Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

[Artykuł] Vertical For Zander – Czyli Rozmowa Z Verticalfanatics


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1 OFFLINE   remek

remek

    Administrator

  • Administratorzy
  • 26625 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Remek

Napisano 03 październik 2012 - 00:26

Serdecznie witamy na stronie www.jerkbait.pl. Na samym początku chciałbym wszystkim wam podziękować za czas, który poświęciliście dla nas odpowiadając na pytania forumowiczów. Jak już wiecie, metoda wertykalna jest w Polsce zabroniona (oprócz łowienia spod lodu) i w zasadzie jej tajniki nie są znane u nas w kraju. Dlatego cieszymy się bardzo, że odkrywacie przed nami tajniki metod stosowanych w innych zakątkach świata. No OK, posłuchajmy co macie do powiedzenia.


Jigga: Cześć Pitt, chętnie poświęcimy Wam czas i odpowiemy na pytania!


Minden: Piękne pozdrowienia dla Polski i halo dla wszystkich userów jerkbait.pl ... Na początku chciałbym krótko powiedzieć, że łowienie wertykalne jest jedną z wielu metod i nie jest techniką taką, że ryby same wskakują do łodzi. Posiada ona swoje własne blaski i zalety w porównaniu z innymi technikami prezentacji przynęty. Dryf łodzią i odrobina szczęścia, moment czucia twardego brania, przy którym wędka prawie z ręki wypada, sprawiają wiele przyjemności. Kto łowil wertykalnie i przy tym dobrze połowił, ten jest starcony i zainfekowany wirusem na dobre ... Brania są tutaj po prostu genialnie bezpośrednie!



Dennis: 3 lata temu byłem po raz pierwszy na wyprawie, na której łowiłem wertykalnie. Wcześniej nie uwierzyłbym, że istnieje taka efektywna metoda połowu sandacza. Moje wcześniejsze doświadczenia polegały na łowieniu na trupka, klasyczne, stacjonarne, nocne zasiadki na 2 wędki. Wyniki typu 2 ryby na noc, to było już całkiem dobrze. Moje pierwsze doświadczenia z połowem wertykalnym postawiło mój sandaczowy świat do góry nogami. Najbardziej dla mnie fascynujący jest fakt bliskości ryby i bezpośredniego kontaktu z drapieżnikiem i wabikiem. Często dzieli nas tylko kilka metrów od przynęty i dlatego brania są tak eksplodujaco twarde, że potrafią dosłownie wstrząsnąć!


Christoph: Halo Pitt. Jako łowca drapieżników miałem możliwość zdobycia pierwszych doświadczeń wertykalnych, podczas zdobywania pierwszych doświadczeń przy ... połowie z łodzi. Wcześniej łowilem z brzegu, nad Renem. Tam też złapałem mojego, jak dotąd, największego sandacza. Miał całe 98 cm. Pomimo, że wertykalnie łowię tylko sporadycznie, to mam nadzieję, że będę mógł Waszym użytkownikom sprzedać trochę wiedzy i odpowiedzieć na to czy inne pytanie.


Pitt: Kilka pytań o wyposażeniu. Co powinien lub musi mieć wędkarz chcący, z dużym sukcesem, łowić wertykalnie? Echosondę? Silnik elektryczny? Kamerę podwodną? A może wszystkie te rzeczy?


Jigga: No więc, najważniejsza jest oczywiście łódka. Dalej echosonda, żeby wiedzieć jaka jest glębokość, struktura dna i temperaura wody. Dodatkowy silnik elektryczny to duża przewaga. Daje się wprawdzie bez echa ale na nowych i nie znanych łowiskach to straszna mordęga.


Minden: Aby połowy wertykalne uprawiać skutecznie, potrzebujemy łodzi, która w zasadzie jest bazą dalszych poczynań. Dalej, konieczny jest silnik spalinowy, żeby móc się szybko i skutecznie przemieszczać po łowisku. Często ryb trzeba szukać po całym łowisku. Niekiedy tam gdzie ryby stały wczoraj będzie pustynia i ... oczywiście na odwrót. Aby rozpoznać miejscówki (kanty, dołki, rynny i inne nierówności w strukturze dna) potrzebujemy echosondy, która jest niesamowicie pomocna i która ekstremalnie skraca czas poszukiwań rokujących w ryby miejscówek. Aby je skutecznie obłowić dobrze mieć na łodzi silnik elektryczny. Tutaj chciałbym powiedzieć, że posiadnie 5 metrowego Trackera, z 90-cio konnym silnikiem, elektromotorem na pilota i dwoma, kolorowymi, 15 calowymi monitorami od dwóch echosond i ... i ... jest wprawdzie fajne ale niekonieczne. Wystarczy mała, stabilna łódka, dobrze ustawiona echosonda i mały silnik elektryczny. High-tech jest wprawdzie super ale umiejętności, których się nie da kupić, są ważniejsze. Pamiętajcie, że łódka musi gabarytami odpowiadać łowisku! Temat bezpieczeństwa na łodzi jest bardzo ważny i nie należy go bagatelizować!


Dennis: Z całą pewnością łódź z silnikiem elektrycznym i echosonda są bardzo ważne. Ale nie wszędzie są konieczne. Jeżeli mamy szansę wertykalnego przeszukania ścian kanału, to możemy to zrobić na piechotę i z brzegu. Tutaj nie tylko technika prezentacji przynęty jest taka sama ale także nasze wyposażenie. Krótkie, twarde wędki, kolowrotki z bardzo dobrym hamulcem. Klasyczne przynęty no-action są tak samo skuteczne jak typowe kopyta.


Christoph: Im więcej wyposażenia wędkarz posiada, tym lepiej może się dostosować do panujących warunków ale przy tych wszystkich zabawkach nie powinien zapominać o wędkowaniu. Do wertykalnego połowu potrzebna jest łódź, e-silnik, echo, GPS i/albo bojki do zaznaczania miejscówek ... no i oczywiście odpowiednia wędka z kołowrotkiem! Kamery itp. ustrojstwa są miłe ale nie potrzebne.


Pitt: Nowoczesna elektronika i łowienie wertykalne wydają się być nierozłączne, ale nie każdy z wędkarzy używa ich w takim samym stopniu, jak to wygląda u was?


Jigga: Ja używam starego Humminbirda. Głębokość jest podawana w metrach i najmniejszą częścią podziałki jest właśnie metr. To bardzo mało informacji a jednak mi one wystarczają. Na echu szukam dziur, uskoków i rynien. Nie szukam ryb tylko poznaję strukturę dna, zwłaszcza w zimie.


Minden: Wypowiem się w stosunku do mojego ‘domowego' łowiska, które w porównaniu z innymi, charatreyzuje się słabym rybostanem. Echosondy używam do rozpoznania struktury dna. Jasne, że sierpy motywują do obłowienia miejscówki (co też robię) ale niestety nigdy nie wiemy, czy sierpy to sandacze, okonie, płocie czy leszcze ... i to, że widzimy ryby, nie oznacza wcale, że będą brały. Często miałem brania w miejscach bez sierpów na echu i często schodziłem o kiju z miescówki wybrukowanej potencjalnymi rybami ... niemniej jednak są też sytuacje, kiedy widzimy elektroniczne sierpy i łapiemy sandacze.


Dennis: Aby poznać nowe łowiska echosonda jest niezbędna. Dzięki elektronice oszczędzamy niebywałe ilości czasu i paliwa. Na znanych wodach spoglądamy na echo, ale struktury miejscówek są nam znane, w takim przypadku chętnie patrzę gdzie jest moja prznęta. Chcę się w zasadzie tylko upewnić, czy wszystko jest OK.


Christoph: Echosonda jest bardzo ważna. Aby znaleźć kanty, uskoki, głębokie rynny i ryby. Także twardość dna daje nam ważne wskazówki o miejscu pobytu drapieżników.


Pitt: Jak ustawiacie echosondę? Które parametry i odczyty są naprawdę ważne?


Jigga: Jak już wspominałem, moje echo to staroć, który daje mi zerowe szanse zmiany ustawień. Głębokość i temperatura wody muszą mi wystarczyć.


Minden: Ja jestem ten raczej leniwy i w moim łowisku nie szukam sierpów. Echo ustawiam tak, żebym mógł rozpoznawać ewentualne sierpy ale najważniejszymi parametrami są dla mnie: głębokość, struktura dna i temperatura wody ... to wszystko przy jak najmniejszej ilości zakłóceń na ekranie echosondy.


Dennis: Greyline jest dla mnie najważniejszym parametrem na ekranie echosondy. Zawsze ustawiam moje echo tak, żeby greyline była bardzo wyraźnie widoczna. Sandacze lubią twarde dno i przy odpowiednim ustawieniu elektroniki, można bardzo szybko stwierdzić jak twarde jest dno na danej miejscówce. W zimie ważna jest temperatura wody. Nie wszędzie (na tym samym łowisku) mamy taką samą temperaturę wody i minimalne różnice często decydują o sukcesie lub porażce. Latem ważną jest termoklina. Kiedy mocniej ustawimy czułość naszego echa, to często rozpoznamy termoklinę, ale to można zrobić tylko na lepszych aparatach.


Christoph: Tutaj jestem totalnie leniwy, wszystko zostawiam na automacie mojego Lowrance LMS.


Pitt: Łowienie wertykalne jest bardzo precyzyjną techniką wędkarską. Tu chyba nie bedzie żadnych dyskusji ... natomiast w tym kontekście nasuwa się pytanie o tackle. Jakich wędek i kołowrotków używacie. Dlaczego właśnie tych?


Jigga: Używam Rozemeijera Vertical Jigging' o długości 1.80 m i c.w. 22 gram. Ta wędka prezentuje dobry stosunek ceny do jakości i pozwala mi na skuteczne połowy na głebkościach do około 10 metrów. Jeżeli chodzi o wędki, to preferuję akcję szybką i czułe szczytówki, abym mógł zarejestrować nawet najdelikatniejsze skubnięcia. Kołowrotek jest dla mnie ma drugorzędne znaczenie. Ważny jest hamulec. Musi być po prostu miękki i oddawać linkę natychmiast, bez blokowania itp. Latem często łowimy na 2 metrach i w takiej sytuacji linka musi dobrze schodzić z hamulca!


Minden: No więc ja osobiście, nie uważam tej techiki za super finezyjną. Wiele osób
twierdzi, że należy lowić możliwie delikatnie – tu mają na myśli ciężar główek jigowych. Ja używam główek od 21 do ca. 30 gram, w zależności od łowiska, dlatego moja wędka jest relatywnie sztywna i twarda. Moja wędka ma z reguły około 180-200 cm długości i c.w. 15-30 gram. Jak dla mnie powinna być dobrze wyważona, tak dobrze jak się tylko da. To czy wędka ma akcję szczytowa lub paraboliczną jest
kwestią osobistych preferencji. Sam wolę sztywne kije. Kołowrotek to zwykle Shimano #1000 z plecionką Stroft o mocy 6 kg. Najważniejszy jest tak czy siak hamulec!


Dennis: Przez cały rok używam SPRO Henk Simonsz Godfather eXterme. Ta wędka pozwala mi na najlepzsy kontakt z przynętą w łowiskach płytkich jak i w takich o głębokościach około 10 metrów. Próbowałem różnych wędek, m.in. z regału Rozemiejer i SPRO, ale Godfather pasuje mi najlepiej. Mój kołowrotek to RedArc 10100. Marka kołowrotka jest moim zdaniem drugorzędna, to co się liczy, to bardzo dobry hamulec walki.


Christoph: Łowienie wertykalne wygląda na nudnie zajęcie i łatwe ale tak nie jest. Ta technika potrafi zmęczyć wędkarza doszczętnie, zwłaszcza kiedy używany sprzęt nie jest dobrze wyważony i lekki. Sam preferuję szybkie kije, takie jak SPRO Godfather, do tego dobry kołowrotek w rozmiarze 1000 – 2500 (lubię Shimano). Jako linki stosuję Tuf Linę XP 10 lb albo 4-ro kilowego Strofta. Cienkie linki są niezbędne, ponieważ musimy zminimalizować nacisk nurtu na linkę. Zawsze stosuję miękki przypon stalowy lub tytanowy.


Pitt: Które czynniki przy łowieniu wertykalnym określają jak i gdzie łowić?


Jigga: W rzekach szukam głównie odpowiednich klatek i zakos, portów, głębokich ścian w kanałach i innych miejsc, w których monotonna struktura dna załamuje się. W takich miejscach zaczynam zwykle od głębszych dołków, na kantach napływu lub załamania się nurtu. Dryft znosi mnie samoczynnie a ja staram się go korygować przy pomocy e-silnika. Jeżeli mam branie, to krążę wokół danego spotu precyzyjnie obławiając każdy metr. W zimie obławiam kilka jezior. Zanim jednak zdecyduję się gdzie uderzyć, staram się rozważyć wszystkie za i przeciw. Szukam jezior nie głębszych niż 11-12 metrów. Tutaj mogę spokojnie łowić, bez strachu o dobro holowanej ryby. Dekompresja staje się niebezpieczna (i jest częściej spotykana) dla/wśród ryb holowanych z głębokości wiekszych niż 10 m. W jeziorach zaczynam od ujść rzek, które zazwyczaj osiągają około 6 m głębokości aby systematycznie przejść w głębsze regiony łowiska. Jeżeli taki zbiornik ma specyficzną strukturę z dołkami i kantami, to zaczynam od razu w takich miejscach.


Minden: Klasyczny spot wertykalny, według mnie, nie istnieje. Przez cały rok można łowić na wodzie od 1 do 12 metrów. W czasie całego roku sandacze stoją w różnych miejscach, dlatego też można je poławiać na różnych głębokościach. Z tego powodu też główną różnicą będzie głębokość sandaczowych miejscówek ale nie ich struktura.


Dennis: Według mnie, w pierwszej kolejnści pora roku decyduje o tym gdzie. Ale w prosty sposób można powiedzieć, że załamanie struktury jest głównym czynnikiem wyboru miejscówki. To może być kamień na dnie jeziora, którego ukształtowanie burzy monotonną wannę. Albo kanty i załamania lub dołki. W takich miejscach najszybciej znajdziemy sandacze.


Christoph: Dobry spot to naważniejsze kryterium na drodze do sukcesu. Trudno będzie wszystko wyliczyć: pory roku, temperatura, uciąg i wiele więcej czynników determinuje gdzie szukać drapieżników. Nie zapominajmy też o ich pożywieniu, którego sandacze szukają i na które polują.


Pitt: Pójdźmy kawałek dalej. Jak różne są te kryteria latem, jesienią i zimą?


Jigga: Zachowanie i zwyczaje sandacza są kluczowe i powinniśmy sobie je wyobrazić jako ... obieg lub ciągle powtarzającą się cyrkulację. Po tarle spotykamy liczne sandacze przy ujściach rzek lub w pobliskich klatkach. Te ryby powróciły, po tarle w jeziorach, do rzek. Teraz możemy przeżyć prawdziwie wielkie momenty, pod warunkiem, że znajdziemy ryby. Im bardziej w stronę gorącego lata, tym bardziej rozprzestrzenione są nasze ryby i ciągną od klatki do klatki szukajc pokarmu. Teraz musimy dużo pływać i szukać. Obłowienie jednej czy dwóch klatek nie wystarczy. Obławiam wszystkie i całe klatki bardzo systematycznie, najchętniej te leżące na zewnętrznej zakrętu rzeki. Tutaj mamy mocniejszyszy uciag i co za tym idzie większe natlenienie, co z kolei jest bardzo ważne dla ryb. Okna czasowe, pobierania pokarmu, przesuwają się na późniejsze godziny, mam na myśli te odcinki łowiska, które są mocno porośnięte ... być może ma to coś wspólnego z fotosyntezą i natlenieniem wody. W nocy rośliny zużywają tlen, w dzień produkują go coraz więcej, do tego dochodzi wzmożony ruch statków i barek. Często mieliśmy najlepsze brania pomiędzy 9:00 a 13:00 i następne dopiero późnym wieczorem. Im bliżej jesieni, tym mniej małych sandaczy atakuje nasze przynęty, ich średnia wielkość zwiększa się a liczba złowionych ryb zmniejsza się. Dni stają się coraz krótsze a sandacze przesuwają się ponownie w kierunku ujść rzek do jezior i samych jezior, szukając swoich zimowych kwater. To czas przejścia z łowienia rzecznego na jeziorowe. Tutaj głównym czynnikiem jest temperatura. Od około 10°C startuję połowy w jeziorach aż do momentu, kiedy w wodach stojących mam więcej brań niż w rzekach. Co oczywiście nie oznacza, że zimą w rzekach, nie ma sandaczy. Są, oczywiście i to z reguły te lepsze egzemplarze. Po okresie ochronnym obieg zamyka się i zaczyna od nowa.


