Jak obiecałem
To i szybko daję znać.
A teraz dłuższa wersja.
Poznaliśmy się u fryzjera, na wodzie, w sklepie i wcześniej pewnie ze dwa razy, wszystko dzięki mojej pamięci rybki Dory wspomaganej spiruliną
Zwykle gdzieś tam pomachanie na wodzie, hola w porcie itd, ale ogólnie, japa niby jakaś znajoma
U rzeczonego fryzjera zasiadł na fotelu obok i od razu po angielsku - to ty jesteś tym ziomem so robi sticki na tuńczyki? Jo
Od słowa do słowa, kilka dni później ruszamy jego łodzią, chyba ostatni wyjazd w Hiszpanii (no, moze jeszcze przed piątkiem się uda)
Jorge łowi tutaj całe życie. Większośc polował z kuszą, więc zna całą okolice od wody strony. Od kilku lat wciągnał się w łowienie tuńczyków i teraz jest to jego główne hobby.
W zeszłym sezonie na rozkładzie 72 ryby, przez kilka lat trochę ponad 200. A cały czas uważa się za początkującego "tuńczykowca"
Po szybkim ustaleniu że ja ten temat ogarniam dośc symbolicznie przejmuje w pełni stery (w senise siedzi za kółkiem od początku, ale ja zupełnie nie podejmuję się typowania gdzie ryb szukać).
Szybka przebieżka za Giba, nic nie widać. Prądy na wyjściu z zatoki - pusto. Widzę ptaki i kilka łodzi w głębi zatoki, tam gdzie w ostatnim sezonie polowaliśmy na tuny i Albacore.
Dosłownie kilka minut później (uroki przemieszania sie z 25 wezłami) łódź hamuje przed stadem delfinów. Ewidentnie socjalizują się, nie polują. Jest jeszcze wcześnie, słońce wysoko, Jorge postanawia przytulić się do tego stada i poczekać co będzie. Napływamy przed delfiny kilka razy ale bez efektów.
Mija z półtorej godziny, pogaducha angielsko hiszpańska, fajny klimat. Kątem oka widzę rozbryzgi - Jorge też już je spostrzegł, w tym samym momencie budzi się silnik i łódź obraca w stronę ataków. Delfiny skończyły netflixa, zaczyna się im gastrofaza. Stado jest duzo większe niż wcześniej, dołączyły do niego mniejsze grupy z głębi zatoki. Zagoniły jedzenie i w pewnym momencie dosłownie wszędzie wokół nas są polujące delfiny.
Uważaj żeby ich nie trafić mówi Jorge. Rzucasz 30-40 m przed delfinami, tam pod wodą suną tuny. Delfiny są tuż pod powierzchnią, zbierają to co z głębszej wody podnosza tuny. Kilka napływów, pojawiają się wokół kolejne łodzie, m.in ekipa z Giba, ludzie z chyba największym tutaj doświadczeniem.
Kolejny rzut, mój stick 14cm ląduje przed delfinami, zaczynam prowadzenie długimi pociągnięciami. Przy chyba trzecim Woda eksploduje, spod samej powierzchni "wyszedł do suchej". Docinam trzy razy na wszelki wypadek, ale od kiedy łowię singlami jakby mniej spadów zaraz po braniu. Pierwsze odjazdy zostają ogarnięte, ryba schodzi pod nas, zaczyna się pompowanie. Jorge zakłąda mi pas, ale jakoś nie potrafię się z nim odnaleźć, ciągle mi się przekręca. Trochę falowania, więc zataczam się po pokładzie jak piłka, niestey jednonożność wybitnie nie pomaga w takich sytuacjach. Co wybiorę linkę w górę ryba odjeżdża z powrotem na głębokość, mam ją między 30 a 50m pod łodzią. Jorge mówi ze ryba ma ok 25-30kg max, myślę że moze mieć więcej, bo z takimi rybami sobie radziłem i było łatwiej/szybciej.
Już w sumie zaczynam ją podnościć, odjazdy coraz krótsze i słabsze. Trochę się rozlużniam. I to był ...... błąd cytując klasyka. Fala zza pleców (przepływający prom) podbija pokład, trochę mnie to wytrąca z równowagi. Ryba jakby na to czekała - ostry odjazd w dół, wędka wygina się, linka dotyka burty... Całość trwała sekundę, może dwie.
Z kocią mordą patrzę sie na powiewającą luźno plecionkę
No nic, Allach ewidentnie nie jest w tym momencie tak Akbar jak się wydawało, Posejdon też ma dziwne poczucie humoru.
Robimy jeszcze naście napływów, czekamy do zachodu słońca - niestety nic więcej po za pięknym zachodem słońca już się nie wydarzyło...
- Friko, lukomat, SzymusS i 10 innych osób lubią to
Eee tam - nie leciałeś możliwie daleko z przesiadkami, łowisz z ruskimi, potwory sprzętu Ci nie łamią, a ryby spadają Nie kumasz czaczy