Jak więc skonfrontować ten obraz ze stanowiącą przeciwległy biegun wizją malutkiej, zakrzaczonej rzeczki; dzikiej, zapomnianej i na pierwszy rzut oka zupełnie nieprzystępnej dla potrzebującego „wolności” muszkarza? Okazuje się jednak, że na nizinnej rzeczce górskiej pstrągi na muchę łowić też się da, i to całkiem skutecznie.
Gimnastyka muchowa. To określenie upodobałem sobie najmocniej kiedy przychodzi mi opisać wędkowanie na muchę w małej, nizinnej rzeczce. Od momentu, kiedy rozpocznie się na niej swoją przygodę, będzie jej towarzyszyć codzienna walka z zaroślami, gałęziami, drzewami i przeróżnymi innymi przeszkodami. Skuteczność? Na pewno uzależniona od stopnia nabytych umiejętności, ale także od okresu żerowania ryb o danej porze roku. Szereg porażek, dni spędzone na zdobywaniu doświadczeń i szlifowaniu tych już nabytych, aż wreszcie smak długo oczekiwanych sukcesów. To wszystko zebrane razem tworzy magię, która tak mocno przyciąga mnie w ten niezbyt przyjazny dla muszkarza świat. Jest to spojrzenie na tą metodę z zupełnie innej strony, odkrycie jej odmiennych zastosowań, które być może zaowocują wypracowaniem nowych technik czy też wplataniem i wykorzystywaniem ich elementów w warunkach jakie będzie stawiać przed nami nowo odkrywane łowisko. Jest to też doskonała alternatywa dla tych wędkarzy, którzy podobnie jak ja na typową górską rzekę wybierają się „od święta”, aby na którejś z pobliskich rzeczułek potrenować czy poczuć choćby namiastkę muchowego „wielkiego świata”. Trzeba także zdawać sobie sprawę z tego, że często te małe i niepozorne rzeki kryją w swym nurcie naprawdę godne uwagi okazy, które zapięte na balansującym na granicy błędu zestawie dostarczą nam niezapomnianych emocji.
Jeśli chodzi o sprzęt, jestem zwolennikiem minimalizmu stąd też posiadam jeden zestaw, którego elementy pozostają niezmienne przez cały pstrągowy sezon. Kij krótki i mocny, chyba nie trzeba opisywać dlaczego. Krótki, by skutecznie radzić sobie w mocno ograniczonej przestrzeni; mocny, by dać radę sile i waleczności dużej ryby holowanej często w bardzo trudnych technicznie miejscach. Do tego celu służy mi szklana wędka długości 2,28 cm w klasie 5/6, i choć czasem przydałoby się mieć jeszcze kilka centymetrów mniej, to zdecydowanie jest to kij któremu mogę zaufać.W kwestii kołowrotka raczej nie ma za dużo do powiedzenia, choć warto by był to mechanizm opierający się na sprawnym i mocnym hamulcu, który pomoże nam w przypadku holowania okazowych ryb wykorzystujących w nurcie kryjącym wiele niebezpieczeństw swą siłę i waleczność.Linka, jako że w 99% będzie wykorzystywana wyłącznie do rzutów rolowanych, musi posiadać kształt głowicy który ułatwi ich wykonywanie. Do tego celu używam wspomnianego już w artykule o kleniach sznura o głowicy długości 9,5 metra. Rzut rolowany w mojej opinii jest narzędziem niezwykle precyzyjnym, które dopracowywane na każdym kolejnym wypadzie pozwoli na podawanie małej muszki dosłownie na centymetry od korzenia czy nawisu trawy, który sobie upodobaliśmy. Dodatkowo przeciskająca się między przeszkodami pętla dostarczy nam wiele radości, kiedy dokładnie poprowadzona rozłoży nasz zestaw zgodnie z przewidywaniami. Rzut wyjątkowo przyjemny, który nawet kiedy pstrągi będą wyjątkowo wybredne, zajmie nas na tyle by o tym zapomnieć i skupić się nad dopracowywaniem jego techniki.
Nizinna rzeczka pstrągowa to bardzo ciekawe łowisko dające wiele możliwości, którymi można skutecznie operować. Jedną z nich jest jej zmienny charakter, dzięki czemu odnajdziemy zarówno odcinki o szybszym nurcie, węższym korycie, nieregularnym dnie z licznymi głębokimi dołami; jak i odcinki powolne, rozlane szerzej pomiędzy brzegami, o bardziej regularnym dnie w którym łatwo dostrzec ciekawe rynienki czy też splątane sieci korzeni. Wiedza, które z tych odcinków wybrać do łowienia w danej porze roku pozwoli na skuteczne wędkowanie i spotkania z dużymi rybami.
Sezon z muchówką w dłoni rozpoczynam od razu, kiedy tylko jest to możliwe. Jeśli tylko temperatura będzie oscylować w okolicy 0 stopni, albo do 3, 4 stopni poniżej, bez wahania wyruszam nad rzekę. Zimą oraz wiosną poruszam się brzegiem w dół strumienia, najczęściej po odcinkach z wolniejszym nurtem, bądź z większą ilością zastoisk i spowolnień.
Metoda, z jakiej korzystam najczęściej do streamer i mokra mucha. Stanowisk ryb należy się spodziewać w będących z boku głównego nurtu głębszych rynienkach, w których rosnące na brzegu drzewa tworzą z korzeni labirynty stanowiące dla pstrąga doskonałą kryjówkę. Rzuty najlepiej wykonywać prostopadle do brzegu lub pod niewielkim skosem. Ponieważ zimą pstrąg żeruje w głębszych partiach wody, korzystam z polyleaderów doczepianych do sznura, w kilku stopniach szybkości tonięcia.
Muchą jaką zakładam najczęściej jest duża czarna pijawka, w zimie wzbogacona o pomarańczową główkę. Prowadzę ją identycznie jak mokrą muchę; po wykonaniu rzutu pozwalam by główny nurt zaczął ściągać ze sobą linkę, wyciągając muchę powolnym jednostajnym tempem spod korzenia czy też z rynny w której spodziewam się brania. Skuteczne są także pokaźne zonkery oraz cięższe imitacje głowaczy.
Im zacznie się robić cieplej, tym częściej do przyponu wiążę muchy coraz mniejsze i pozbawione rzucających się w oczy elementów w jaskrawym kolorze. Tam, gdzie nurt jest silniejszy wciąż używam tonących polyleaderów, by szybciej sprowadziły muchę na pożądaną głębokość. W miejscach gdzie nurt znacznie zwalnia, przechodzę na zwykły przypon zawiązany z żyłek fluorocarbonowych, aby wykorzystać atrakcyjność dłużej prezentowanej w toni przynęty. Pozwalam wówczas muszce aby powoli tonęła w pobliżu korzeni lub w głębszym dołku stojącym z boku nurtu, tak aby jak najdłużej pozostawała ona w strefie żerowania drapieżnika.
Taki przypon zaczynam też stosować na odcinkach szybszych, od kiedy ryby zaczną ochoczo „wyskakiwać” ze swoich dołków i pozostaję przy nim już do końca sezonu. Fluorocarbon dużo lepiej się prostuje, przez co znacznie lepiej wczuwam się w kontrolę nad zestawem w momencie rzutu i uzyskuję potrzebną precyzję np. w chwili, gdy żerowanie pstrąga jest widoczne w małej, ściśle określonej przestrzeni bądź pod jednym, wybranym przez niego korzonkiem. Przypon wiążę z trzech odcinków, których średnica i długość stopniowo się zmniejszają. Całkowita długość to najczęściej długość kija, natomiast średnica końcowego odcinka to 0.18 – 0.20 mm.
Późna wiosna to etap kiedy w ruch idą lekkie nimfki, mokre muszki i malutkie streamerki podawane na długiej lince. Ryby dłużej przebywają w toni i można szukać ich w każdej partii wody. Lubię wówczas muchować na odcinkach wolnych, gdzie w spokojnym nurcie łatwiej dostrzec oznaki żerowania ryby, spław czy też zebranie czegoś płynącego na powierzchni lub bezpośrednio pod nią. Precyzyjne podanie muchy w strefę takiej aktywności pstrąga bardzo często skutkuje pięknym braniem. Aby podejść tak żerującą rybę należy pamiętać o ostrożności, stąd też często będziemy zmuszeni do zaprezentowania muchy z większej odległości. Istotną rolę odgrywa wówczas kontrola spływu linki, gdyż jeśli nie poczujemy brania „w paluchach”, to właśnie sznur będzie wskazywał, że pstrąg zeżarł muchę.