Minden: Im bliżej lata tym bardziej rzeka i nurt. Zimą, sandacze, ciągną do jezior aby położyć się na dnie, w tych najgłębszych miejscach. Rzeczne sandacze można oczywiście łowić też zimą, ale latem jestem bardziej zmotywowany do połowów w rzece niż w wodzie stojącej. W ogóle łowienie rzeczne jest według mnie bardziej pasonujace, łowienie z nurtem, napływaniem, szukaniem klatek. Jest to dla mnie po prostu ciekawsze niż obławianie jezior.


Dennis: Latem ważne jest znalezienie takich miejsc, w których woda ma dużo ruchu, takich, gdzie ryby dostają dużo tlenu. Przy tym lepsze są, w takim wypadku i o tej porze roku, miejsca płytkie. To tutaj polują drapieżniki. Łowienie na dużych głębokościach, o tej porze roku, nie przynosi wiele ryb. Zimą sprawa wygląda odwrotnie. Metabolizm ryb zwalnia i sandacze żrą tylko tyle ile muszą, oszczędzając energię. Drapieżniki emigrują w spokojne i głębokie miejsca, takie jak starorzecza, porty lub jeziora.


Christoph: Także w tym przypadku można napisać książkę. Generalnie: im zimniej, tym głębiej stoją sandacze, bez różnicy czy w rzece czy też w wodzie stojącej. To samo dotyczy nasłonecznienia. Im ciemniej na dworze (lub im bardziej trącona woda), tym płyciej możemy łapać ... ale nie ma tutaj reguły.


Pitt: Czy są jakieś większe i istotne różnice przy wyborze miejscówek nad dużymi rzekami i zbiornikami zaporowymi? Jeżeli tak, to jakie?


Jigga: Niestety, nie moge na ten temat zbyt dużo powiedzieć. Obławiam, tylko i wyłącznie, holenderskie rzeki i połączone z nimi wyrobiska. W zbionikach zaporowych nie zebrałem żadnych doświadczeń. Na Caspe łowiliśmy wertykalne sandały pomiędzy drzewami oliwnymi, w pobliżu brzegu ale także w pół wody, mając 30 metrów pod kilem ... i to trollingując.


Minden: Dobre pytanie ... następne pytanie. Jeszcze nigdy nie lowilem w zbioniku zaporowym.


Christoph: Ponieważ większość rzek nie jest tak głęboka jak jeziora, znajdujemy w nich sandacze o wiele płyciej. Wydaje mi się, że sandacze rzeczne są znacznie aktywniejsze, niż te ze stałych zbiorników wodnych.


Pitt: Jakie są prawidłowe sposoby napływania na konkretne miejscówki? Czy wogóle istnieje coś takiego jak prawidłowy sposób napływania na miejscówki?


Jigga: Jako przykład podam ujście sporej rzeki do jeziora. Startuję po wewnętrznej stronie, z uciagiem i daję łodzi dryfować w kierunku ujścia i na zewnętrzną stronę, tam gdzie napieranie wody na brzeg jest najmocniejsze. Dla lepszego zobrazowania sytuacji, gdyby to był przelew, to dałbym łodzi dryfować z napływu, przez cały przelew aż do zapływu. Te obydwa miejsca obławiam bardzo dokładnie, krążąc nad nimi łodzią i dryfujac w stronę ujścia. Na środku samego ujścia mamy długą i głęboką rynnę, która prowadzi aż do samego jeziora. To bardzo interesujące miejsce, dno opada tutaj z 3 – 4 m na 6 około metrów. Staram się łowić z płytkiej wody wpływając na głębszą i ze słońca w cień. Najpierw obławiam uskok, później samą rynnę i na samym końcu obławiam drugi kant, prowadząc wabik z głębokiego w płytkie. Cały czas steruje e-silnikiem. Prąd napierający w kierunku brzegu narzucał tutaj sporo kamieni, te z kolei załamują uciag i tworzą piękne warkocze. To następna interesujaca miejscówka ... na jednej i tej samej miejscówce. Obławiam ją bardzo dokładnie, w dryfie, w kierunku zapływu. Teraz pozwalam łodzi – i sobie – trochę odpocząć, dryfuję z prądem wstecznym na środek ujścia i w kierunku jeziora. Tutaj często mamy kolejny uskok, to jest rzeczywiste ujście rzeki do jeziora, więc często mamy tutaj różnicę 2 – 3 metrów głębokości. Oczywiście trzeba to także wykorzystać i obłowić cały uskok, płynąc wzdłuż kantu, najłatwiej jest dać się znieść prądowi i tylko korygując e-silnikiem pozycję łodzi. Powtarzam to kilka razy i ustalam pozycje największych skupisk sandaczy, chętnych do współpracy. Następnie koncentruję się na najlepszych spotach. Teraz jest mi zasadniczo bez różnicy w jaki sposób dryfuję. Ryby znalazłem a te z kolei zagryzają moje wabiki. Tą technikę obławiania w dryfie wypracowałem sobie z dwóch powodów: chcę obłowić jak najwięcej małych miejscówek w kierunku ujścia i równocześnie zaoszczędzić tyle prądu dla e-silnika, ile się tylko da. Jeżeli obławiam spory dołek na jeziorze, to daję się spychać wiatrowi z płytkiego na głębokie, czasami hamuje e-silnikiem, spowalniając dryf. Po przejściu nad dołkiem, zawracam na pozycję wyjściową i powtarzam całą procedurę. Jeżeli wiatr jest słaby, to staram się nad taką miejscówką krążyć.


Minden: Spójrzmy na to ze strony technicznej. Silnik elektryczny możemy zamontować na dziobie lub na rufie. Co w zasadzie nie robi wielkiej różnicy. Ale weźmy np. montowanie na rufie ... na rzece lub jeziorze można wykorzystać e-silnik jako hamulec i nie tyko kontrolować dryf ale też jego szybkość, tzn. rufa stoi w wietrze lub uciągu a my dodając gazu, pod prąd lub pod wiatr, hamujemy szybkość spływu. Albo używamy silnika do tzw. back trolla, czyli płyniemy tyłem (jak autem na wstecznym biegu) pod prąd lub pod wiatr i w ten sposób bardzo spowalniamy dryf i umożliwiamy sobie bardzo dokładne sterowanie łodzią i co za tym idzie, dokładne obłowienie miejscówek. To właśnie sterowanie łodzią i trzymanie kursu jest największym wyzwaniem przy połowach wertykalnych. To jest po prostu ektremalnie ważne! Kontrola łodzi jest wszystkim w tym sporcie! Bez GPS jest dosyć trudno napływać na tą samą miejscówke i ją dokładnie obłowić. Tutaj możemy sobie w prosty sposób pomóc, używając bojek do zaznaczenia pozycji naszego spotu.


Dennis: Do szybkiego znajdowania miejscówek potrzebujemy dobry silnik spalinowy. Kiedy już jesteśmy w odpowiednim miejscu, na scenę wkracza e-silnik. To dzięki niemu jesteśmy w stanie precyzyjnie przesuwać się nad miejscówką, odpowiednio szybko lub wolno. Z jego pomocą możemy obłowić każdy jeden uskok, każdy jeden napływ lub zaplyw, każdy warkocz i dołek ... najważniejsza jest precyzja i prędkość z jaką to robimy.


Christoph: W jaki sposób dotrzemy na miejscowke jest w zasadzie drugorzędne ... tak długo jak nie musimy do niej płynąć wpalw. Najtrudniejsze jest utrzymanie łodzi na miejscówce. Precyzyjny dryf, z zachowaniem odpowiedniej prędkości, jest wielkim wyzwaniem i wymaga sporego doświadczenia. Uciąg i wiatr wcale nam tego zadania nie będą ułatwiały i dlatego tak ważny jest odpowiedni dobór silnika elektrycznego.


Pitt: Czy stosujecie metodę wertykalna do lokalizowania ryb? Czy zaczynacie tak łowić dopiero po zlokalizowaniu sandaczy?


Jigga: Ja zaczynam od razu wertykalnie ... w zasadzie wszędzie i zawsze. Np. ostatniego lata zacząłem prezentować wabik już na metrze wody i miałem ogromną ilość brań. Tego dnia sandacze stały na 1-2 metrach. Nigdy bym tego nie wiedział, gdybym pojechał według schematu F czy też 0815. Jeżeli nie mam kontaktu z rybą, to obrzucam szybko okolicę łodzi i testuję czy być może ryby preferują bardziej aktywnie prowadzone przynęty. Jeżeli tak nie jest, to szukam następnej miejscówki.


Minden: Kiedy jestem na zamierzonym miejscu, to zawsze szukam wedkując ... w najlepszym przypadku udaje mi się w ten sposób ... zlokalizować ryby.


Dennis: Jeżeli jesteśmy na znanych nam łowiskach, to oczywiście zaczynamy od miejscówek, na których już coś złapalismy. W takim przypadku orientujemy się na podstawie odczytu struktury dna a mniej na ilości sierpów pokazujących się na wyświetlaczu echa.


Christoph: Na samym początku wyprawy mam już wyobrażenie, gdzie, na danym łowisku, przy danej pogodzie i panujących warunkach, mogę się spodziewać drapieżników. Potem szukam ryb wędkując ... zawsze.


Pitt: Czy próbujecie (i czy to wogóle działa) prowokowania pojedynczej, dużej ryby, namierzonej na echosondzie?


Jigga: Nie uważam, że to sensowne ... docelowe polawianie ryb z wyświetlacza echosondy? Nie! Nie znam nikogo, kto byłby w stanie określić gatunek ryby, na podstawie sierpa pokazujacego się na echosondzie. Być może prezentujemy właśnie gumę dużemu karpiowi? Ale łowiąc na dużych, głębokich i klarownych wodach, kiedy widzimy ogromne ławice bialorybu a pod nimi pojedyncze sierpy, możemy się śmiało spodziewać, że to drapieżniki polujace lub pilnujące swojego następnego posiłku. W takim przypadku sensowne może być opuszczenie dużego wabika pod pysk takiej ryby ... ale szczerze mówiąc, jeszcze nigdy nie złowilem w ten sposób żadnego godnego uwagi sandacza.


Minden: Zawsze próbuję tak robić, ale udało się tylko raz. Nigdy nie wiem, co oznacza ten sierp, więc nie ma sensu obławiac dużego leszcza, 12 cm gumą, przez 30 minut i dziwić się, że jeszcze nie zagryzł. Dlatego nie tracę zbyt dużo czasu na polowanie na elektroniczną rybę-sierp.


Dennis: Nie. Już częściej próbowaliśmy tej sztuczki na Möhnesee. Ale jak dotąd się nie udało. Pewnie są jakieś wyjątki ale według mnie są to (i tak zostanie ) wyjątki.


Christoph: Tak, to funkcjonuje, ale nie koniecznie z dużymi rybami. Lepiej powiedziawszy, trudno odgadnąć jak duża i jaka to ryba, tylko na podstawie sygnału z echosondy. Jeżeli mamy wyraźne sierpy to oczywiście powinniśmy spróbować je złapać i czasami to się udaje ... jednakże największe złapane sandacze były i są nadal niewidoczne na wyświetlaczu echosondy.


Pitt: Jeśli widać aktywność ryb w toni to czy próbujecie wertykalnie łowić w pół wody, czy wówczas zmieniacie metodę (np. na trolling) ?


Jigga: No więc trolling to całkiem niezła możliwość do poznania wody ale nie każdy to lubi. Ja np. w tamtym roku, miałem dobre doświadczenia z jerkami. Ale w tym przypadku nie mogę powiedzieć czy ryby oderwały się od gruntu czy też polowaly w pół wody. O zmierzchu sandacze polują blisko powierzchni i sensowne jest podawanie przynęt pracujących płytko. Smukłe woblery 10-12 cm długości lub lekkie gumy w granicach 15 cm podawane w okolicach raf i na przelewach skutkowało częstymi braniami. Często też stawaliśmy na końcu ostrogi i podawaliśmy płytko pracujące przynęty, wzdłuż kamieni. Mieliśmy sporo dobrych brań.


Minden: Zauważyłem to po raz pierwszy przy okoniach ... one nie zawsze leżą na dnie. Łowilem drop-shotem, na około 1m a kolega wertykalnie na samym gruncie. Ja miałem mnóstwo brań a on nic. Po tym jak podniósł swoje przynęty na około jeden metr nad grunt, zaczęły się brania i łapanie garbusów. Jeżeli stwierdzimy coś takiego, to drop-shot jest faktycznie dobrą alternatywą ... ale więcej niż 1.5 m ponad "ołowiem" jeszcze nie drop-shotowałem. Jeżeli sandacze stoją w pół wody, to faktycznie są lepsze metody niż prezentacja wertykalna.


Dennis: Jigowanie. Wędka wertykalna idzie w uchwyt a do ręki kij pod gumy.


Christoph: W takim przypadku natychmiast sięgam po woblery.


Pitt: Jak bardzo grubość plecionki wpływa na głębokość jaką udaje się osiągnąć, prowadząc przynętę w pionie i wedkując na zbiorniku z przepływem wody?


Jigga: To bardzo ważny i decydujący aspekt. Ja używam plecionki Strofta o wytrzymałości 3.8 kg i jestem bardzo zadowolony. Kolega, który raz ze mna pływał, miał też Strofta ale 8 kilowego. Przy głębokości 7 metrów lowił bardzo daleko za łodzią, żeby mieć wogóle jakikolwiek, kontakt z gruntem! Płaskie linki, które są w przekroju jak tasiemka, dają taki sam efekt ... efekt żagla.


Minden: Bezpośredniego porównania jeszcze nie miałem, ponieważ moje łowiska są raczej płytkie. Jeziora do 9 metrów a rzeki do maks. 4 metrów głębokości. Dlatego, dla mnie to, żaden dramatyczny temat i używam 6 kilowej plecionki Stroft. Ogólnie jest jednak tak, że im grubszy sznur, tym większy opór w wodzie, tym cięższą główkę jigową potrzebujemy, abyśmy mogli faktycznie łowić wertykalnie, czyli w pionie. Przy następnej zmianie linki przechodzę na plecionke 4 kilową.


Dennis: To ważny punkt. Im grubszy sznur, tym większy nacisk wody na linkę. To oznacza, że przy użyciu 8 kilowej linki będę miał problemy z uciągiem, bez różnicy czy w jeziorze czy też w rzece i nie będę mógł prawidłowo zaprezentować mojej przynęty. Dlatego też używam 4 kilogramowej plecionki. Dzięki temu mogę używać trochę lżejszych jigow i jednocześnie nadal być pionowo pod łodzią i łowić podręcznikowo.


Christoph: Prędkość dryfu, uciag, głębokość wody ... to wszystko ma wpływ (mechaniczny) na linkę. Dlatego im cieńsza plecionka, tym lepszy kontakt z przynętą.


Pitt: Jakie radzicie stosować środki ostrożności przy holu sandaczy z dużych głębokości (tak by ryba mogła zostać wypuszczona)?


(Głębokość złowienia i dekompresja - U ryb złowionych i szybko wyholowanych z głębokiej wody, mogą powstać obrażenia wywołane dekompresją. Dekompresja może spowodować rozszerzenie się pęcherza pławnego lub zatory gazowe i krwawienia co w konsekwencji powoduje śmierć ryby. Źródło: internet, przyp. Autor)


Jigga: W moich oczach, sandacze złapane głębiej niż 12 metrów, to przypadki kuchenne. Wypuszczenie tych ryb jest praktycznie niemożliwe. Oczywiście, jest szansa, że ryby przeżyją, ale większość z nich takiego wędkowania nie przetrwa. Osobiście nie łowię głębiej niż 12 metrów aby zaoszczędzić rybom dekompresji i męczącej śmierci. Dlatego, zwłaszcza zimą, powinniśmy zwracać uwagę na to, gdzie łowimy i na jakich głębokościach.


Minden: Trudny i specyficzny temat. Co zrobić by uniknąć nieprzyjemnych sytuacji? To proste. Nie łowić za głęboko!!! Jeżeli zimą jesteśmy na wodzie z miejscami o głębokości, powiedzmy 20 – 25 m, to powinniśmy takie spoty omijać. Sam szukam miejsc do maks. głębokości do około 12 m ... a i to już może być bardzo krytyczne. Kiedy mam zahaczoną rybę, na powiedzmy 9 metrach, to holoję ją bardzo powoli ale i w takim przypadku może dojść do dekompresji. Wielu wędkarzy uważa a nawet publikuje to na łamach prasy, że powolne hole i wrzucanie ryb 'dużym łukiem' do wody niweluje dekompresję. To jest według mnie, bardzo nieodpowiedzialne! Kiedy słyszę i czytam o połowach na 15 lub 30 metrach to robi mi się niedobrze. C&R nie polega na bezmyślnym wypuszczaniu każdej złapanej ryby, bez względu na jej stan, C&R powinno służyć zachowaniu równowagi i zasobności rybostanu naszych wód.


Dennis: Przede wszystkim nie łowić głębiej niż 10-11 m. Ja wyszukuję łowiska zimowe w ten sposób, żebym nie musiał się martwić o ich głębokość. W ten sposób minimalizujemy niebezpieczeństwo dekompresji u ryb. Pewnie, że nawet holując z 8 metrów może się coś stać ... ale pewnie dużo rzadziej, niż holując z 14 metrów. Czy powolne hole lub specjalne techniki wypuszczania ryb poprawiają sytuację? Śmiem twierdzić, że nie.


Christoph: Omijać głębokie łowiska i głębokie miejscówki! Nawet jak sandacze stoją poniżej 15 metrów i tylko na takiej głębokości, to powinniśmy dać rybom spokój. Moja osobista granica to 12 metrów, głębiej nie schodzę. Ryby powinniśmy holować powoli. Sandacz powinien dostać szansę wyrównania ciśnienia. Szybko wypuszczczać i w żadnym wypadku nie przetrzymywać ryb, np. w lifewellu.


Pitt: Jak szeroki wachlarz przynęt stosujecie? Czy tylko typowe gumki o delikatnej pracy? Może jigi (siersciowe lub z piórami)? Czy używacie przynęty twarde (rattliny)?


Jigga: Rat-L-Trapa już próbowałem ale bez specjalnych rezultatów. Najczęściej używam gum typu no-action, także latem. Tu i tam zwykłe kopyto da lepszy efekt ... ale tylko w nie które dni. Powiedzmy, że w 70% używam no-action shads i w 30% normalnych gum (prezentując je także wertykalnie).


Minden: Jak na razie używam tylko gum. Inne przynęty są z całą pewnością dobrą alternatywą ale jeszcze nie miałem okazji ich przetestować. Używając gum używam i jednych, tych klasycznych gum z kopytem na ogonie, jak i no-action shads. Ostatnio łowię... chyba nawet... trochę chętniej klasycznymi gumami. Obydwa rodzaje przynęt nadają się świetnie do łowienia wertykalnego jak i do klasycznego jigowania.


Dennis: Zimą używam najczęściej no-action shads, bez różnicy czy mają ogon w formie V czy też tzw. pointed tail. Tymi wabikami można najlepiej imitować rybki, które się prawie nie ruszają. Przynęty poruszam w tempie iście ślimaczym. Natomiast latem używam kopyciastej klasyki, pełna akcja, dużo ruchu i party.


Christoph: W zasadzie używam w 90% no-action shads o długościach 12-18 cm. Fin S Fish to chyba mój ulubieniec. Ale także małe pilkery, jak MegaBait live, są bardzo dobre i kuszą skutecznie drapieżniki.


Pitt: Jak wybieracie przynęty i główki jigowe w stosunku do uciągu? Tutaj rozchodzi się przede wszystkim o duże rzeki, ale także zbiorniki zaporowe z przepływem, charakteryzują się specyficznym uciagiem. Jakie są różnice pomiędzy tymi łowiskami? Czy te różnice dotyczą różnych pór roku czy też może są determinowane tylko i wyłącznie przez głębokość prowadzenia wabika i uciąg?


Jigga: W przeciwieństwie do wielu profesjonalistów używam w zasadzie tylko 28 gramowych główek. Stwierdzenie : ‘Tak lekko jak się tylko da i tak ciężko jak koniecznie’ w moim przypadku nie funkcjonuje. Wręcz przeciwnie. Staram się wzbudzać dodatkową agresję u sandaczy, używając ciężkich jigow, którymi stukam mocno w dno. Efektem są spore kłęby szlamu i głośne „KLACK!". Jestem przekonany, że sandacze są przez to agresywniejsze. Dzięki ciężkim główkom mam ciągły kontakt z przynętą. Czuję grunt lepiej i mam przez to więcej brań. W dni kiedy sandacze nie są tak agresywne, zakładam dodatkową kotwicę, ponieważ ryby nie zasysają całej (ciężkiej) przynęty i mam sporo pustych i niezacietych brań. Coś za coś.


Minden: Jak już mówiłem, o zaporówkach mam zero pojęcia ... ale jeżeli mają uciag, to są podobne do rzek. Jeżeli są podobne do rzek, tylko sporo głębsze, to ... im głębiej i im większy uciag, tym trudniejsze będzie wertykalne prezentowanie wabika. Przy główkach 2/0 do 3/0 zaczynam od 21 gram, przechodzę do 28 garm, a jeżeli jest taka potrzeba, to nawet trochę powyżej 30 gram. Ważne kiedy nie jesteśmy ‘kierowcą’ i siedzimy w łodzi jako pasażer. W takim wypadku nie jesteśmy na osi skrętu i nasz wabik wychyla się bardziej, niż wabik sternika, który może łowić lżej ... jeżeli tak lubi.


Dennis: W łowiskach głębokich, albo w rzekach o mocnym uciągu, używam smukłych wabikow, które nie stawiają zbyt dużego oporu w wodzie. Im grubszy, szerszy wabik, tym cięższą główką jigową stosuję. Dlatego moje wabie są smukłe a jigi relatywnie ciężkie.


Christoph: Abyśmy mogli dobrze dopasować główkę jigową do warunków musimy zwrócić uwagę na uciąg, głębokość łowiska, szybkość dryfu i grubość linki. Czasami wystarczy lekki ołów, powiedzmy 18 gram – jeżeli łowimy płytko. Ale są sytuacje, kiedy dopiero 40 gramowy jighead jest optymalny.


Pitt: W jakich okresach roku łowienie wertykalne sandaczy jest najskuteczniejsze i czy technika łowienia oraz przynęty róznia się w poszczególnych porach roku?


Jigga: Dla mnie, sezon wertykalny, zaczyna się na dobre jesienią ale dopiero zimą oferuje optymalne warunki, dla tej techniki prezentacji przynęty. Ryby są na kwaterach zimowych, stoją zwarcie zebrane, czasami w bardzo w dużych grupach. Latem, natomiast, sandacze są zbytnio rozproszone, to okres bardziej jigowy niż wertykalny. Ale bywały letnie dni, kiedy wertykalne połowy były znacznie skuteczniejsze, niż jigowanie w klatkach.


Minden: No cóż, mówi się, że zimą ... i coś w tym jest. O tej porze roku ryby zbierają się na zimowiska, są powolne i leżąc na gruncie oszczędzają energię. Drapieżniki są na stand-by. Co z tego wynika? Sandacze nie pływają tak dużo jak latem, ale najpierw trzeba je znaleźć. Dzięki łodzi, e-silnikowi i aktywnej prezentacji mamy dobrą możliwość podsunięcia rybom wabikow pod sam nos, prowadząc je przy tym bardzo pasywnie i powolnie. Przez długi okres czasu, możemy obłowić bardzo precyzyjnie, każdą dobrze zapowiadającą się miejscówkę, podając wabiki tak, jak to lubią zimowe sandacze – praktycznie bez akcji i tempa. Jak już na początku ...chyba??? ... wspomniałem, łowię wertykalnie nie tylko, dlatego że jest to bardzo skuteczne, ale także, ponieważ sprawia mi to sporo radochy. Bezpośredni kontakt z wabikiem i brutalnie twarde brania, wzbudzają takie same lub podobne emocje, jak jerkowanie topwaterami, czy normalne jigowanie na odległość, z rzutu. Nie idę nad wodę, po to aby zapełnić lodówkę, tylko po to aby zakosztować jak najwięcej z wędkarstwa i niuansów różnych technik połowu drapieżników. W temacie prowadzenia przynęty mogę powiedzieć, że dopasowuję je do pory roku, czyli latem bardzo aktywnie a zimą absolutnie pasywnie. Ale najpiękniejszym, w tym wszystkim, jest fakt, że nie ma reguł bez wyjątków.


Dennis: Zimą. Teraz sandacze grupują się w tych specyficznych miejscach każdego łowiska. Teraz stoją ciasno zbite i oszczędzając energię czekają na wiosnę. Kto teraz złapie jednego sandacza, będzie mógł, bardzo prawdopodobnie, złapać też wiele innych, w tym samym miejscu. Prowadzenie przynęty zimą jest całkiem odmienne od letnich podskoków pełnych akcji i szybkości. Przynętę podnosi się w ślimaczym tempie o dosłownie kilka centymetrów na 15-20 sekund ... zawiesza się w bezruchu nad dnem nawet, na kilkanaście sekund ... po to, aby ją w takim samym, baaaaardzo powolnym tempie położyć na gruncie. Teraz, kiedy woda ma tylko kilka stopni, najlepsze są sztywne przynęty typu no-action shad.


Christoph: Całkiem jasna sprawa – zimną porą roku. Od późnej jesieni, do początku okresu ochronnego. Kiedy sandacze leżą skoncetrowane w głębokich dołkach i nie przemieszczają się dużo. Także tutaj mamy regułę: im zimniej tym mniej ruchu nadajemy przynęcie ... praktycznie ... aż do kompletnego bezruchu.


Pitt: Czy można metodą wertykalną łapać również szczupaki? Jakieś przykładowe miejscówki, w których ta metoda się sprawdza? Przykładowy zestaw i przynęty.


(Zobacz też artykuł p.t. 'Ach ten przyłów' na stronie głównej, przyp. Autor)


Jigga: To będzie z całą pewnością także dobrze funkcjonować, ale oczywiście z innym wyposażeniem. Od czasu do czasu zdarzają się piękne szczupaki, złapane podczas wertykalnych polowań na sandacze. Dlatego też zawsze montuję stalkę ... ale do docelowego połowu zębatych są ...chyba ... tak myślę ... lepsze metody.


Minden: Mi udało się złapać, wertykalnie, bardzo dużo szczupaków, ale kiedy idę na
szczupaka, to preferuję inne techniki. W każdym bądź razie, kiedy łowię wertykalnie, to zawsze używam stalki. W tym roku chciałbym spróbować docelowego szczupaczenia w stylu wertykalnym, ale pasywnie. Czyli w czasie, kiedy będę aktywnie poławiał sandacze, wyłożę szczupakowy zestaw z tzw. martwą wędką, zobaczymy co z tego wyjdzie?


(Martwa wędka, to bardzo prosta technika: wyrzuca się sporą gumę, ustawia w pół wody albo powiedzmy 2-3 metry nad gruntem, wędkę mocuje się w uchwycie i taka martwa, bo nie prowadzona, przynęta jest poruszana tylko i wyłącznie prądem, lub wahaniami łodzi, przyp. Autor.)


Dennis: Czy w ten sposób można łowić docelowo zębacze ... chyba raczej nie. Szczupaki polują na wzrok i w wielu przypadkach wogóle się naszymi wabikami nie zainteresują ... tak mi się przynajmniej wydaje. Ale przypadkowe szczupaki zdarzają się dosyć często, więc pamiętajcie o tym, żeby zawsze używać przyponu ze stali!


Christoph: Nie łapię szczupaków wertykalnie, nawet przypadkiem nie zdarza mi się to – zero sukcesu. Ale kiedy idę na szczupaki, to wolę inne techniki - aktywny połów dużymi i wielkimi wabikami.


Pitt: Wielkie dzięki raz jeszcze. To są bardzo interesujące informacje. Miło wiedzieć, że w innych karajach są tacy sami maniacy jak my. Dziękujemy także za wiele zdjęć. Tight lines!


Jigga: No problem .

Minden: Nie ma za co, bardzo chętnie podzieliłem się wiedzą .

Dennis: Bardzo proszę, proszę.

Christoph: Nie ma sprawy, pozdrowienia.


Pytania zebrał, zredagował i wywiad przeprowadził: pitt
Tłumaczenie: pitt
Wersja polska: pitt
Zdjęcia: Minden, Jigga, Dennis, Christoph i Thomas
Więcej o Jigfanatics: HYPERLINK http://www.jigfanatics.de

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum



Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych