się na wyprawach które ograniczają się do kilkuset kilometrów maksymalnie . Pokazuje mi to ze czasem wbrew przeciwnościom losu warto wierzyć w marzenia i zacząć je realizować bo jak sami nie dopomozemy tym marzeniom się urzeczywistnić to na zawsze możemy ( mogę) zostać w tym „swoim małym wędkarskim świecie” Pierwsze kroki już powzięte także dzięki Kuba i powodzenia .
    • Kuba Standera i Filip14 lubią to
Zdjęcie
Kuba Standera
03 lut 2023 19:43

Kurde oglądając te zdjęcia i czytając twoje artykuły człowiek uzmysławia sobie jak wiele traci zamknięty w „swoim małym wędkarskim świecie” skupiającym się na wyprawach które ograniczają się do kilkuset kilometrów maksymalnie . Pokazuje mi to ze czasem wbrew przeciwnościom losu warto wierzyć w marzenia i zacząć je realizować bo jak sami nie dopomozemy tym marzeniom się urzeczywistnić to na zawsze możemy ( mogę) zostać w tym „swoim małym wędkarskim świecie” Pierwsze kroki już powzięte także dzięki Kuba i powodzenia .

Jak to mówią - trzeba działać, jest później niż się wydaje

Morze to nie dla mnie (drzew brakuje!) ale fajnie poczytać, jakie przygody można tem przeżyć, wspaniale połowić, przy tym szanując ryby. No i widzę, że  maty węglowe już nie tylko w wędce, dobrze część szczytowa pokazuje opad? ;)
Żarty na bok, moje gratulacje, kawał dobrego tekstu.

    • Kuba Standera lubi to

Ostatnie wpisy

Ostatnie komentarze

Listopad 2024

P W Ś C P S N
    123
45678910
11121314151617
1819202122 23 24
252627282930 

aktywnych użytkowników

0 użytkowników, 3 gości, 0 anonimowych