Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.





Zdjęcie

Yak attack!

Napisane przez Kuba Standera , 10 listopad 2012 · 2251 Wyświetleń

kajak sea bass irlandia
Yak attack! -Chyba oszalałeś - powiedziała Żona.
-Dam radę!
-Przecież wieje jak cholera, gdzie się pchasz na tą wydmuszkę? - Żona była bardzo nieustępliwa.

I chyba miała rację.
Gdy zjeżdżałem nad wodę widziałem spienione fale rozbijające się o skały. Jednak dopiero stanięcie na brzegu, siarczysty policzek zimnym wiatrem i bryzgiem piany oraz ryk fali na skałach uświadomiły, że to chyba nie był najlepszy pomysł. Co prawda miało być tylko 20km/h, jednak... znowu komuś nie wyszło. Z reszta wiatr jak wiatr, ale ta fala? Wyglądało to beznadziejnie.
Szybko wdrapałem się trochę wyżej, by z góry zobaczyć jak rozkładają się fale. W sumie - jest jedno miejsce, na wychodzącym ramieniu mini cypelka, gdzie fala załamuje się wcześniej i można by spróbować. W najgorszym wypadku zaliczę rolkę, stracę wędkę, woda na tyle płytka że nic groźniejszego chyba się nie stanie. Jedyny problem - trafić w kilkunastometrowej szerokości lukę na wyjściu dalej jest spokojniej. Mimo spienionej wody udaje się mi dobrnąć do krawędzi cypelka. W głowie brzęczy ciągle "wiosło w ręce, dziobem na falę, nie pozwolić by kajak był miedzy mną a falą". Czekam aż przewali się kilka większych fal, po takiej salwie zwykle jest kilkanaście - kilkadziesiąt sekund przerwy. Wskakuję na kajak i cisnę w wiosła ile fabryka dała. Odchodzę naście metrów, gdy dopada mnie pierwsza fala, dobry metr. Dziób wbija się w wodę, piana przetacza się po "pokładzie" i wyskakuję po drugiej stronie, tylko po to, by nadziać się na drugą, trochę większą. Chwila oślepienia, woda w paszczy, oczach, ja mimo to ostro wiosłuję, by utrzymać dziób na falę. Jeszcze tylko kilkanaście metrów i wychodzę poza załamujące się fale. Chciałoby się powiedzieć - spokój i cisza, jednak wiatr śpiewa na plecionce wędki tuż za plecami a fale robią mi ciągłą windę góra dół. Już po chwili żołądek podchodzi do gardła, jedyne co pomaga na wzrastającą jak mały huragan chorobę morską to wbicie wzroku przed siebie i zawzięte wiosłowanie. Po dobrych nastu minutach jestem dość daleko, przy skałach, które do tej pory oglądałem z drugiej strony zatoki i na mapie. Jest przy nich "ciepło", kotwiczę na chwilę na napływie i obrzucam okolice wahadłówkami i gumami. Na nic starania, dzisiaj Pollocków nie ma w domu. Przestawiam się obok skał, na trochę spokojniejszą wodę, by połowić w kipieli, jednak i tam niewiele się dzieje, po za urwaniem kilku blach na zaczepach - cisza. Gdy odkładam wędkę i biorę się za wyrywanie kotwicy, jakieś 10 metrów obok z wody wystrzeliwuje pod ciśnieniem na dobry metr gejzer wody, z prychnięciem - warknięciem. Zaraz po tym z wody wynurzają się wąsy jak kolce jeżozwierza, wielki łeb i ciekawskie, wypukłe, czarne oczy. Władca skałek przypłynął zobaczyć co za pojeb mu się po mecie pęta w taką pogodę. Zwierze wygląda raczej przyjacielsko, jest jednak ogromne. Zawsze byłem przekonany, że foki to takie średnich rozmiarów stworki, ta jednak ma łeb rozmiarów mojego psa i bliżej jej gabarytami do morsa niż "foczki". Budzi respekt! Usiłuję opanować zawał, mroczki w oczach i przełknąć z powrotem serce i płuca, dawno tak się nie przestraszyłem. Bladymi, mrowiącymi łapkami zaczynam nerwowo grzebać za małpą, by zrobić zdjęcie, jednak foka nie zamierza czekać i po nastosekundowej obcince stwierdza, że się nie będzie bratać i nurkuje. W czystej wodzie widzę jak metr-półtora obok i pod kajakiem przepływa cielsko rozmiarów 3 osobowej kanapy, wynurza się dopiero dobre 100-120 metrów dalej. Robię sobie przerwę na ogarniecie nerwów i dojście do siebie. szybki klar, przepakowanie przynęt, chowam wahadełka, wygrzebuje pudło z woblerami, całe 4 sztuki. Zapinam tego łownego i wyciągam kotwicę. Wyrzucam go dobre 30m, jeszcze wypuszczam ze 20 i troluję wzdłuż skałek, w stronę plaży. Dobre kilkaset metrów nie przynosi jakiejkolwiek akcji, kotwiczę się przy sporych kamieniach wychodzących w wodę. Pierwsze rzuty wzdłuż kamieni przynoszą bardzo podnoszące na duchu szarpniecie, ryba nie zapina się. Chwilę później - kolejne brania i znowu pusto. Bardzo delikatne stuknięcia w wobler. Zmieniam na polecana przez TPEgo gumę. Pierwsze rzuty, guma obija się o kamerdolce. Wyciągam jakieś morszczyństwa, rzucam kolejne razy. Jedno z tych puknięć o kamienie zamienia się w energiczne szarpniecie szczytówka, nie zacinam w tempo. Kolejny rzut w to samo miejsce i tym razem zdecydowane branie, takie jak uwielbiam - mocne pieprzniecie wyrywające kij z ręki. Dodatkowo - black rock jest dość czuły, przenosi do ręki nerwowe szarpnięcia głową. Ryba szybko zwiewa, ale dokręcone revo stopuje zapędy ucieczkowe. Nie jest to jakiś potwór, potrafiący zmykać za długo. Dość szybko słabnie i kilkadziesiąt sekund później pekluję ją do podbieraka. Pierwszy na gumę!

