Ojciec od jakiegoś czasu podejrzewal syna o ćpanie. Pewnej nocy syn wraca pózno do domu i szybko kladzie sie spac. Ociec wstaje i wali mu rentgena po kieszeniach i???. znajduje torebeczkę z bialym proszkiem. Bierze to i idzie do łazienki. Trzaska jedną kreskę i?..pojaśniało, pociemniało i nic. Hmm?.trzasnął na druga dziurę i ?..pojaśniało, pociemniało i nic. Pomału zaczyna się irytowaćale wali po raz kolejny. Znów ? pojaśniało, pociemniało i nic. Nagle słyszy walenie do drzwi łazienki i głos żony:
– Stefek co ty robisz ?!
Odpowiada:
– Gole się!
Żona:
– Kurwa trzy dni ?!?!
stare ale jare, ze starych to:
Nad rzeką siedzi krowa i pali trawkę.
Zadowolona, klimat i te sprawy.
Podpływa do niej bóbr, wychodzi na brzeg i pyta:
- Te, krowa, co robisz?
- Aaaa, widzisz bóbr, jaram i jest OK.
- Daj trochę, jeszcze nigdy nie kurzyłem.
- Jasne! Ciągnij macha bracie i poczuj się cool!
Bóbr wciągnął dym i od razu go wypuścił.
Na to krowa:
- Stary, nie taaak! Patrz: ciągniesz macha i trzymasz go w płucach dłuższą chwilę. Zresztą - wiesz co? W tym czasie jak wciągniesz, przepłyń się kawałek pod wodą w dół rzeki, wróć tu i wtedy wypuść powietrze. I mówię ci będzie OK.
Jak uradzili tak zrobili.
Bóbr się zaciągnął, płynie pod wodą, ale już po kilku chwilach zrobiło mu się happy.
Wyszedł na brzeg po drugiej stronie rzeki, walnął się na trawę i orbituje.
Podchodzi do niego hipopotam i pyta:
- Te bóbr, co robisz?
- Aaaa, widzisz hipciu, fazuję sobie trochę.
- Daj trochę stuffu, ja też chcę.
- Podpłyń na przeciwko do krowy. Ona ci da.
Hipopotam wychodzi na brzeg, a krowa wywaliła gały i krzyczy:
- Bóbr, k****, WYPUŚĆ POWIETRZE!
Dawno dawno temu w Krakowie żył sobie smok. Co jakiś czas nadlatywał nad miasto żeby palić budynki i pożerać ludzi.
Pewnego dnia król postanowił, że dalej tak być nie może. Pojechał więc do smoka z delegacją w celach negocjacji.
Smok mu powiedział, że odleci z Krakowa ale pod warunkiem, że zostaną spełnione jego trzy życzenia.
Król się zgodził i spytał się o pierwsze życzenie. Smok oświadczył, że jest niesamowicie głodny i że chce, żeby go nakarmić.
Zebrało się więc całe miasto i rzucało mu do paszczy bydło, owce, warzywa, owoce, świnie itp.
Po kilku godzinach smok oświadczył że jest najedzony. Król spytał się więc o następne życzenie.
Smok powiedział, że bardzo się najadł i chce mu się pić.
W odpowiedzi całe miasto za pomocą wszystkich naczyń jakie udało się im zgromadzić zaczęło mu wlewać do paszczy wodę z płynącej nieopodal wisły.
Gdy smok już ugasił pragnienie oświadczył, że skoro teraz jest najedzony i napity to fajnie by było zar*chać. Król zszokowany powiedział:
Ale jak to smoku? Przecież twoja faja jest szersza niż dziedziniec i dłuższa niż wisła. Jest to fizycznie niemożliwe.
Smok mu przyznał rację i oświadczył:
Skoro tak, to mi zwalcie konia
W odpowiedzi całe miasto zebrało się wokół przyrodzenia smoka i na "raz, dwa, trzy" podniosło je do góry, po czym zaczęło wykonywać ruchy posuwisto-zwrotne z całej siły. Do przodu, do tyłu, do przodu, do tyłu. I tak dzień i noc. Do przodu, do tyłu, do przodu, do tyłu, gdy nagle z samego końca dobiegł paniczny krzyk:
"STOP STOP!!!! SYNA MŁYNARZA POD SKÓRĘ WCIĄGNĘŁO!!!"