Bierzemy imadła i jedziemy na pajki nad jezioro
Użytkownik ezehiel edytował ten post 26 maj 2017 - 08:02
Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.
Napisano 26 maj 2017 - 07:54
Użytkownik ezehiel edytował ten post 26 maj 2017 - 08:02
Napisano 26 maj 2017 - 13:17
Wczoraj byłem ale tylko przez chwilę może 30min... Jakoś weny nie było... Więc wolałem zwinąć się od razu. Macie tak czasami?
Wysłane z mojego Sony Xperia za po?=
To moze kolegę mijałem za Gdańskim?
Bo widzialem wlasnie osobnika, który przyszedł rzucił 5razy i poszedł
No wczoraj bryndza generalnie, ja godzina rzucania i jeden okoń ok 20cm na zielono-czerwoną gumę relaxa.
Napisano 26 maj 2017 - 13:34
koledzy czy uzywacie na naszej Wisełce blaszek, obrotówek? mam je w swoim pudełeczku, sa równiez gumki z ktorych najczesciej korzystam, jednak czasem założe wlaasnie wirówki.
Czy to nie strata czasu, jesli sie go ma nie za wiele? Kiedys tam wyjalem niemalego szczupaka na Wiselce ale to bylo dawno, jak to jest z waszymi wynikami na obrotówki?
Czy na Wiśle głownie gumy i wobki rządzą..Do woblerów w oogle nie jestem przekonany nie potrafie chyba nimi łowić, tym bardziej ze jest sporo zaczepów w wodzie i łatwo urwać a tanie to niej.
Dlatego rzucam głownie gumkami roznej maści, do tej pory były na tej przynecie najlepsze efekty rowniez, jednak chyba trzeba sie probowac przestawic na woblery, bo widzę ze sporo z Was ma extra efekty na 7-9cm przynety.
Napisano 26 maj 2017 - 13:36
No nie do Gdańskiego to miałem spory kawałek :-)To moze kolegę mijałem za Gdańskim?
Bo widzialem wlasnie osobnika, który przyszedł rzucił 5razy i poszedł
No wczoraj bryndza generalnie, ja godzina rzucania i jeden okoń ok 20cm na zielono-czerwoną gumę relaxa.
Napisano 26 maj 2017 - 17:03
Napisano 26 maj 2017 - 17:04
Napisano 26 maj 2017 - 17:18
Warto też pamiętać o prowadzeniu takowej obrotówki wachlarzem
Napisano 26 maj 2017 - 20:04
Napisano 27 maj 2017 - 10:42
Napisano 27 maj 2017 - 13:21
Ja też dziś byłem pochodzić jedno dziecko bolenia na Hermesa widać było sporo ataków boleni.
Napisano 27 maj 2017 - 15:12
To moze kolegę mijałem za Gdańskim?
Bo widzialem wlasnie osobnika, który przyszedł rzucił 5razy i poszedł
No wczoraj bryndza generalnie, ja godzina rzucania i jeden okoń ok 20cm na zielono-czerwoną gumę relaxa.
Napisano 27 maj 2017 - 18:21
Panowie, w naszej Wiśle pływają potwory !!!
Dziś nie mogłem być gdzie indziej jak tylko na „swoim” sektorze. Stan 150 cm na wodowskazie, to dla mnie idealna woda. Znając każdy kamień na tym odcinku, można pięknie się pobawić. Nastawienie na dziś – szukam kleni, jazi i może bolków. W ręku Daiwa 3-18, żyłeczka 0,20 i RedArc4000. Pierwsze rzuty za klenio-jaziem i nic. Na powierzchni aktywności brak. Drobnica oczkuje, ptaszki ćwierkają, słoneczko świeci, woda płynie i jest dużo bardziej przejrzysta niż we wtorek. Po kilkudziesięciu rzutach jestem na miejscówce, gdzie mam swój PB boleniowy, a przy obecnym poziomie wody jest tu idealnie. Małe zakole, ostry nurt, potężne głazy pod wodą, więc woda buzuje. Zakładam większego woblerka (KC Lure Score'5 Cyclop) i zaczynam obławiać miejscówkę. Rzucam ok. 30 min, mija mnie sympatyczny wędkarz i zajmuje miejscówkę ok. 40 m ode mnie w dół rzeki. Po kilkunastu następnych minutach mam branie, nie, nie branie… mam UDERZENIE POCIĄGU. W odległości ok. 5m od moich butów nad głazami jakiś potwór łyka Cyclopa i …. odjeżdża ze stacji. Kierunek – Praga. I nic, absolutnie nic nie jestem w stanie zrobić, żeby ten pociąg zatrzymać. Trochę wierzga, trochę marudzi, ale jedzie gdzie chce. Po dokręceniu hamulca na maxa wędka gnie się jak wierzbowa witka, a pociąg lekko zwalnia, bardzo lekko. Po wyciągnięciu ok. 30-40m żyłki pociąg się zatrzymuje na ułamek sekundy na mojej wysokości w ostrym nurcie i … wraca w kierunku brzegu. Gdy dopływa do niego, jest na wysokości sympatycznego wędkarza. Macham do kolegi, żeby mi pomógł. Biegnie do mnie, bierze podbierak i w tym momencie żarty się kończą. Odjazd na zabetonowanym hamulcu jest taki, że mało nie wyrywa mi wędki… i … luz. Jak to ku.wa luz ? Zwijam żyłkę, na końcu wisi wobler i nic nie wskazuje na to, że przed chwilą bawił się nim potwór. Trzęsę się cały, adrenalina buzuje, kolega się uśmiecha. Chwilę rozmawiamy, żegnamy się i …analiza. Siedzę i rozmyślam. Już prawie się nie trzęsę. Co trzeba zrobić, żeby zatrzymać taki pociąg, w takim miejscu. Sprzęt, głowa i mięśnie. No cóż… wędka – nie ta moc; żyłka – przecież wytrzymała, chociaż to właśnie o nią najbardziej się bałem, ale lepiej mieć coś mocniejszego, niestety nie dziś, plecionki na drugiej szpuli jest tylko 50-60m; kołowrotek (hamulec)- hmmm, mocniejszego nie mam. Jedyne co mogę zrobić, to zmienić wędkę. Głowy nie zmienię, a i mięśni nie wyczaruję w kilka chwil Mam za to w samochodzie mocniejszą Daiwę 10-40. Czy jest sens ? …Wściekły jestem, o tak. Ale sens jest. Idę, daleko nie jest. Wracam z „mocniejszą” wędką na miejscówkę, zbroję się i … rzucam. Jak się domyślacie, to nie koniec historii, tak, tak, potem wydarzyło się coś co wywaliło mnie z butów. Po kilkunastu minutach zmieniam miejscówkę, schodzę w dół, następna to „typowa miejscówka kleniowa”, więc próbuję rzucać małymi woblerami, ale ten kijek nie jest do takich przynęt. Trochę topornie to idzie, ładowania żadnego, ale od biedy można dorzucić w wybrane miejsce. Za sztywny jest na te maleństwa, ale rzucam. Schodzę jeszcze w dół. Bez sensu rzucać maluchami. Zakładam bliźniaka Cycylopa (5cm ok.7g) i obławiam kamieniste blaciki, tu nurt już nie jest taki ostry ale mocno pofałdowany. Jeden blat pusty, przy drugim zatrzymuję się dłużej, znam to miejsce bardzo dobrze, wiem gdzie blacik ma kanty, jak spadają, gdzie są większe kamienie. Miejsce to zyskało ostatnio ozdobę, powalony przy brzegu konar, który zatrzymał sporo gałęzi i innego „eco” syfu. Blacik jest w górę od tego konara i można sięgnąć krawędzi blatu „od nurtu”, a było to kluczowe, by poczuć ….UDERZENIE POCIĄGU !!! Tak, dejavu, połknięcie i odjazd ze stacji, ale teraz jestem zdeterminowany, żeby to pociąg przyjechał do mnie Hamulec dokręcam do bólu, wędka trzeszczy, jeszcze nikt w ten sposób jej nie wyginał… Pociąg stoi…i sapie, dyszy i dmucha… tzn. ja, dyszę i sapię, ale MAM GO, prawie…. Ruszam do ataku, nie mogę dać mu chwili, żeby się zorientował, że ja to ja, siłowo, raz, raz, raaaaaz, ale dwa już nie. Mamy pat. Ale trzymam go. Nie odjeżdża. Chwilę to trwa, wreszcie pociąg chyba się namyślił… odjazd. Ucieka, ale powoli. Zaczyna go ściągać do brzegu… o cholera, w kierunku tego konara, oż ku…..wa, nie dam rady go podciągnąć. ATAK, raaaaaz, dwaaaaa, raaaaaz, dwaaaaa, przyciągam go, naprawdę, odzyskuję żyłkę, jeszcze 1-2m i będzie przed konarem, raz, dwa, już, już, już … i tu krótki odjazd na bocznicę…. i żyłka zahacza za ostatnią gałąź, która mogła narobić bałaganu….i narobiła.
Zobaczyłem tylko płetwę ogonową… WIELKĄ płetwę ogonową Pani Basi, Matki wszystkich BAŚ.
Pozdrawiam Was.
Napisano 27 maj 2017 - 18:37
Napisano 27 maj 2017 - 19:09
Napisano 27 maj 2017 - 20:52
Kris fajna przygoda i kolorowo opisana.
Jednak wrzucę w temat troszku szarości . Biorąc pod uwagę że łowiłeś na wobler powierzchniowy typowo boleniowy i porę roku , to jest mocno prawdopodobne , że trafiłeś na tarlisko i brzany były podhaczone.
Napisano 27 maj 2017 - 21:15
Kris fajna przygoda i kolorowo opisana.
Jednak wrzucę w temat troszku szarości . Biorąc pod uwagę że łowiłeś na wobler powierzchniowy typowo boleniowy i porę roku , to jest mocno prawdopodobne , że trafiłeś na tarlisko i brzany były podhaczone.
I to by tłumaczyło siłę i nieprzewidywalność odjazdów...
ale opis - mega
Napisano 27 maj 2017 - 21:57
Kris fajna przygoda i kolorowo opisana.
Jednak wrzucę w temat troszku szarości . Biorąc pod uwagę że łowiłeś na wobler powierzchniowy typowo boleniowy i porę roku , to jest mocno prawdopodobne , że trafiłeś na tarlisko i brzany były podhaczone.
Piotr, myślałem o tym intensywnie.
Analiza.
W pierwszym przypadku (braniu) wobler ściągałem już wzdłuż brzegu, nad głazami, atak (1,5m od brzegu, a 5m ode mnie) ewidentny od tyłu i wrażenia z odjazdu jak przy "gębowym" kontakcie. Nie mam 100% pewności, że tu była baśka. Czy Bolek mógłby tak odjechać ?
W drugim przypadku, branie/zahaczenie (?) nastąpiło na krawędzi blatu, wobler rzucany za krawędź blatu, przeprowadzany przez krawędź na napiętej lince i BAM. W momencie kontaktu linka była tylko napięta, nie zwijana. Wrażenie też raczej "gębowe". Przed samym wejściem ryby w gałęzie widziałem wejście żyłki do wody i cielsko (falę), która była za woblerem, ale czy miała go w otworze gębowy, czy w okolicy tego nie wiem. Nie wyciągnąłem jej, wtedy miałbym pewność.
Mam nadzieję, że krzywda jej się nie stała (kotwice bezzadziorowe ).
Pozdrawiam
K.
Napisano 29 maj 2017 - 07:13
Sympatyczny wędkarz pozdrawia
Jeszcze je dopadniesz, do zobaczenia nad wodą
Panowie, w naszej Wiśle pływają potwory !!!
Dziś nie mogłem być gdzie indziej jak tylko na „swoim” sektorze. Stan 150 cm na wodowskazie, to dla mnie idealna woda. Znając każdy kamień na tym odcinku, można pięknie się pobawić. Nastawienie na dziś – szukam kleni, jazi i może bolków. W ręku Daiwa 3-18, żyłeczka 0,20 i RedArc4000. Pierwsze rzuty za klenio-jaziem i nic. Na powierzchni aktywności brak. Drobnica oczkuje, ptaszki ćwierkają, słoneczko świeci, woda płynie i jest dużo bardziej przejrzysta niż we wtorek. Po kilkudziesięciu rzutach jestem na miejscówce, gdzie mam swój PB boleniowy, a przy obecnym poziomie wody jest tu idealnie. Małe zakole, ostry nurt, potężne głazy pod wodą, więc woda buzuje. Zakładam większego woblerka (KC Lure Score'5 Cyclop) i zaczynam obławiać miejscówkę. Rzucam ok. 30 min, mija mnie sympatyczny wędkarz i zajmuje miejscówkę ok. 40 m ode mnie w dół rzeki. Po kilkunastu następnych minutach mam branie, nie, nie branie… mam UDERZENIE POCIĄGU. W odległości ok. 5m od moich butów nad głazami jakiś potwór łyka Cyclopa i …. odjeżdża ze stacji. Kierunek – Praga. I nic, absolutnie nic nie jestem w stanie zrobić, żeby ten pociąg zatrzymać. Trochę wierzga, trochę marudzi, ale jedzie gdzie chce. Po dokręceniu hamulca na maxa wędka gnie się jak wierzbowa witka, a pociąg lekko zwalnia, bardzo lekko. Po wyciągnięciu ok. 30-40m żyłki pociąg się zatrzymuje na ułamek sekundy na mojej wysokości w ostrym nurcie i … wraca w kierunku brzegu. Gdy dopływa do niego, jest na wysokości sympatycznego wędkarza. Macham do kolegi, żeby mi pomógł. Biegnie do mnie, bierze podbierak i w tym momencie żarty się kończą. Odjazd na zabetonowanym hamulcu jest taki, że mało nie wyrywa mi wędki… i … luz. Jak to ku.wa luz ? Zwijam żyłkę, na końcu wisi wobler i nic nie wskazuje na to, że przed chwilą bawił się nim potwór. Trzęsę się cały, adrenalina buzuje, kolega się uśmiecha. Chwilę rozmawiamy, żegnamy się i …analiza. Siedzę i rozmyślam. Już prawie się nie trzęsę. Co trzeba zrobić, żeby zatrzymać taki pociąg, w takim miejscu. Sprzęt, głowa i mięśnie. No cóż… wędka – nie ta moc; żyłka – przecież wytrzymała, chociaż to właśnie o nią najbardziej się bałem, ale lepiej mieć coś mocniejszego, niestety nie dziś, plecionki na drugiej szpuli jest tylko 50-60m; kołowrotek (hamulec)- hmmm, mocniejszego nie mam. Jedyne co mogę zrobić, to zmienić wędkę. Głowy nie zmienię, a i mięśni nie wyczaruję w kilka chwil Mam za to w samochodzie mocniejszą Daiwę 10-40. Czy jest sens ? …Wściekły jestem, o tak. Ale sens jest. Idę, daleko nie jest. Wracam z „mocniejszą” wędką na miejscówkę, zbroję się i … rzucam. Jak się domyślacie, to nie koniec historii, tak, tak, potem wydarzyło się coś co wywaliło mnie z butów. Po kilkunastu minutach zmieniam miejscówkę, schodzę w dół, następna to „typowa miejscówka kleniowa”, więc próbuję rzucać małymi woblerami, ale ten kijek nie jest do takich przynęt. Trochę topornie to idzie, ładowania żadnego, ale od biedy można dorzucić w wybrane miejsce. Za sztywny jest na te maleństwa, ale rzucam. Schodzę jeszcze w dół. Bez sensu rzucać maluchami. Zakładam bliźniaka Cycylopa (5cm ok.7g) i obławiam kamieniste blaciki, tu nurt już nie jest taki ostry ale mocno pofałdowany. Jeden blat pusty, przy drugim zatrzymuję się dłużej, znam to miejsce bardzo dobrze, wiem gdzie blacik ma kanty, jak spadają, gdzie są większe kamienie. Miejsce to zyskało ostatnio ozdobę, powalony przy brzegu konar, który zatrzymał sporo gałęzi i innego „eco” syfu. Blacik jest w górę od tego konara i można sięgnąć krawędzi blatu „od nurtu”, a było to kluczowe, by poczuć ….UDERZENIE POCIĄGU !!! Tak, dejavu, połknięcie i odjazd ze stacji, ale teraz jestem zdeterminowany, żeby to pociąg przyjechał do mnie Hamulec dokręcam do bólu, wędka trzeszczy, jeszcze nikt w ten sposób jej nie wyginał… Pociąg stoi…i sapie, dyszy i dmucha… tzn. ja, dyszę i sapię, ale MAM GO, prawie…. Ruszam do ataku, nie mogę dać mu chwili, żeby się zorientował, że ja to ja, siłowo, raz, raz, raaaaaz, ale dwa już nie. Mamy pat. Ale trzymam go. Nie odjeżdża. Chwilę to trwa, wreszcie pociąg chyba się namyślił… odjazd. Ucieka, ale powoli. Zaczyna go ściągać do brzegu… o cholera, w kierunku tego konara, oż ku…..wa, nie dam rady go podciągnąć. ATAK, raaaaaz, dwaaaaa, raaaaaz, dwaaaaa, przyciągam go, naprawdę, odzyskuję żyłkę, jeszcze 1-2m i będzie przed konarem, raz, dwa, już, już, już … i tu krótki odjazd na bocznicę…. i żyłka zahacza za ostatnią gałąź, która mogła narobić bałaganu….i narobiła.
Zobaczyłem tylko płetwę ogonową… WIELKĄ płetwę ogonową Pani Basi, Matki wszystkich BAŚ.
Pozdrawiam Was.
Napisano 29 maj 2017 - 13:48
Z doświadczenia wiem że te dziwne brania, hole, odjazdy, murowania przeważnie dotyczą sumów lub najechanych ryb, niekoniecznie dużych. Najeżdżałem ryby różnych gatunków, leszczy, brzan, boleni, też sumów i ryba która się wydawała potężna okazywała się często średnio wyrośniętym osobnikiem. Prawidłowo zapięte potwory przy boleniowaniu przeważnie okazywały się sumami, najczęściej do 120cm. Nawet ostatnio holowałem jednego jegomościa który wypiął się przy podbieraniu, choć biorąc pod uwagę okres nawet się ucieszyłem że nie musiałem brudzić rąk śluzem. Na pewno tego typu przeżycia wywołują duże emocje bo pokazują że jeszcze są ładne ryby w naszej rzece .
Użytkownik wujek edytował ten post 29 maj 2017 - 14:47
Napisano 29 maj 2017 - 19:33
0 użytkowników, 10 gości, 0 anonimowych