Załączona grafika

Szybkie oględziny, aparat

Załączona grafika

i mierzenie - brakuje jej trochę do 60cm, ale niewiele.

Odpiętą rybę wyciągam z podbieraka

Załączona grafika

I daję jej odetchnąć w wodzie. Jednak dość siłowy hol nie zmęczył jej zbytnio, od razu usiłuje zwiać

Załączona grafika

Ryb odpływa, ja zacieszam jak dziecko. Szybki klar sprzętu i dalsze obławianie miejscówki, jednak - nie wiele się dzieje. Po kilkudziesięciu minutach mam jeszcze jedno niewykorzystane branie na woblera i decyduję się na powrót.
Łatwiej powiedzieć niż zrobić, wiatr wiejący pod prąd odchodzącej wody dodatkowo spiętrzył fale - są rzadsze ale wyższe. Odnajduję miejsce, z którego startowałem i szerokim kołem podpływam w okolice, by ominąć szansę na falę bokiem. Ustawiam kajak na fali i gałuję na brzeg, chcąc wyczuć to jakoś i zrozumieć układ fal. Nie będzie łatwo. Pakuję co mogę w kurtkę, składam wędkę i owijam dość ciasno linką, by w razie wywrotki nie złamać i nie zgubić szczytówki. Usuwam wszelkie linki, sznurki, kotwiczki które mogłyby zrobić mi niespodziankę. W końcu uznałem, że jest ok i zapieram się wiosłami o wodę. Raz kozie śmierć, jakoś muszę wrócić. Fale dość szybko porywają kajak i trochę race kontrolę nad tym gdzie płynę, ostro wiosłując raz jedną, raz drugą stroną staram się utrzymywać kajak rufą na falę. nie jest źle, w tą stronę dużo łatwiej, mimo większej fali dość płynnie i błyskawicznie wzburzony ocean wypluwa mnie na szeroki, żwirowy jęzor cypelka. Wyskakuję jak najszybciej z kajaka i targam go do brzegu, doganiają mnie jakieś niegroźne niedobitki kolejnej fali i wyciągam żółte cielsko kajaka na brzeg. Uff, to był nawet niezły fun. Siadam na chwilę na żwirku, by dojść do siebie, nim zacznę żmudne ciągnięcie kajaka po otoczakach i glonach w stronę zaparkowanego auta.

  • @slider@, tofik i shorty lubią to



To Kuba nawet dwa pierwsze dziś złowiłeś, pierwszy na gumę i pierwszy z kajaka :-)
Zdjęcie
Kuba Standera
10 lis 2012 23:49
Trzy, bo pierwszy na casting :D

A w zasadzie 4, bo 1 z nowego miejsca, tak +- :D
    • Tomek_N lubi to
well done Kubisztal!
piszę tu o castingu oczywista :-)

Ostatnie wpisy

Ostatnie komentarze

Maj 2024

P W Ś C P S N
  12345
67891011 12
13141516171819
20212223242526
2728293031  

aktywnych użytkowników

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych