No nie wiem. Jak pamiętam, każdy opis metody nimfowej, również za czasów PRL-u, radził by na końcu spływu zestawu zawsze wykonać silne zacięcie. Były czasy i ilości ryb w rzekach, że niektórzy rezygnowali nawet z obserwacji linki w celu wykrycia brań i zacinali wyłącznie w ciemno. Na Sanie znany był sposób zwany "Głupim Jasiem" lub "Kosą" czyli rzut na 5-7m, nimfy plumk do wody, odliczanie raz, dwa i w zależności od głębokości brań, cięcie na trzy lub cztery. Jaś skutecznością powalał przy czym pozwalał na kontemplację przyrody, podziwianie pięknego bukowego lasu spływającego wprost do Sanu i kształtów chmur płynących po bieszczadzkim niebie, ewentualnie rozmowę z nieopodal łowiącym kolegą na temat tego kto dziś idzie do sklepu w Huzelach po piwo.
PS. Jak można sądzić po dźwiękach, że gościu łowi na dalekie nimfy widząc go jednocześnie?
łączki.jpg
Chyba znam dosc dobrze miejsce o ktorym pisal zalozyciel watku. I tez chcialbym wiedziec jak on to uslyszal.
Jest to prog na Pilicy ponizej ZS (jestem tam kilkadziesiat razy w roku). Szum wody jest tak silny ze stojac w wodzie mozna pogadac z kims kto nie jest dalej od Ciebie jak jakies 10m.
Nawet gdybym walil kamieniami w wode, to tego nie slychac.
PS.Wiem chyba kto lowil wtedy ryby. Znam czlowieka i jezdze z nim czasami na ryby. Chlopak lowi na muche od 2-3 lat. I nigdy nie widzialem, aby lowil w opisany sposob. Owszem, lowi najczesciej na nimfe, ale robi to naprawde dobrze.
PS2. Nie wiem czy o tej zylce to na "szynie". NIgdy nie widzialem aby ktos tam lowil ta metoda. A zaznaczam, ze jestem tam naprawde czesto.