Nika przypomniała mi pewną sytuację z początków lat jak dobrze pamiętam dziewiędziesiątych .
JA kawaler , pełen życia , wigoru , koleżanki i koledzy , piwo , wino , wódka , pochlałem jak sk,,,,,,n . Rano sie budzę , kac , wchodzę do kuchni zapalam światło , szuru buru jakiś hałas , matka się budzi i zaraz pytanie co tam robisz . Dobra , dobra , juz jestem ciszej robie sobie tylko cherbatę . Zgaszam górne światło i zapalam tylko małą lampkę stojącą przy oknie . CZAJNIK gwiżdze , szybko wyłączam zalewam szkiełko i iiiiiiiii patrzę KWASEK CYTRYNOWY w płynie stoi , no to sru trzy łyżeczki płynu . Idę do łazienki , odwiedzam porcelankę i zasypian , budz,,,,,,e się z pół godziny później idę do kuchni iiiii jest , herbatka , dość chłodna i akurat do wypicia na raz , łyk łyk łyk i ku,,,,a niespodzianka . Zamaiast kwasku tak jak mi sie spojrzało , przeczytało w tym pijackim amoku dopierdoliłem sobie płyn do mycia naczyń o aromacie cytrtnowym . Kurka takiej pipy od tamtej pory nie pamiętam