Wzory nimfek z których korzystam najczęściej to wariacje w stylu black zulu oraz klasyczne brązki, dociążone jedynie lekką mosiężną główką, tak aby jak najdłużej znajdowały się w strefie aktywności ryby, unosząc się w toni powoli w kierunku dna. Muchy mokre to wariacje march browna, a także wspomniany wcześniej black zulu. Bardzo dobrym wyborem okazują się muchy typu emerger, a wciąż skuteczna pozostaje klasyczna, niewielka pijawka bądź szarawy malutki streamerek, imitujący narybek.
Lato to zupełna zmiana taktyki. Zakładam spodniobuty i wciskając się w szybszy nurt poruszam w górę rzeczki. Niski stan wody sprawia, że doskonale widoczne są wszelkie podmycia, dołki czy też ledwo „wgniecenia” w dnie, gdzie ustawiają się pstrągi. Wyższa temperatura wody zmusza ryby do ustawiania się w szybszym nurcie, dużo bardziej wzbogaconym w tlen.
Idealną metodą staje się wówczas długa nimfa prowadzona z prądem. Jest to łowienie trudne, wymagające skupienia nad prowadzeniem zestawu, który w szybszym nurcie ciężej jest utrzymywać w napięciu. Zbyt luźno ściągana linka sprawi, że brania na większej odległości czy też w głębszej wodzie będą niewidoczne a jeśli nastąpią, ryba szybko się wypnie. Jest to jednak metoda niezwykle skuteczna o tej porze roku, gdyż często wystarczy tylko wstrzelić nimfkę w dołek czy zaciemnienie, by pstrąg natychmiastowo wystartował w jej kierunku. Tak podana mucha, prowadzona z prądem, bardzo szybko osiągnie głębokość wystarczającą by zostać dostrzeżoną przez pstrąga. Stanowiska ryb są doskonale widoczne, ponieważ niska woda odsłania je i podaje nam niczym jak na dłoni, dając okazję do złowienia wymarzonej ryby.
Dzięki poruszaniu się w wodzie staniemy się mniej widoczni i będziemy w stanie podejść bliżej do potencjalnej miejscówki pstrąga. Dodatkowym plusem brodzenia jest fakt, iż wyjątkowo zarośnięte o tej porze brzegi nie dość że są mało komfortowe do poruszania się, to jeszcze demaskują nasze zamiary daleko przed tym jak zbliżymy się do miejsca w którym żeruje ryba. Brodząc ominiemy więc hałaśliwe szuwary czy pękające pod stopami gałęzie, a także otworzymy przed sobą drogę do tych najbardziej niedostępnych dla łowiących z brzegu miejscówek, zwiększając nasze szanse na złowienie długo nie niepokojonej ryby. Godną wspomnienia jest też uwaga, iż większość miejscówek widziana z brzegu o tej porze roku, gdy panują specyficzne warunki zarówno ze względu na stan wody jak i jej czystość, może wydać nam się o wiele mniej atrakcyjna niż z perspektywy kiedy poruszamy się w górę nurtu. Wtedy każda, nawet niepozorna zaciemniona plama zachęci nas by oddać chociaż jeden niechlujny rzut.
Dodatkowo pstrągi rankiem oraz popołudniami stają się wyjątkowo aktywne pod powierzchnią, w związku z czym zdradzają swą obecność. W ciągu dnia wykorzystuję lekkie nimfki, które można posłać na większą odległość. Wieczorem bardzo skuteczna będzie również sucha mucha, dlatego warto mieć ze sobą odpowiedni przypon, by zaprezentować niewielką jętkę czy też szczególnie widoczne latem chruściki.
Mam nadzieję, że artykuł ten zachęci dotąd opornych muchowaniu w pozornie nieciekawych małych rzeczkach do zajrzenia nad ich zarośnięte i ciężko przystępne brzegi. Gwarantuję, że szybko docenicie klimat, jaki panuje takim „podchodom”, a gdy sezon się zakończy, zdziwicie się jak wiele możliwości można odkryć na przestrzeni upływającego czasu. Zapewne trudne początki zniechęcą niektórych do dalszej gimnastyki, lecz jestem pewien, że smak pierwszych zwycięstw na trwałe zapisze ten typ muszkarstwa na listę ulubionych pozycji. W końcu największe sukcesy rodzą się w bólu
Z wędkarskim pozdrowieniem, Michał Pawłowski (Michał P.)
Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł