Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.





Zdjęcie

Czy double hand musi być drogi? Well, niekoniecznie :D

Napisane przez Kuba Standera , 06 kwiecień 2013 · 2521 Wyświetleń

Czy double hand musi być drogi? Well, niekoniecznie :D Zwykło się uważać, ze sprzęt łososiowy, czyli wędziska dwuręczne, głowice, runningi i cała reszta kosztuje zyliard i kupienie czegoś takiego wymaga bycia odnalezionym przez ciotecznego stryjka babci jako jedyny dziedzic lordowskiej fortuny gdzieś w dalekiej Szkocji.
Ew sprzedaży nerki. Swojej, żony, dzieci i oddania zwierząt domowych do najbliższej restauracji chińskiej na sajgonki.
Ceny wędek rzędu 600-700 funtów nie budzą zdziwienia, dopiero te w granicach 1200-1400 euro powodują podniesienie brwi.
Głowica nie śmie kosztować mniej jak 80-90 funtów a jeszcze tweedowa marynarka, skarpety na podwiązkach i chart w bagażniku Range Rovera - szlachectwo zobowiązuje, nie ma łatwo.
Jest jednak inna droga. Podobno podobnie rozwijają się podobne inicjatywy w podobnie absurdalnym podobnym sporcie - czyli szturchaniu kijem w piłkę, zwanym golfem. Okazuje się, że po za członkostwem w klubie, na które czekamy minimum 4 pokolenia, i dobrze, by pradziadek podczas bitwy o Anglię application form wypełnił i półtora miliona funtów w naszym imieniu wpłacił, sa ludzie "pykający w gałę" w innym otoczeniu - stare, upadłe fabryki i wszelkie post industrialne klimaty itd etc itp vice versa.
Czyli - bunt na pokładzie. Bo ileż można, do ciężkiej cholery, zapłacić za kawałek węglowej rurki z drucianymi przelotkami? Przeta ceny jakich żądają przy kasie ludzie od sprzętu DH przyprawiają o oklapnięcie onuc ze zdumienia, palpitację serca i spazmy, gdy nadchodzi świadomość, że trzeba będzie zonie powiedzieć. Czyli co, nie ma nadziei? Na zawsze pozostaje nam los łkającej trzęsącej się galarety, na wspomnienie ile zapłaciliśmy za NRXa czy innego hardy'ego? ( http://www.fishingme...-rod~11006.html ) .
W mojej wiosce otworzyli kolejny sklep wędkarski. Kolejny, a może raczej powinienem napisać - pierwszy z prawdziwego zdarzenia?
Do tej pory wszakże, by kupić jakieś szpeje do łowienia przemykało się przez sklep jubilera, przez zaplecze zegarmistrza by trafić w końcu do ukrytej komnaty cudów wszelakich, zwykle ograniczającej się do sprzętu spinningowego i 3 na krzyż muchówek. Bonusowo trochę haków, jakieś pilkery i trochę materiałów - finito. Ale, czując nisze w biznesie ktoś się nie bał i otworzył przybytek dla wędkarzy i myśliwych. Przy głównej ulicy, bez parkingu, co samo w sobie jest już dość irytujące jak trzeba dylać od auta. Później przebicie się przez zatrzaśnięte drzwi, wymagające trochę sprytu i nie spoglądania na napis - pchaj, bo najpierw pociągnąć, unieść i popchnąć - ot, metoda wstępu do królestwa 8 wędek i 4 kołowrotków. Trochę się mi mina wydłużyła, jak zobaczyłem ilość proponowanych opcji w sklepie. W zasadzie nic na bassy, nic z przynęt, nic z muchy..... A, nie jest.


Dołączona grafika

Na stojaczku dumnie pręży się kij dwuręczny. Lookam bliżej i oczom nie wierzę - wszak to wędka, która kilka lat temu usiłowałem łowić łososie.


