Sami wiecie jak to jest z wiarą (tfu, znowu się mnie "stare duchy" czepiają ), kiedy przekonani o słuszności swoich założeń wędkujemy takim zestawem który "musi" sukces przynieść .
Pewien jestem iż, omija mnie sporo bo żyłkę do wszelakich zastosowań wyeliminowałem z zasobów. Na nieszczęście swoje w trakcie tej drogi raz jeszcze spróbowałem. Kupiłem żyłkę "najdroższą,najcieńszą i najmocniejszą na świecie" .Marki "celowo" nie pamiętam .
W efekcie kilku godzin "przekonania że, jednak"..wyszedłem z wody bardziej ociekając złością niż strugą w której brodziłem .
Wiem że, akurat tego dnia nie pomogłaby plecionka a jednak...
Jest w tym coś, co w jakiś niewiadomy sposób "ustawia" nas od samego początku.
Nie ważne, żyłka czy plecionka przy założeniu że "na pstrąga idziemy" z zachowaniem przynajmniej minimum wymaganego sprzętu i mocnym (do końca) nastawieniem .
Sytuacje które Joker opisał...czy zdarzają się "co drugi dzień?" .
Na to nie bardzo możemy liczyć , rybi amok najczęściej jest naszym gorącym życzeniem w momencie zamykania (po cichu) drzwi samochodu .
Nad rzeką mamy do dyspozycji parę godzin, wiosenny już poranek i parę chwil na decyzje.
Warto w "nowej rzece" po roztopach, powodziach i innych nawałnicach ryzykować wychuchane przynęty zawieszone na wątłym nylonie? .
Może warto, na tym też polega wędkarstwo . I tak te "największe" pstrągi zadrwią z nas po to byśmy znowu po nie wrócili .