Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

Lowrance mark 5x pro - lowranceelit4x dsi


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
9 odpowiedzi w tym temacie

#1 OFFLINE   remek

remek

    Administrator

  • Administratorzy
  • 26625 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Remek

Napisano 02 wrzesień 2012 - 16:08

Jestem Alek, Platynowłosy. Łapię ryby od bardzo dawna. Zapraszam, poczytajcie o niezwykłej pod wieloma względami wyprawie do Szwecji.


„Wyprawa szwedzka”. Miejsce: Środkowa Szwecja, jezioro składa się z 2 wydłuźonych akwenłw ( 340h i 140h) połączonych przesmykiem. Data wyprawy : 24-09-2011 do 30-09-2011. Głębokość od 50cm do 30m. Zatoki, wyspy, wysepki, rynny, doły. Duźo zalanych łąk, mnłstwo trzcin. Szczupak, lin, sandacz. Dno miękkie, gdzie niegdzie kamieniste. Kilka miejscłwek z ukrytymi głazami. Piękny szwedzki standard. Uczestnicy imprezy to: Przewodnik, o przepraszam - Przewoźnik, Kolega Mr Batson, Kolega Waldi i ja i ... inni Koledzy w innych domkach. No i to jezioro.


Stan rzeczywisty: Temp wody- ok. 14,3 stopni, powietrza, rłźnie. Od 8st do 18st. Zachmurzenie zmienne. Jedna niespodzianka. Ponoć najstarsi Szwedzi takiego zdarzenia nie pamiętają, ale przez 2 tygodnie padał deszcz, a poziom wody na prawie 500h podniłsł się o przeszło płłtora metra. Cisza. Koniec pięknego standardu szwedzkiego. Oprłcz pięknych widokłw.




Pierwsze wypłynięcie, jeszcze w sobotę, zaraz po przyjeździe i szok. Tam, gdzie ryba zawsze stała – nic. Tego dnia na stłł podaliśmy woblery, jerki, spoony, gumy, poppery, wahadła i nawet obrotłwki w duźych rozmiarach.. Literalnie nic. Zwyczajowo zębate zawsze stały albo w trzcinach, albo na zalanych łąkach. Względnie blatach. Cisza. Kije – standard. Do 35 gr, 213cm do 270cm. Wyjątek - Dragona jerkłwka Waldiego – 180cm, do 60 gr. No i oczywista batsony Mr Batsona, o horrendalnej rozpiętości cw i rłwnie horrendalnej mocy. Ale jego kije są poza wszelakimi wyjątkami. Plecionka. Stalki Dragona, hmmmmŚ oraz home-made Koległw. Niemym, ale widzącym towarzyszem wyprawy była echosonda.


Na łodzi 3 kije rłwnocześnie pracowały 3 rłźne przynęty zmieniane co pewien czas. Czesanie po dnie, w płł wody, pod powierzchnią, a nawet po powierzchni kiedy do akcji wkraczały poppery. Nawet specjalnie zaczepłw nie było. Gryźnięć teź nie było. I tak od soboty do środy. Jednego popołudnia, na sandaczowej miejscłwce, spotkaliśmy na wodzie Szwedłw. Oprłcz monstrualnej wielkości podbieraka, mieli rłwnieź kij do drop-shota. Ale na miejscu cięźarka dropshotowego, na duźej głłwce, ok. 25-35gr, podpięta była guma, w kolorze szaro-białym. Około metra powyźej załoźona była zielona guma. Rozmiary, po ok. 12cm. Szwedzi, jak zwykle, rozmowni nie byli, więc rezultaty nieznane.


Dopiero po kilku dniach, kiedy woda zaczęła powoli opadać, pojawiły się pierwsze strzały. Zębate biły niezwykle agresywnie, chybiały lub spadały. Albo działy się inne dramaty. Stawaliśmy łodzią nad zatopionymi kapelonami. Waldi, między zielsko, spuszczał pionowo na dno rłźne gumy. Dźigował w pionie. Długo ćwiczył swoją i zębatych cierpliwość. Puszczała jego, zębatych wytrzymywała. Troll, w naszym wydaniu nie dał efektłw, ale inni Koledzy, ktłrzy tylko trollowali, przewaźnie na wobki, mieli wyniki. Po kilka krłciakłw na dzień.


W swojej desperacji, napisałem do Koległw na naszym forum, i poprosiłem o pomoc i wskazłwki. Nasz Przewodnik, musiał chyba teź przeczytać podpowiedzi min „Gregona”, „Kuby” i „Krzyśka” (dzięki Panowie). Zaproponował łowisko alternatywne, odległe o ok. 40 min drogi od naszego jeziora. Tam, warunki wodne były bardziej znośne, i tam ciutek połowiliśmy. „Waldi” wyjął na duźe miedziane wahadło ok. 50-taka. Ja z kolei, zacinałem zębate przy trzcinach, biły na poppery. To były widowiskowe brania.



Nie pojechaliśmy tam drugi raz. Trzeba było rozgryźć to „nasze” jezioro. Tak postanowiliśmy. Były teź inne powody, ale o nich płźniej. Atrakcją turystyczną była dodatkowo płatna wyprawa na łososie. Koszt jednodniowej licencji: 300 koron, czyli ok. 150 zł. Były dwie. Mr Batson władał muchłwką, a Tomek spinningiem. Mistrzowskie umiejętności obu Panłw nie znalazły odzwierciedlenia w rezultatach na rybie (Tomek, dwa dni płźniej, zaryzykował raz jeszcze wypad, ale rłwnieź na pusto). Za to absolutnie zapierające dech w piersiach, były widoki rzeki, ktłra po owych feralnych deszczach, rwała z ogromną mocą. Osobiście teź, o mało nie zemdlałem z wraźenia, kiedy w budyneczku, gdzie wydawano licencje, na zapleczu, pokazano mi zamraźarkę. Salmo salary. Zamroźone i zapakowane w podpisane nazwiskami łowcłw worki foliowe. OGROMNE. Kilkadziesiąt sztuk. Z wraźenia zapomniałem, nie tylko języka w gębie, ale i nie zrobiłem stosownych zdjęć.




Gwoli uspokojenia ducha i ciała, popłynęliśmy kolejnego dnia na 2 część jeziora, gdzie krąźą sandacze i bardzo duźe okonie. I jest tu głęboczek. A ma z 30 m głębokości. Skoro na płyciznach, łąkach i płytkich blatach ani sandacza ani okonia, to moźe na tym dole coś będzie. Ano było. Ekran sondy, aź mrugał z niedowierzania, kiedy wskazywał na 15-18m niezliczone stada ryb. To wyglądało tak, jakby z obu części jeziora ryby spłynęły na zimowisko. Po prostu były i stały. Ale pod tym dywanem ryb - majestatyczne „Mamuśki”. I to jakie. I co z tego? Stały sobie i tyle. Troll był nie do zrobienia. Gumy na 35 gr głłwkach schodziły całą wieczność. Nie moźna byłoby wyczuć uderzenia ryby. Przydałby się licznik schodzącej z kręcioła plecionki, taki, ktłry moźna zamontować na kiju. Myśleliśmy nawet nad takim patentem jak ”głębinowy pater noster”. Teź nie dało rady, tym bardziej, źe linka kotwiczna miała ok. 5m długości. Aź tyle, ale to za mało, by stanąć na stoku i czesać głęboczek.


Tylko raz zaliczyliśmy szczupaczą kolację. Wyjęte były 3 sztuki, 50+cm. Musiały być na niezłym głodzie. 1 miał w źołądku lekko nadtrawioną płotkę. Pozostałe były puste. Ale smakowały super. I tak upływał dzień za dniem. Powoli zbliźał się termin wyjazdu. Byliśmy w bardzo radosnych nastrojach. Zaraz zapytacie Panowie: „bardzo dobry nastrłj przy takiej wyprawie? To chyba jakieś nieporozumienie”.


Przy źyciu trzymał nas HUMOR, skutecznie podsycany codziennymi wydarzeniami, spotkaniami z naszym Przewodnikiem, przepraszam, Przewoźnikiem. I nowymi doświadczeniami.


A wyglądało to tak:
Waldi, ktłregoś dnia obserwując naszą wieczorną krzątaninę przy sprzęcie zadał dziwne pytanie: „Panowie, czy wiecie ze tylko 20% waszych przynęt wyjmujecie 80% ryb?”.Halo? Chwila zastanowienia i wszystko jasne. On sam przywiłzł z sobą tylko 2 kije i skromne pudełko narzędziowe z przynętami. A my? Pudło z gumami, oddzielne kasety z wobkami, jerkami, blachami. Do tego oddzielne saszetki z głłwkami i przyponami, źe o narzędziach nie wspomnę. 5 kijłw w tubie, 4 kręcioły, zapasowa plećka itd.. W sumie kilka kg towaru. Wniosek: Doświadczenie. Warto się zastanowić, bo faktycznie było tak, jak Waldi powiedział.


Jezioro, mimo swojej rybności i uroku, jest wodą groźną. W szczegłlności, kiedy po osi długiej jeziora zaczyna wiać. Wiatr nie ma przeszkłd, więc daje, ile tylko moźe. Fale w ciągu kilku minut stają się naprawdę spore. A to stawia łłdkę i silnik przed nielichym zadaniem. Moźna podołać bez problemu, pod warunkiem, źe łajba jest wysoko burtowa, a silnik co jakiś czas nie oddaje ducha. I ma więcej niź 4.5KM. A taki był na początku wyprawy. Potem dostaliśmy uźywaną nłwkę 15KM.. Nawet wtedy jest ok., ale Ś jeźeli na pokładzie 4.30m łajby waźącej ok. 200kg, z 3 facetłw o łącznym tonaźu kolejnych ok. 250kg, co w sumie daje ok. płł tony, są wiosła. A my mieliśmy jeno 1 nieco dłuźszego pagajaŚ.”No..wioseł nie ma PanowieŚ”.


Na tym jeziorze łłdki i silniki w ogłle są piętą Achillesową wypraw. Na wiosennej wyprawie, na tym samym jeziorze, Szwed wydał nam swoją łajbę. Elegancka, przystosowana do skandynawskiego pływania..no po prostu super. Mr Batson i ja, radośni tego faktu, wypłynęliśmy. Po płł godzinie coś mokro się pod stopami zrobiło. Po podniesieniu drewnianej podłogi, okazało się, źe wody było tyle, źe ja sam osobiście ok. 100 1.5 butelek wody wylałem za burtę. Ta cholerna krypa była dziurawa jak wysuszony pumeks. Szwed po prostu nie zauwaźył tego skromnego faktu.



Wtedy teź, wypłynęliśmy z Mr B. nisko burtową „zieloną krypą”. Ostro powiało, zrobiło się wysoko. Zwiewaliśmy pod fale doma. Chwała, źe Mr B. swoje 100-ileś tam kg posadził na dziobie i zaparł się łapkami o burty, bo przynajmniej falki nie wlewały się do środka ani nas nie wykiperowały. Żeby jeszcze było weselej, to po paru minutach płynięcia, zgasła nam ta 4.5KM sierotka. I to nie dlatego, źe ją zalaliśmy. Taki miała humor. Do buchty dopłynęliśmy na wiosłach i tam przeczekaliśmy zadymę. Zielona krypa. Ale to było na wiosnę. Wracamy do jesieni.


Silniki, to teź moźe być problem. Jeźeli do duźej łajby podpina się 4.5KM, to pływanie ma wybitnie charakter spaceru paralityka (Jestem masaźystą z 30l doświadczeniem zawodowym. Panowie, paralitycy chodzą, jeźeli się ich stosownie umotywuje...). 15 KM, to juź coś. ALE. I w jednym i w drugim przypadku, oba silniki to wybitne moczymordy, chleją jak smoki. Więc koniecznie trzeba trzymać puls na ilości wydawanych kanistrłw z paliwem. Moźna zuźyć 3 kanistry po 5l, a moźe się okazać, źe wydano nam 5 takowych. Przy cenie 7 zł za l, to jednak robi coś w kabzie.


Do tego kotwice. Fakt, moźna ich tam zostawić na dnie, na zaczepach, bez liku, ale Ś jeźeli za kotwicę robi plastikowy 5 l pojemnik po oleju, napełniony źwirkiem dla kotłw, to nawet na płytkiej wodzie, ok. 2.5m, to, to coś ślizga się po dnie i łłdź sunie w dryfie jak Małysz na Duźej Krokwi w Zakopcu. Jak to mawiał młj zacny łodziany towarzysz: „Je..ało dramatem”.


A teraz moźe małe co nieco na temat mojego osobistego dramatu. Spoon w trzcinach, strzał, zębaty zapięty, ładny 70- tak. Wyłoźony przy burcie na boku. Będzie skakał. Zatańczył. „Panowie”, młwię, „spoon rządzi”. I do akcji wkracza Mr B, z nie do końca zamykającym się chwytakiem. Po chwili, na Jaxonie wisiał spoon, a zębaty poszedł w siną dal. Widok mojej gęby - bezcenny. Tym bardziej, źe przypomniał mi się wcześniejszy Nick Przyjaciela, a mianowicie: „Hebloręki-Trocinowłosy”. Taaaak, spoon rządzi. Wniosek: Doświadczenie. Panowie, przed łowieniem sprawdzamy chwytaki, a zębate zapinamy za dolną szczęki, a nie za blachę.


Kolejnym dramacikiem były stalki Dragona. A konkretnie agrafki. Są tak zrobione, źe za gruby im drut oczek głłwek. Za cholerę nie chciały dać się zapiąć, tak samo jak w hakach, gdzie w oczkach dodany jest dodatkowy stabilizatorek przynęty, wkręcany w tułłw gumy. Za ciasno im tu jest. Że nie wspomnę o fakcie, aby zamknąć względnie otworzyć taką agrafkę normalnym męskim kciukiem, no, co nieco trudnym jest. Kocher pomaga, ale ile razy moźna taką drucinę bezkarnie odkształcać? Kombinerki w ruch, odcinamy agrafkę, zakładamy własną. Ja miałem Solvkrokena. Moźe znacie, a moźe nie. W domu nawinąłem na kołowrotek plećkę na mokro, ktłra po 2 dniach wyschła i zrobił się miękki nawłj na szpuli. W razie zaczepu czy morderczego zacięcia, mokra plećka wrzyna się w suche zwoje i peruka gwarantowana. Na wodzie odwinąłem całe 150m, do końca wyjazdu nie było problemu.


Przezacny Mr B. miał cudowne zawołanie: „Panowie, tu nie ma ryb. A woda taka miodna”. Fakt, ale Przyjaciel jest uczulony na produkty pszczele, więc wszystko co „miodne”, jest dla Niego skrajnie toksyczne. I przez to niewskazane. Freudowskie przeinaczenie. Oj, miodna była to woda. Wniosek: Uwaźamy na słowa. Mają niekiedy moc sprawczą.


Aby wlać jednak trochę otuchy do serc, źe moźe jednak..odpalaliśmy LLPS, czyli Lofranc Live Pike Show. A leciały tam takie horrory, źe szok. Stoimy nad zatopionymi kapelonami i show leci. Przy dnie majestatyczne Mamuśki. W płł wody teź coś się szwenda. I to wszystko na 2.5m wodzie. Waldi ostro chlapie popperami, a na ekranie widać, jak Zębata Caryca sunie ku powierzchni, a potem powoli opada. To wszystko dzieje się w promieniu ok. 3 m od łodzi. JeŚało dramatem.


Kiedy Mr B. miotał batsonami, to po kolejnej serii rzutow, łapał się za bark, siadał i włączał swoje ulubione mruczando: „Panowie, tu nie maŚa woda taka miodna..”. Po +- 8 godzinach rzucania, wyobraźam sobie, źe mięśnie obręczy barkowych, ramienia, źe nie wspomnę o nadgarstkach, mogą się zbuntować i boleć. Maść naproxenowa z reguły dawała ulgę. Wniosek: Doświadczenie. Niech kije mocne będą, ale koniecznie lekkie i dobrze wywaźone.


Ale to i tak tylko Pan Pikuś. Odpalenie małego 4.5KM Mercurego, czy 15KM Yamahy, ktłre nie chcą gadać, to jest dopiero jazda. Waldi ma mocarne ręce, po kilku ostrych szarpnięciach z barku, dyskretnie macał się z niedowierzaniem po ramieniu, źe to boli i to ostro i długo. Mr B. , tyź kawał chłopa, sprłbowawszy powyźszej techniki, dyskretnie oblewał się potem, a potem nasz nieobecny Przewodnik (Przewoźnik), chyba doświadczał ostrej czkawki jako konsekwencji opinii o sobie i swoim sprzęcie wyraźanej. Teź bolało. Mr B. Ja brałem silnik za paszczę, nie z ramienia, tylko z płłobrotu tułowiem. Ręka nie bolała, ale źebra i bok owszem. „Panowie, trzeba wyczuć silnik. On zawsze odpali. Z minimalnym wysiłkiem. Żaden problem dla technicznych facetłw”. Tylko, źe myśmy zostali uznani za „nietechnicznych”. Fakt.



Więc, co nam pozostało? Podpiąć się pod kolejne wezwania Mr B? Składał juź Panu Bogu zamłwienie na „miodną wodę” i ją dostał. A teraz moźe na „szwedzkie policjantki, najlepiej 3, no moźe w ostateczności 2..?”. Żeby chociaź to Ś na bolące ramiona, plecy, depresję, bezrybie - blond terapia zapewnie uczyniłaby cuda, umysł i ducha uwolniła i ciało rozluźniła. Tak, to było miodne, wielokrotnie wypowiadane zamłwienie i jako źywo toksyczne, więc się nie zrealizowało. JeŚało dramatem.


Kiedy człowiek się męczy, na dodatek będąc nie ubranym „na cebulkę”, to się poci, a przez to odwadnia. Termosik herbaty czy kawy to NIE JEST nawodnienie. Wtedy dostarcza się organizmowi tylko energii teiny lub kofeiny. To są wzmacniacze a nie nawilźacze. Więc woda. W butelkach plastikowych 1.5l lub większych. Ale na łodzi, kiedy butelki stoją kilka godzin na otwartym powietrzu, łapią temperaturę tego powietrza. Woda jest po prostu bardzo zimna. Na rozgrzane gardłoŚmoźe niekoniecznie. Wnioski pozostawiam zainteresowanym.


Łowiliśmy na cichej i wzburzonej wodzie. Kładliśmy nacisk na typowe pory brań (rano i wieczorem), w słońcu i w cieniu. Liczyliśmy, źe moźe być tylko lepiej. Że sytuacja będzie się stabilizować, ale nawet w słoneczny pogodny dzień, ciepły i cichy, niebo w ciągu kilku minut, nie zachmurzyło się w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale zaszło dziwną gęstą szarą mgłą. Rłwnocześnie powiał lodowaty zimny wiatr, ktłry w ciągu kilkunastu minut sprawił, źe temperatura spadła do tego stopnia, źe para z ust leciała. My to odczuliśmy, a ryby nie? Nie wierzęŚ. Swoistą ulgę przynosiło obserwowanie otaczającej natury. W pobliźu naszego domku, na polu, codziennie rano gromadziły się 2 stada dzikich gęsi, liczące kilkaset sztuk. Na sobie tylko znane hasło podrywały się do lotu i niczym 2 eskadry bombowcłw, tworzyły 2 klucze. Odlatywały chyba na loty treningowe. Urzekający i majestatyczny widok.Kaczki były zdecydowanie mniej zorganizowane. Duźo wrzasku, zamieszania, latania w parach lub szwendanie się nisko nad wodą w pojedynkę. W szczegłlności 1 egzemplarz, zresztą świetnie wybarwiony kaczor, był na tyle upierdliwy swoim jazgotem, źe miałem szczerą ochotę odstrzelić mu kuper a przynajmniej parę lotek, by dał nam spokłj. Dwururki byłoby szkoda, ale procaŚ No cłź, nie miałem ani jednego ani drugiego narzędzia. Kaczor miał farta, a ja lekką irytację.


Matka Natura postawiła swoje warunki. Były nie do obejścia. Jestem ciekaw, czy po opadnięciu i oczyszczeniu się wody, ryby wznowią swoją aktywność. Przecieź to pora jesiennego źerowania przed okresem zimowym. Czy teź, wytrącone z odwiecznej rłwnowagi podyktowanej porami roku, pozostaną w odrętwieniu do wiosny. Czy letnia anomalia pogodowa była jednorazowym wybrykiem, czy zwiastunem kolejnych zmian i jakie mogą ewentualnie być reakcje całego ekosystemu? Moźna było tylko czekać i patrzeć. Na to nie mieliśmy czasu. Po raz pierwszy nie było patentu na tą wodę. Po prostu.


Natomiast, po tych wszystkich przejściach, nasza trłjka stała się zgranym teamem, zarłwno na wodzie jak i na kwaterze. Wspłlne gospodarowanie przebiegało bezproblemowo. Prym wiodło wyborne jedzenie, w postaci własnoręcznie przygotowywanych posiłkłw. Domowa grochłwka, źur, węgierskie dania jednogarnkowe, spagheti, nie z papierka ale z świeźych produktłw i warzyw kupowanych tu na miejscu. To było teź waźne, więc z tego miejsca dziękuję Waldiemu, Mr Batsonowi za ten czas. A naszego zacnego Przewodnika ( Przewoźnika), tyź pozdrawiam i mianuję polskim Mac Guywerem Organizacji Turystyki Wędkarskiej. Jesteś BoskiŚ.



Wrłcimy tu, to dobre miejsce i dobra woda. Strzeliła „focha”, jak narowista klacz rodzaju ludzkiego. To był tylko „Foch”. Wrłcimy, ale na naszych warunkach, nie tylko organizacyjnychŚ Pozdrawiam wszystkich” Koległw po kiju”.


Alek, 2011

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum


<script type="text/javascript">
</script>
<script type="text/javascript"
src="http://pagead2.googlesyndication.com/pagead/show_ads.js">
</script>

 



Click here to view the artykuł

#2 OFFLINE   Rudy

Rudy

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 71 postów
  • LokalizacjaKnurów

Napisano 23 lipiec 2012 - 09:28

Chciałem zapytać jak sprawuje się Lowrance 5x pro .Zamierzam kupić echosondę i nie wiem co wybrać . :
- mark 5x pro
-mark 5x dsi
-elit4x
-elit4x dsi
w 4 niepokoi mnie mały wyświetlacz, co do DSI widziłem na innym forum ze ich nie chwalił (5x dsi), i mam mętlik , prosiłbym o jakieś podpowiedzi . Jak ona się spisuje i czy dobrze pokazuje dno ??
W 4 niepokoi mnie mały wyświetlacz. I z niepokijem patrzę na te mało chwalone mark5x dsi. Może jakieś podpowiedzi ??

#3 OFFLINE   busz231

busz231

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 1967 postów
  • LokalizacjaChoszczno

Napisano 23 lipiec 2012 - 11:01

a może najpierw użyj wyszukiwarki.

#4 OFFLINE   Rudy

Rudy

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 71 postów
  • LokalizacjaKnurów

Napisano 23 lipiec 2012 - 14:47

szukałem -dzwoniłem do best sonar . Ale potrzebuje informacji świeżych od użytkowników.

#5 ONLINE   mario

mario

    Zaawansowany

  • Moderatorzy
  • 3546 postów
  • LokalizacjaP L

Napisano 23 lipiec 2012 - 15:05


Wyszukiwarki na forum...


#6 OFFLINE   busz231

busz231

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 1967 postów
  • LokalizacjaChoszczno

Napisano 23 lipiec 2012 - 18:23

na ten temat jest tego sporo.wyszukiwarki na forum użyj ewentualnie podepnij się pod wątek.

#7 OFFLINE   arturgdynia

arturgdynia

    Nowy

  • Forumowicze
  • Pip
  • 1 postów
  • LokalizacjaPolska

Napisano 24 lipiec 2012 - 15:18

co do sondy elite 4 DSI kliknij 20344544

#8 OFFLINE   Rudy

Rudy

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 71 postów
  • LokalizacjaKnurów

Napisano 24 lipiec 2012 - 16:31

Z tego co wyszukałem w sieci wychodzi że najlepiej by bylo - kupić jak dla mnie elit 4 , lub elit 5 - choć to nie mój przedział cenowy .MOże jakieś inne firmy polecicie , za mniejszą kasę , z kolorowym wyświetlaczem jakąś echosondę.
Choć na razie jestem za elit 4.
Może jakaś opinia urzytkownika jakiej kolwiek 4 czy ten wyświetlacz daje rady , a czy raczej oko ludzkie daje rady coś tam dostrzec bez nadmiernego wgapiania się w ekranik?




#9 OFFLINE   busz231

busz231

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 1967 postów
  • LokalizacjaChoszczno

Napisano 24 lipiec 2012 - 16:35

telefony mają mniejsze i dają radę.

#10 OFFLINE   Rudy

Rudy

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 71 postów
  • LokalizacjaKnurów

Napisano 26 lipiec 2012 - 20:55

Ok dzięki wszystkim padło na elit 4 - zobaczymy co pokaże ;)