Nie tak dawno temu siedziałem z kolegą na pontonie i próbowaliśmy łowić. Tzn. ja próbowałem, bo kolega jako niewędkarz asystował i zabawiał rozmową. W pewnej chwili zaciąłem szczupaczka. Piszę szczupaczka, bo ryb ledwie wymiarowy. Doholowałem skubańca do burty i zaczynam szczypczykami uwalniać kotwiczkę. W tym momencie mój towarzysz jak na mnie nie skoczy z ryjem:
- Co ty qoorva robisz?!!
- Jak to co? Wypuszczam.
- Chyba ochuja...! Przecież JA go zjem!
Mówię mu grzecznie że zjeść to se może jak se złapie względnie kupi, a póki co to jest " mój " ryb i ja go wypuszczam. Myślałem że rzuci się na mnie z pięściami.
- Przecież ryby się je! Nawet w Biblii jest napisane! Bóg ryby stworzył po to żeby ludzie je jedli! Ja lubię ryby!
I tak mniej więcej wkoło Macieju to samo. Przy okazji okazało się że kolega niemal ortodoksyjny wyznawca i zarazem człowiek argumentoodporny. Bowiem moja przemowa na temat c & r została oczywiście puszczona mimo uszu a nawet pozwolił sobie, delikatnie mówiąc, grubymi słowami nie zgodzić się ze mną.
Kilka dni potem wchodzę do owego kolegi do domu a tam siedzi jego ojciec i pije herbatę. Od słowa do słowa okazało się że facet też " wędkarz ":
- Dawniej to były ryby - pada sakramentalne stwierdzenie - w osiemdziesiątym którymś przez tydzień wędkowania na Rosiu ( jezioro na Mazurach dla niewtajemniczonych ) złowiliśmy we dwóch siedemdziesiąt szczupaków. Ryby miałem w lodówce na całą zimę. Teraz już tyle ryb nie ma... - kończy wywód.
Tłumaczę mu że to kłusownictwo, że właśnie dlatego nie ma bo sobie lodówę napchał, że tak nie można, że trzeba puszczać, że catch and realase... Jak grochem o ścianę. W dodatku widok baranich oczu faceta połączonych z wyrazem kompletnego niezrozumienia na twarzy - bezcenny.
Jak do takich " betonów " dotrzeć? Czy to w ogóle możliwe?
Edited by skippi66, 14 August 2013 - 18:17.