Niestety, ten koreczek będę musiał co i rusz zaszpachlować. „Mielonka” byłaby bez wątpienia trwalsza. Cóż, wyjdzie w praniu.
Jeśli chodzi o cierpliwość i praktykę – widzę, że dobrze jest zrobić kilka serii pod rząd i testować nowe rozwiązania, jak choćby techniki nakładania i poziomowania lakieru. Jak do te pory to właśnie to sprawia mi największy problem, jest procesem, który w relatywnie najmniejszym stopniu można kontrolować. A techniki są różne. Ja np. ma tendencje do pierniczenia się z detalami. Lakier poziomuje kawałeczkiem przezroczystego plastiku, jeżeli zbiega się na środku – odejmuje tymże, jeżeli na krawędziach – dodaję środkiem. A czasem bywa tak, że jak delikatnie zacznie żelować, a zostanie lekko podgrzany i wyrównany, to już się ułoży idealnie – mimo pierwotnych nierówności. Brzegu lakieru z kolei nie robię patyczkiem – tylko pędzel i podparty łokieć
Chyba każdy z nas wykańcza wędzisko trochę inaczej…