Ufff. Do rzeczy.
Tytuł jest nieprzypadkowy. Zalogowałem się na jerkbaicie, ponieważ zakochałem się w jerkowaniu, a stało się to właśnie za jejsprawą.
Efekt końcowy.
Wreszcie przyszedł czas próby. Okazało się, że w wodzie moja płoteczka czuje się... -właśnie jak ryba w wodzie. Potrafi zanurkować. Ożywiana lekkim szarpnięciami chodzi spokojnym, regularnym ruchem węża. Podciągana do wierzchu -takoż. Ciut mocniejsze podciągnięcia dają efekt spłoszonej ryby -nagły zwrot o 90 stopni. Gdy zaraz po plaśnięciu o lustro wody szarpnę energicznie, wyskakuje z wody -zupełnie jak żywa płotka, którą pogoni zębacz. Można ją w ten sposób prowadzić kilka metrów.
Tych wszystkich sztuczek nauczyłem się po kilku godzinach prób. Chociaż kijaszek zbyt delikatny i kołowrotek marny (stary, jarmarczny złom), to czułem się nad wodą, jakbym posiadł wszystkie wędkarskie cudeńka świata.
Szczęścia dopełnił szczupak (około 70 cm), który walnął entuzjastycznie w moją płoć w piątej godzinie nauki jerkowania. Hol był tyleż emocjonujący, co rozpaczliwy (cfaniak zakotwiczył w zielsku). Chyba troszkę spanikowałem na koniec, bo zamiast wyjechać z nim ślizgiem na brzeg (były po temu warunki), ja sięgnąłem po podbierak. W tej chwili szczupak poczuł dno, fiknął kozła i odpłynął. Troszkę mnie to, delikatnie mówiąc, rozczarowało, czemu dałem wyraz w kilku soczystych słowach.
Ostatecznie jednak pozostało bardzo pozytywne wrażenie. Bardzo bardzo pozytywne.