Hiszpańskie ostatki
Jakoś tak wyszło ze znowu przeprowadzka, znowu przenosiny, znowu na wyspy. Erin go Bragh (Ireland forever) wygląda na realne prawo rządzące światem
Anyway, staram sie jeszcze wycisnąć z lokalnej wody ile się da, choć pogoda nadal daje się ostro we znaki. Okno pogodowe co tydzień - dwa, i to tez na maskymalnie dwa dni, w warunkach dalekich od komfortu.
Ale cisnąć trzeba.
Wyruszam złapać poranny pływ, nie ma jakiegoś zrywania sie w ciemności, obijania o framugi i wynajdywania małym palcem stopy krawędzi drzwiczek od szafki, zwykle towarzyszącego letnim eskapadom. Łodź zjeżdża na wodę po 9, wysoki pływ przed południem, będzie w sam raz. Tym razem towarzyszy mi spotkany na siłowni wędkarz z Odessy. Sympatyczny gościu, szybko skleił sie kontakt, płyniemy.
Samo wyjście z zatoki oznacza przejscie przez Perlę. Nie wiem czy wcześniej wspominał, jest to krótki łancuch podwodnych górek - skał będący krawędzią płyty oddzielającej Hiszpanię od Maroka i część hiszpańską od Gibraltaru tworząc zatokę:
Na samym dole, po środku/lewej widzicie wychodzące w morze skały. Grzebień idzie dalej na ponad kilometr w cieśninę, na głębokości 15-20m, miejscamy wychodząc do 5-6m na niskim pływie. To jest Perla. Z jednej strony 70m, z drugiej 300m, na wierzchu ok 7-8. Dodajcie do tego prądy idące ze Środziemnego na Atlantyk i z powrotem, pływ napełniający/opróżniający zatokę z wody i wiatr wiejący pod prąd wody - możecie sobie wyobrazić co dzieje się na Perli. Ilość wraków wokól dowodzi jak niebezpieczne jest to miejsce.
Mimo szukania odpowiednego kursu, kilka razy fala przechodzi nam przez łódkę.
Mój nowy znajomy nie pęka, jak się okazuje zawodowo jest związany z morzem, jest kapitanem jednego z kontenerowców.
Wreszcie docieramy na miejsce. Woda zupełnie stoi, tysiace rybek w zasięgu wzroku, ptaki regularnie je napastują z powietrza.
Chyba w 5 rzucie mojego sandeela coś stuka, by dosłownie dwie sekundy później usiłować wyrwać mi wędkę z ręki. Odjazd z prędkością jakiej dawno nie widziałem. Ryba jest bardzo silna, zupełnie nie skora do współpracy. Przez ilka minut nie jestem w stanie zrobić z nią praktycznie nic, przy którymś odejściu zaczynam zastanawiać się czy nie palić silnika i nie płynąć za nią, poszło już dobre 120m plecionki i jedzie dalej. Wreszcie staje, zaczyna odchodzić na boki. Pozwala mi to dość szybko skrócić dystans do ryby, jednak - mimo ze zobaczyłem już kolor (błysk ryby w wodzie) to nadal nie wiem co to. Wlaczy jak nic co miałem do tej pory. Bez "elektrycznego" trzesienia wędką typowego dla tunczykokształtnych wszelkich ryb. bluefish czy barracuda nie robią aż takich odjazdów. Może wreszcie Amberjack? Marzę o złowieniu tych ryb ale jakoś niezbyt mi idzie póki co. Nurkuje pod łódkę, okrąża łódź z każdej strony, nie chce wyjść do wierzchu. Wreszcie - wychodzi na płytkie. Bonito! oczom nie wierzę. Raz że walka zupełnie nie typowa dla tego gatunku, dwa - rozmiar ryby. Smok prawdziwy, dobre 6 kilo mięśni, zębów i szalonego irokeza na grzbiecie.
Szybkie pakowanie w siatkę, niestety bardzo długa walka i ryba przy wyciąganiu puszcza krew. Nim dobrze zdąrzyłęm ją odczepić jest po niej.
Zmotywowani do łowienia śmigamy dalej. Dryf za dryfem, przemierzamy okolicę gdzie łowimy przez ostatnie tygodnie. Któryś z rzutów w stronę brzegu daje kolejne szarpnięcie i bardzo ostry odjazd. Ryba idzie w dół, ale nie jest zbyt głęboko to nie poucieka za bardzo. W naście sekund zaczyna szaleć pod powierzchnią, widzę jak ucieka na boki. Długi szczupakowaty kształt nie pozostawia wątpliwości - kolejna barracuda. Tak jak nie miałem wcześniej do tych ryb szczęścia, tak teraz worek się otworzył i łowię je regularnie.
Kilka mocnych nurkowań przy burcie, ucieczek pod łódkę i pakujemy ją w siatkę.
Nie jest to może krokodyl, ale całkiem juz zacna ryba. W gripie chwilę ją trzymam przy burcie płynącej łodzi, gdy zaczyna się szarpać wypuszczam ją z gripa i odpływa chyżym dylem.
Niestety zaczyna podnośić się mgła, pcha ją zimny wiatr z nad atlantyku. Musimy się zawijać. Chwila trollingu wokół skał nie daje nawet brania.
Po 14 podnosimy łódź z wody, całkiem udany dzień.
Zostało mi jeszcze kilka dni. Może się uda jeszcze wyskoczyć, słyszę że w zatoce pojawiły się pierwsze tuńczyki. Może warto będzie poszukać ich jeszcze z nadzieję na ostatnią dobrą rybę.
JAk się uda - dam Wam znać prędziutko
- Friko, Guzu, lukomat i 7 innych osób lubią to
Powodzenia !