Moja żona jest na 100% anty, całą duszą.
Nie dość, że z egoistycznych pobudek męczę ryby, budzę ją wcześnie rano w sobotę i niedzielę, to jeszcze smrodzę w domu, kiedy smażę jakiegoś kupnego sandacza.
Do tego nad rzeką jest nudno i co by ona tam robiła, jeszcze te kleszcze i komary.
Cholerne ryby!!!
Ale powoli, po 4 latach małżeństwa dochodzą do niej słowa mojej mamy i siostry, że z "rybami nie wygrasz". Ostatkiem sił próbuje walczyć, ale już chyba wie, że jest to walka z wiatrakami, że nie wygra, tak jak nie wyleje wiadrem wody z Wisły.
Ja podchodzę spokojnie, córka już przekabacona.
Wie jak tupać w łódce, bawi się gazetami wędkarskimi oraz gumami szczupakowymi (ostatnio kupiłem jej kilka dużych gum, m.in. westinów od Wujka). Ma też kilka RH i woblerów głowacicowych bez kotwic.
Zawsze, jak dostanie jakąś nową przynętę, biegnie pochwalić się do mamy i macha jej przed głową "gumową, obślizgłą rybą". Widok bezcenny!!!
To samo zrobię z synem i każde wakacje będziemy spędzać nad wodą
Użytkownik korol edytował ten post 24 lipiec 2018 - 08:16