Sumów generalnie nie łowię . Choć nie , to nie tak . Co roku mam ich na koncie co najmniej kilka , jednak nigdy się na nie nie nastawiałem . Większość ryb wyjeżdża jesienią przyłowowo , niejako przy okazji sandaczowych sesji . Są to rybki w okolicach metra najczęściej , z oscylacją rozmiaru 10-20 cm w górę i w dół . Taki stan rzeczy wynika po części z moich perturbacji zdrowotnych . Ciężko nastawiać się na rybę , której później mogę po prostu nie podnieść . Mój przyjaciel kręgosłup zbuntował się dosyć spektakularnie jakieś 6 lat temu i od tego czasu łączą nas stosunki burzliwe i namiętne , aczkolwiek pełne zwrotów akcji i wprowadzające mnóstwo ograniczeń w życiu codziennym ... Ale żyć się da , na ryby chodzić można , wiec źle nie jest . W każdym bądź razie te oślizgłe i wąsate bestie , dotychczas meldujące się na końcu zestawu , dawały mi się po krótszym lub dłuższym holu wyjąć bez większych problemów i nawet fotkę jakąś cyknąć . Ale zawsze było to w jesiennych , sandaczowych rewirach i po pierwszych kopnięciach po plecionce czułem bardziej rozczarowanie niż radość tym bardziej , że nigdy nie miałem pewności , czy nie uwiesiła się akurat jakaś wąsata paskuda , której fizycznie nie dam rady wylądować . A poza tym ten wszechobecny , paprzący wszystko śluz . No porażka po prostu . Poniżej jeden z opisywanych przedstawicieli gatunku w rozmiarze 110 .
Tym razem było nieco inaczej ... Branie i początek holu typowe - tępe przytrzymanie , po którym następują pierwsze mocne kopnięcia w kij z bardzo mocnym luzowaniem plecionki , nawet zbyt mocnym . Wiedziałem , że jest grubo . Ryba po wstępnym przywitaniu zaczyna jechać . I nie chce się zatrzymać . Po kilkudziesięciu metrach i dziwnie mocno uszczuplonej z plecionki szpuli wiem , że to chyba największy i mięknie mi rura - podnoszę kotwicę . Świadomość obecności Kolegów na łódce w zasięgu wzroku dodaje nieco animuszu
. Hol jest długi i pełen równie długich odjazdów . Ryba wali mocno i agresywnie ogonem w plecionkę mimo późnej w sumie pory roku i wody zimnej , choć zdecydowanie cieplejszej niż kilka dni wcześniej . Po jakiejś półgodzinie mam gadzinę w zasięgu łódki . Koledzy podpływają i trzymają się w bezpiecznej odległości . Kiedy widzę suma po raz pierwszy wiem , że sam go nie wciągnę na pokład . Mam w planie wypiąć Go przy łodzi , bo widzę gumę na zewnątrz przy prawym wąsie . Chcę tylko , żeby kumple cyknęli choć jedną fotkę . Jednak proponują pomoc . Generalnie rybka została zapakowana połowicznie do podbieraczka ( w tej skali tak to chyba nazwać trzeba
) , a następnie wespół w zespół wtaskana do mojej łodzi z większościowym udziałem Adasia na łodzi obok . Artur w tym czasie kręcił chyba coś telefonem . Gdym miał jakieś GoPro , to byłby mocny punkt programu w "Jerkbait się śmieje"
. Rybsko ma circa about 150 cm i waży w cholerę . Ten krótki moment , kiedy łapię zdecydowanie za obręcz podbieraka , odbija mi się bolesną czkawką jeszcze kilka dni później ... Po krótkim pobycie na pokładzie trzeba było bestię jeszcze wypuścić . I tutaj zdałem się zupełnie na Adama , któremu udało się ( nie bez trudu ) przeciągnąć potworę przez burtę z łódki przytulonej do mojej . Szacun ! I tym sposobem zaliczyłem moją największą w wartosciach bezwzględnych ( długość , masa ) spinningową rybę
.
A tak wyglądało sumidło niedługo po wypuszczeniu . I w sumie podobnie , jak przed złowieniem
.
A najlepsze w tym wszystkim jest to , że ryba wyjechała na mój standardowy "mocniejszy" zestaw na płytką wodę , czyli 10-cio funtową M1 ,takąż samą plecionkę Sunline ( pomarańczową ) i shimanowskie C3000 . Cały sprzęt działał do końca sezonu jakby co
.
Użytkownik malinabar edytował ten post 05 styczeń 2019 - 20:50