Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

[Artykuł] Jerkbait Prezentuje: Moja Przygoda Z Rodbuildingiem – Odcinek 1


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1 OFFLINE   remek

remek

    Administrator

  • Administratorzy
  • 26625 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Remek

Napisano 02 październik 2012 - 13:57

Portal jerkbait.pl od początku swojego istnienia stara się promować ideę rodbuildingu. W poprzednich sezonach nasi Użytkownicy mieli możliwość poznania propozycji pracowni rodbuilderskich w ramach cyklu „Rodbuilderzy prezentują” ale rodbuilding ma różne oblicza – niekoniecznie komercyjne. Może stanowić po prostu hobby, pasję równorzędną z wędkarstwem. I właśnie amatorów – pasjonatów rodbuilingu chcielibyśmy zaprezentować w nowym cyklu zatytułowanym „moja przygoda z rodbuildingiem”. Dobry zwyczaj nakazuje zacząć od siebie, od własnego podwórka – zatem w odcinku pierwszym opowieść naszego redakcyjnego kolegi Gumofilca. Mam nadzieję, że zachęceni tym przykładem chwycą za pióro i aparat fotograficzny inni miłośnicy konstrukcji wędek.

Friko, 2009

Jakie były moje początki rodbuildingu, co zadecydowało, że skierowałem swoje kroki w tym kierunku? Cóż…powodów było i jest kilka... Najważniejszym jest to, że na podstawie moich spostrzeżeń dość wymagający wędkarz nie znajdzie raczej na rynku odpowiedniego dla siebie narzędzia do łowienia ryb.

Innym powodem, dla którego zainteresowałem się szerzej rodbuildingiem jest to, że moje drogi skrzyżowały się z Jerkbaitem, który od początku swojego istnienia kładł nacisk na dążenie do posługiwania się sprzętem dopracowanym, dostosowanym do wymagań wędkarza, któremu chodzi o coś więcej niż okazjonalne moczenie kija.

Z drugiej strony podkreślam, że słowo „dopracowany” nie oznacza koniecznie kija astronomicznie drogiego…raczej chodzi tu o znalezienie określonych walorów użytkowych. No a te, w zależności od wędkarskich sytuacji wymagają szczególnego podejścia. Pociąga to za sobą konkretne wybory sprzętowe, w których czasem udaje się pójście na kompromis ekonomiczny, innym razem okaże się to niewykonalne.



No i w tym miejscu wypływa chyba najważniejsze…..takie na własny domysł, bez indoktrynacji specjalistów, grzebanie w blankach owocuje z reguły pomysłami najbardziej dla siebie trafionymi. Każda bowiem wizja kija, niejako „sprzedana” przez rodbuildera ma zawsze jedną cechę wspólną – powstaje ona w umyśle rodbuildera a nie wędkarza…choć nieraz chcemy wierzyć, że było inaczej.


To wędkarz najlepiej wie, jakiego kija potrzebuje….choć najcześciej nie umie tego opisać słowami. Niestety a może stety duża oferta markowych producentów oferuje różnorodność rozwiązań, których najczęściej nijak nie da się przyrównać do kolorowej półki sklepowej. Innymi słowy skąd wędkarz ma wiedzieć czego szukać, skoro najczęściej buduje swoje doświadczenia na sprzęcie masowym? Stąd najciekawszym rozwiązaniem (kolejny argument za rodbuildingiem) jest przejście na samodzielny montaż wędzisk.


Prace nad kolejnym pomysłem



Być może początkowo zbyt małe rozeznanie w ofercie spowoduje większy galimatias odnośnie wyboru blanku, ale nikt nie zagwarantuje również 100% zadowolonych przypadku wyboru dokonanego przez rodbuildera zawodowego.


Nie bez znaczenia jest również aspekt ekonomiczny…składając sami możemy pokusić się o znacznie większą ilość posiadanych wędek. Jest to najzupełniej zrozumiałe, bo przecież nikt nie złoży nam wędki za darmo….jest to całkiem sporo pracy i to hand made, więc musi kosztować.



Innym powodem rozpoczęcia prac nad rodbuildingiem było to, że nie ma ludzi w równym stopniu znających się na właściwościach blanków, jak i na łowieniu. To prowadzi do wyborów niekonwencjonalnych, dostosowanych ściśle do metody czy nawet konkretnego miejsca. Mam na myśli zwłaszcza np. takie gatunki jak brzana czy sum, jak i inne sytuacje gdzie w łowienie trzeba zainwestować dużo czasu. Tego czasu nie może mieć dobry zawodowy rodbuilder, w przeciwnym wypadku nie miałby czasu na wykonywanie swojej pracy.

Osobiście mam bardzo sprecyzowane wytyczne odnośnie budowy wędek, najważniejsze z nich to takie, że każdy ich element jest przemyślany pod kątem w miarę uniwersalnego łowienia ryb. Dlatego niektórym moje wędki mogą się wydać prostackie, pozbawione wartości wyższego rzędu.


Kijki bez ozdóbek


Uchwyt



No bo raczej nie znajdzie się tam wymyślnych rękojeści, rezonansów bądź podwójnych rezonansów, ozdóbek, pazłotek, pierdółek… Chodzi o zrobienie wędki spełniającej kryteria przydatności do łowienia. Wiadomo, że wędek całkiem uniwersalnych nie ma, chodzi tutaj jednak o to, żeby zawęzić posiadaną ich ilość. Nie chodzi, w moim przekonaniu o to, żeby mnożyć ich liczbę ponad rzeczywiste potrzeby, ponieważ to będzie już skręcać w stronę kolekcjonerstwa i oddalać od meritum czyli wędkarstwa.


„Jeden pierścień by wszystkimi rządzić, jeden by wszystkie odnależć, jeden by wszystkie zwołać i w ciemności złączyć”



Kilka niezbędnych kijków


Największą przeszkodą na drodze „uniwersalności” wędek jest ich długość, wiadomo że trudno jest operować, obławiając różne miejsca, na dużej rzece, wędką krótszą niż 2,7m. Ta sama wędka w małej rzeczce może być kulą u nogi z powodu konfliktowości, pomimo że moc obu i ciężar wyrzutu będą podobne. Poza tym im mniejsza długość, tym z reguły mniejsza możliwa rozpiętość gramatury używanych przynęt…..z kolei znaczna długość to większy ciężar, większa podatność na podmuchy wiatru, w konsekwencji większa siła działająca na nadgarstek. Inne „wytyczne” podejmuję się prześledzić już tylko na przykładach…….i tak, nie założę metalowego uchwytu na kołowrotek bo jak zrobi się zimno będzie on niezbyt przyjemny, poza tym taki uchwyt, pomimo że drogi i posiada dodatkową nakrętkę mocującą, lubi się odkręcać podczas łowienia. Nie założę gałki, nawet z drewna baobabu lecz gałkę gumową, bo to ułatwi mi zachowanie ciszy nad wodą i pomoże, jak będę miał możliwość powalczyć z jakąś dużą rybą. Nie będę stronił od piankowych Gripów, ponieważ bywają dużo tańsze od korka, a spełniaja dobrze a nieraz lepiej (słona woda) to samo zadanie.


Będę przy zbrojeniu trzymał się bliżej przelotek z wkładem Hardloy niż Gold Cermet, bowiem praktyka dnia codziennego dowodzi, że set w/w przelotek + szczytowa SiC, jest wystarczający i najczęściej przeżywa blank.



Z samego gadania niewiele wychodzi….przybliżę wiec może, jak konkretnie i praktycznie podszedłem do zagadnienia, żeby finalnie dojść do wyniku w postaci gotowego wędziska. Zakładając, że już dokonałem wyboru blanku, następnym krokiem będzie wejście w posiadanie rodwrapera (ja nazywam to kręciołkiem). Umożliwi on wykonanie nicianych omotek ze stałym, określonym naciągiem nici na całej długości nawoju.


Kręciołek





Umożliwi również równomierne nałożenie lakieru.




Są oczywiście oferowane, niejednokrotnie dość rozbudowane, wielofunkcyjne urządzenia tego typu. Jednak są dość drogie…..chyba, że ktoś zamierza wyprodukować dużą liczbę modeli, wówczas koszt mu się „zamortyzuje”.

Na swoje potrzeby postanowiłem wyprodukować taką maszynkę ze „złomu”, dokupując jedynie regulator siły naciągu coraz imadełko, które jest dość specyficzne i ciężko je czymś zastąpić. Pojawiło się dużo problemów, głównie związanych z osiągnięciem odpowiedniej liczby obrotów i przypuszczam, że rozsądniej było poświęcić te ~300$ i kupić gotowca.

Jeśli chodzi o wejście w posiadanie komponentów, służących bezpośrednio do budowy wędki, to trzeba przed zakupem mieć już przemyślaną budowę. Na dobrą sprawę, żeby nie pchać się w niepotrzebne koszty, należy mieć sprecyzowany projekt: rodzaj i ilość przelotek, wielkość i rodzaj uchwytu pod kołowrotek, materiał (korek lub pianka) na rękojeść. Nawet taki pierdół, jak gałka może sprawić kłopot , np. z powodu niezbyt pasującej średnicy.


Należy się liczyć, zwłaszcza biorąc się za pierwsze wędzisko, że nie zawsze trafi się z komponentami. Sytuacją idealną jest posiadać zestaw różnych komponentów i przymierzać je fizycznie do blanku. Jest to możliwe, gdy planujemy budowę kilku wędek. Akurat ja nie miałem dużych problemów z wyborem, najpierw bowiem „przerzuciłem” trochę wędek poskładanych w pracowniach. Tutaj ukłon w stronę Irka Matuszewskiego i Piotra Strzeszewskiego (Fishing Center), gdzie miałem możliwość „macania” zarówno gotowych wędek, jak i blanków. Przy okazji tworzenia przez Friko artykułów o rodbuildingu pomogli mi też rozwiać niektóre wątpliwości, na jakie człowiek jest zawsze narażony rozpoczynając pracę.

Podziękowania również dla Friko, z którym przesiedzieliśmy ładnych parę godzin nad zamówieniami komponentów i rodbuildingowymi przymiarkami. Gdyby mnie nie dopingował, prawdopodobnie by też nie powstał rodwraper, nad którym spędziłem bardzo dużo czasu.




Tych, którzy będą mieli chęć spróbować rodbuildingu nie będę czarował, jest to całkiem sporo pracy. Jednak satysfakcja ze złowienia ryby na własnoręcznie wykonane wędzisko jest nieporównywalna.

Gumofilc, 2009

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum



Click here to view the artykuł




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych