NTW to część tworu zwanego Krajowa Federacja Towarzystw Wędkarskich. Cały ruch z towarzystwami inspirowany był osobą Wiesława Dębickiego. Do KFTW należy m.in. najbliższe mi jako członkowi TTW (Toruńskie Towarzystwo Wędkarskie). Od kilkunastu lat rozgrywany jest Puchar Federacji, na który składa się kilka zawodów organizowanych przez poszczególne towarzystwa.
Forma przynależności członkowskiej jest rożna. NTW z tego co się orientuje stawia na powszechność. Każdy może zostać członkiem opłacając coroczna składkę. Nasze TTW ma ograniczoną ilość członków, którzy zarządzają łowiskiem. Chętni do wędkowania wykupują licencje i potocznie zwani są licencjatami.
Areał wód Kwidzyna jest duży. My dla kontrastu dysponujemy zaledwie jednym zbiornikiem.
Oprócz przynależności do TTW mam przyjemność uczestniczyć w jeszcze innym projekcie zwanym Stowarzyszenie Wędkarskie Osiek. Wygraliśmy przetarg na jezioro należące do gminy i gospodarujemy na nim. Stowarzyszenie jest non profit. Wszystko co zbieramy ze składek wrzucamy w wodę. Oczywiście pozostawiamy jakąś niewielka kwotę na opłacenie księgowej i innych kosztów typu materiały do remontu czy budowy pomostów. Każdy z członków musi wypracować określoną liczbę godzin oraz określoną liczbę kontroli. Robi to w ramach przynależności do SWO i pro publico bono. Najczęstsze prace to zwyczajne sprzątanie łowiska. Jest to spore wyzwanie, bo licencjaci w myśl zasady płace więc wymagam, pozostawiają po sobie śmieci na stanowisku. Do tego dochodzą osoby trzecie, które traktują jezioro jako teren spacerów, zabawy itp. Niestety to co pozostawiają po sobie jest nie do opisania. Najczęściej są to butelki, jednorazowe grille, opakowania po wszelkiej maści żywności, no i środki służące zachowaniu higieny intymnej. Zwłaszcza w wydaniu kobiecym. Masakra.
Zarybienia są sprawą otwartą i każdy ma prawo przyjść asystować lub pomagać. Staramy się zapraszać Wędkarską Przygodę (dawniejsza Wędkarska Tuba), by stworzyć namacalny dowód w postaci nagrania.
Mamy restrykcyjne podejście do wszelkich przejawów kłusownictwa. Osoba raz złapana na niecnym czynie zostaje wyrzucona z łowiska dożywotnio. A o wpadkę łatwo, bo wprowadziliśmy dolne i górne wymiary ochronne zdecydowanie ostrzejsze niż PZW.
W ubiegłym roku wrzuciliśmy np. 1.000 sztuk szczupaka w rozmiarze 40-75cm. Do tego okon, lin, karaś, węgorz, sandacz, karp (ale stosownie do przepisów, wiec niezbyt wiele).
Sprzedajemy ograniczona ilość licencji. Kontynuujący dostają zniżki na zasadach OC. Wprowadziliśmy to dlatego, że część osób jawnie deklarowała chęć zakupu jak już doinwestujemy wodę. Stąd pomysł, by każdy kto dołącza płacił więcej niż ten lojalny i płacący od początku istnienia SWO. A trzeba przyznać, że przejęliśmy jezioro wyrybione przez poprzedniego użytkownika. Taka mieli politykę. Ich prawo.
Generalnie ciężko zebrać grupę aktywnych osób, którzy na własny koszt dojadą, posprzątają, zarybią, urządzą i skontrolują. Mamy żelazną 15-tkę, która czynnie działa.
Mimo stworzenia funkcji - Prezes, Vice, Skarbnik itd., decyzje podejmujemy wspólnie, każdy ma głos o tej samej wartości, a decyduje większość.
Tematów jest tyle, że ich opis zabrałby pół nocy.
Jednego czego nie opiszę, to z oczywistych względów, odczuć licencjatów. Czy są zadowoleni? Nie wszyscy. Zwłaszcza ci, którzy zakładają sobie, że licencja musi się spłacić. Ograniczenia co do ilości i wymiarów ryb często uniemożliwiają szybki odzysk zainwestowanej kasy. Nie ukrywam tez, że każdy kto przejawia zachowania „mięsojada” nie jest mile widziany. Chcemy mieć na łowisku pasjonatów. Nie wymagamy bezwzględnego no kill, ale tłumaczymy, ze zabieranie wszystkiego, nawet w ramach przysługującego limitu, dewastuje wodę. A przecież wędkarstwo to hobby nie sposób na zarabianie.
Użytkownik Krab edytował ten post 16 listopad 2019 - 02:43