Dołączona grafika

Z za lekką linką, nie mając nawet śladowego pojęcia jak to ugryźć zawzięcie miotałem się z tym kijem nad Corrib i nad Moy. Nawet, w efekcie - złowiłem pierwsze grilse'a na muchę, radości było co niemiara! Stąd - mam sentyment. Kij w PL sprzedany, gdy przesiadałem sie na bardziej wypasione konstrukcje, jednak i czasy dobrobytu odeszły, zostałem bez "dwururki" a sezon wielkimi krokami się zbliża. W zeszłym sezonie walczyłem zestawem tak komicznie-kosmicznym, z głowicą polepioną ze ścinek innych głowic, runningeim z morskiej żyły oraz złamanym kołowrotkiem, że większość napotkanych nad woda kolegów raczej polewkę miała, choć raz większą ze sprzętu, niż z tego co z nim wyczyniam. Choć tyle dobrego, bo oczywiście nawet niuchnięcia ryby nie miałem. Jednak na ten sezon ostro się zaciąłem i postanowiłem nie odpuścić i salmonida jakiegoś ułowić.
Trochę niepewnie zapytałem o cenę, a gdy pani drapiąc się po czuprynie rzuciła - 40 euro za 13' kijek wyszarpałem dziada ze stojaka i pobiegłem do kasy. Zapłaciwszy z radością pognałem po kręcioł najcięższą linkę i... zupełna klapa - najcięższe co mam to raptem 330 grain, dla wędki opisanej #8/9. Mało, śmiesznie mało. Niby lata, niby fruwa, ale czuć że wędka się nie ładuje.
Szybki search po ebayu, ceny głowic jak zwykle, przyprawiają o siwiznę.
Ale - jest alternatywa. Jest taka firemka w Szwecji - scandinavian flylines, oferująca jak legenda głosi dość przyzwoite głowice za jakieś śmieszne pieniądze. Rzucam hasło zakupowe, kolega z PL daje znać by mu też jedną wziąć. W sumie z wysyłką za 2 sztuki wychodzi... 33euro. Ciężko o lepszy deal. Kręcioł mam, pozostaje kwestia runningu. Najtańsze z rozsądnych, co znajduję na ebayu to 25 funciaków plus wysyłka, jakiś error zupełny.
Przetrząsam szafę i znajduję coś co się nada - żyła do wiązania morskich przyponów - opisana jako 65lb, średnicy ma to nie wiem ile - się nadasię. Głowice przyfruwają w kilka dni i zaczyna się kołomyja cała - docinanie. W oryginale głowica ma 14 metrów i 38 gram. Ja potrzebuję coś ok 30-32. Korzystając ze wskazówek ze strony ucharatałem z metr osiemdziesiąt z grubego końca szybka waga i około 33 wyszło - jest dobrze.


Dołączona grafika

Tymczasowo głowicę wiążę do runningu i nad wodę. Pierwsze machnięcia powodują wyrwanie barku, które jeszcze 2 dni później doskwiera i przekonanie, że chyba muszę coś z kondycją zrobić, po przepierdzeniu w fotelu całej zimy.


Dołączona grafika

Idzie na początku dość opornie, głowa naładowana wciągniętymi na szybko filmikami i rozpaczliwa szarpanina, żeby choć rolkę tym wykonać. Tu się haczy, tam się kleszczy, wicher aż kij dogina - diabli nadali taki dzień na "testy". Oczywiście kondoma z foli z korka nie ściągnąłem, nad wodą niezbyt mam jak i co z tym zrobić, więc taką kiełbasą plastikową miotam. Pocieszające, że idzie jakby lepiej. Wreszcie linka klepie o wodę ładuje jako tako kij i sru przed się - całe 12 metrów się wykłada. Na końcu zamotany na wadingtonie ćwiczebny futrzaczek, bez haka, który niestety konfrontacji z murkiem za plecami nie przeżywa.


Dołączona grafika

W sumie set kosztował ok 60 paru euro. Oczywiście, zadacie pytanie - z czym do ludzi :D
Ale i tak jest to mocny krok naprzód, w stosunku do poprzedniego zestawu. Ewolucja drobnymi kroczkami, niczym w nieszczęsnym PZW...

  • mifek, Sławek Oppeln Bronikowski, Tomek.M i 1 inna osoba lubią to



Lubię te pełne kolorytu wstępy. Ja pierwszy zestaw do golfa kupiłem używany za €50. 14 kijów, standup bag i jeszcze rękawiczka jako bonus. 

Zdjęcie
Sławek Oppeln Bronikowski
08 kwi 2013 09:14

Czyli Mao brakowało do szczęścia :)  

Zdjęcie
Kuba Standera
08 kwi 2013 21:02

Zawsze Mao ;)

Zdjęcie
Sławek Oppeln Bronikowski
09 kwi 2013 05:30

To jest właśnie ból , mieć wiedzę , przekonanie , intuicję , esprit , widzieć niuanse .. i być obok :)

Zdjęcie
Kuba Standera
09 kwi 2013 13:49

Mi został tylko ból... barku :D

Przez urlop i przerwe w jerkbaitowaniu umknal mi twoj wpis. Jest cos w spey'u magicznego. Nawet jak ryba nie bierze, to i tak jest frajda. Nigdy bym nie przypuszczal, ze tak mnie wciagnie ta metoda.

Ostatnie wpisy

Ostatnie komentarze

Czerwiec 2024

P W Ś C P S N
     12
3456789
10111213141516
17181920212223
24 25 2627282930

aktywnych użytkowników

użytkowników, gości, anonimowych