A ja nie rozumiem logiki rządu, o nie odwołaniu wszystkich mszy w kościołach. Przecież ogromna część wiernych należy do grupy największego ryzyka. Zobaczymy, czy dyspensa wystarczy. Oby.
To barzo trudny problem do dyskusji... Majcy swoje etymologiczne korzenie tam gdzie wiekszosc wierzacych sie nie zapedza...
Abstrachujac od formalnego zakazu dyskusji tu na forum o swoich przekonaniach religijnych, nie jest mozliwe znalezienie jakiegos ogolnego rozwiazania problemu akceptowalnego dla przynajmniej wiekszosci.
Paradoksalnie wiec problematyka zostaje przeniesiona do wlasnego wyboru, czesto instynktownego wyboru albo jak kto woli do wlasnego sumienia.
Paradoks ten wlasnie na tym polega, ze to tam w glebi naszego sumienia/zrozumienia zanurzonego w tym lub innym przekonaniu , wierze czy nie-wierze powinna powstawac odpowiedz na wiele pytan stawianych nam przez rzeczywistosc w ktorej zyjemy. W zamian za to roznego rodzaju instytucje narzucaja swoj poglad poprzez odgorne uregulowania w swerach w ktorych to uraga poczuciu wolnosci . Co wiecej oczekiwane przez wielu sa w takich sytuacjach decyzje odgorne zwalniajace z odpowiedzialnosci za wlasne decyzje. (nie pisze tego do zadnej konkretnej osoby)
W ten sposob zamiera zdolnosc do samodzielnego myslenia i decydowania, byc moze w oparciu o czyjas interpretacje, ale jednak samodzielnego i w tej konsekwencji godnego szacunku.
Zeby nie pietrzyc problemu napisze o pewny zdarzeniu sprzed lat, ktore moim zdaniem dobrze obrazuje glebie problemu a zarazem chyba nie jest moralizowaniem...
Mialem kiedys przjemnosc rozmawiac z pewna starsza juz kobieta, ktora nie potrafila sobie poradzic z pewnym problemem w rodzinie, mimo swojej glebokiej jak ja okreslala wiary, odmawianych modlitw i wszystkiego tego co nakazje robic w takich momentach tradycyjna religijnosc. Najogolniej mowiac czula sie zawiedziona brakiem boskiej interwencji. Bardzo bylo mi jej zal, bo jej slowa byly tyle szczere co pozbawione transcendentalnej glebi. Niemadrze jest podeptac czyjes przekonania, lepiej jest wzbudzic pytania pomyslalem....
Poczatkowo nie wiedzialem jak jej pomoc, jak dac nadzieje, jak odwiezc od tego zwodniczego toru myslenia.
Nagle przypomnialem sobie juz dawno temu przeczytane rozwazania Ekharta z czasow gdy byl uwazany za heretyka. Dostosowujac przekaz owych rozwazan ale nie mowiac od kogo one pochodza by zwrocic uwage na ciezar tych slow nie na osobe wprawilem a raczej te sowa wprawily moja rozmowczynie najpierw w zadume a potem prawie w stan blogosci. Widac bylo, ze slowa/mysl Ekharta daly jej wybawienie/zrozumienie dla trudnej sytuacji w jakiej sie znalazla. Myslalem sobie,- udalo sie. Jakiez bylo moje zdziwienie kiedy owa kobieta powiedziala mi,- to piekne co pan mowi ale gdyby pan byl wierzacy to wiedzialby pan ze tak nie jest....
Nie chcac tak konczyc tej rozmowy odpowiedzialem jej, ze trudno bylo by mi uwierzyc w jakiegokolwiek Absoluta zachowujacego sie niczym urzednik albo takiego co ma ludzkie cechy zamiast boskich....
Te prawdziwa historyjke upubliczniam by nia niejako potwierdzic trudnosc albo wrecz utopijny sens dyskusji na "te" tematy i zarazem slusznosc wprowadzonego w tej mierze zakazu na forum,- moim zdaniem nie majacego nic wspolnego z cenzura.
Takze w kontekscie tego watku i spostrzezenia @drakmen-a wydaje mi sie ona pomocna.
Użytkownik Rheinangler edytował ten post 13 marzec 2020 - 10:54