Napisano 31 sierpień 2007 - 16:16
GŁUPIA SPRAWA
W dalszym ciągu czekałem na ważny telefon. Ale aparat milczał jak zaklęty. Skoro telefon dzwoni, kiedy jestem w kąpieli - zacząłem kombinować - powinienem natychmiast wejść do wanny.
I rzeczywiście. Zadzwonił. Mokry podbiegłem do aparatu.
- Słucham!
- Pan Karol Kowalski?
- Nie. Wojciech - warknąłem wściekły, bo nie był to, oczywiście, telefon, na który czekałem.
- Ale Kowalski?
- Tak.
- To mi wystarczy! Nie będę po prostu mówiła do pana po imieniu!
- A można wiedzieć, w jakiej sprawie pani dzwoni?
- W sprawie ogłoszenia. Sprzedam 3-dniowe dogi po medalistach. To pańskie ogłoszenie, nieprawdaż?
- Nieprawdaż.
- Naprawdę nie sprzedaje pan dogów?!
- Naprawdę.
- To świetnie! - ucieszył się głos po drugiej stronie. - Bo szczerze mówiąc, nie przepadam za dogami! Wolałabym coś większego!
- Dogi są chyba największe...
- Ale to nie musi być coś z psów! Może być np. ... fortepian!
- Fortepianu również chwilowo nie posiadam.
- To świetnie! Bo ja akurat mam i chętnie panu sprzedam...
- Niestety, nie gram.
- To świetnie! Jest tak rozstrojony, że nie można na nim grać! To jak, kupi pan?
- Nie.
- Dlaczego?
- Pomijając inne sprawy, po co mi fortepian, na którym nie można grać?
- A po co mnie? Ale nie namawiam... To może kupi pan pudla?
- Niestety, ale nie.
- Dlaczego? - Głos po drugiej stronie był wyraźnie rozczarowany.
- Po pierwsze, wyjątkowo nie lubię pudli...
- To świetnie! Bo ten mój pudel nie jest czystej rasy pudlem! Jego matka była dożycą, a ojciec ratlerem! Krótkonogim zresztą!
- To co ma z pudla?
- Tylko kolor! Jest tak cudownie rudy...
- Pudle na ogół nie są rude.
- Nigdy nie są rude! Ale tłumaczę panu, że mój pudel nie jest czystej rasy, ale nie namawiam. Mam coś lepszego! Męską pelisę! Najmodniejszą, z długim rękawem... na metr czterdzieści wzrostu.
- Mam metr osiemdziesiąt.
- No to co?
- Nie będę chodził w pelisie na metr czterdzieści!
- Ale kto w ogóle chodzi w lecie w pelisie?! No, ale nie namawiam. Chwileczkę! Na metr osiemdziesiąt mam spodnie! Znakomite na lato! Z przezroczystej żorżety!
- Męskie?!?
- Nie. Damskie. Kupi pan?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo jestem mężczyzną i nie będę chodził w spodniach z żorżety.
- Skoro nie będzie pan w nich chodził, to co przeszkadza, że są z żorżety? Ale nie namawiam... Skoro nie chce pan kupić...
- Nie.
- To może chce pan coś sprzedać?
- Nie chcę ani niczego kupić, ani sprzedać.
- To po co zawraca mi pan głowę?! - Głos po drugiej stronie był wyraźnie wściekły. - Straciłam niepotrzebnie tyle czasu!
- Przecież to nie ja do pani, tylko pani do mnie dzwoniła! - przypomniałem.
- Tak? - W słuchawce przez ułamek sekundy była cisza. - W takim razie przez pana straciłam również dwa złote! Bo dzwonię z automatu!
Zrobiło mi się głupio. Nie jestem przyzwyczajony, żeby obce kobiety wydawały na mnie pieniądze.