Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

[Artykuł] Sandaczowa Turawa


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1 OFFLINE   remek

remek

    Administrator

  • Administratorzy
  • 26625 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Remek

Napisano 03 październik 2012 - 12:12

Pomysł wyjazdu na zbiornik zaporowy Turawa zrodził się w pracowni Fishing Center. Przy okazji rozmów związanych z kolejnym odcinkiem o budowie wędzisk, ze strony Irka Matuszewskiego padła propozycja wspólnego wyjazdu na początku czerwca, czyli na otwarcie sezonu na Turawie. Chętnie przystaliśmy na propozycję, ja na południu Polski niemal nie łowiłem, a sporo nasłuchałem się opowiadań o zamieszkujących tamtejsze wody sandaczach. I choć usłyszeliśmy, że rybostan już nie ten, co w tych opowieściach i że czeka nas ciężka praca, aby dobrać się do ryb, klamka zapadła, jedziemy...

Kilka słów odnośnie zbiornika Turawa: położenie 15 km na wschód od Opola, zbudowany na rzece Mała Panew w 1936 r. Powierzchnia 200 ha, źródła podają, że średnia głębokość wynosi 2 – 6 m, max przy zaporze i wynosi 15 m. Zaobserwowaliśmy max przy zaporze 12 m, w starym korycie 7 - 9 m. Głębokości średniej nie jestem w stanie podać, bo pływaliśmy tylko po głębszej części zbiornika. Z ciekawostek mogę podać, że podobno nie występuje tu w ogóle ukleja, potwierdziły to również i nasze obserwacje.

Po przyjeździe na miejsce mieliśmy wrażenie, że to nie pierwszy czerwca, lecz marca, temperatura w dzień oscylowała wokół 10° C, wiał silny wiatr i wyglądało, że zaraz lunie. Zlustrowawszy to kątem oka odpaliliśmy silnik i nie nerwowo około 10.00 rano wypłynęliśmy na wodę. Płynęliśmy całkowicie w nieznane (grunt, że wiedziałem, gdzie jest tama), zdecydowaliśmy się więc na troling. Płynąc północnym brzegiem, zaobserwowaliśmy na dnie, miejscami, zbrylenia, które okazały się słynnymi dębowymi pniakami.

 


 

Jednak, jak się okazało, nie tyle były groźne dla woblerów i gumek same pieńki, co spowijające je plecionki, których wyciągnęliśmy kilka kłębów. W okolicy owych pniaków zameldowały się na wędkach pierwsze ryby, którymi były niewielkie sandaczyki, około 45 cm (wymiar ochronny sandacza wynosi na Turawie 50 cm). Niezależnie od widełek regulaminowych i tak w czasie pobytu wypuścimy z Friko wszystkie ryby, poza jednym sandaczem, którego pożarliśmy któregoś dnia na kolację. Korzystając z okazji namawiam wszystkich do podobnego podejścia.

 


 

Pływając po wspomnianej części zbiornika, zaobserwowaliśmy, że złowione sandacze miały charakterystyczne ubarwienie....później dowiemy się, że z powodu niskich temperatur, ryby te gdzieniegdzie przebywały jeszcze w okolicach gniazd tarłowych.

 


 

Zabawa była, coś się działo, jednak postanowiliśmy przenieść się bardziej w stronę środka zbiornika. Tam również były brania, rzadsze, lecz złowione ryby były już dobrze wymiarowe. Miały też już bardziej „sandaczowy” wygląd. Trafiły się również ze dwa szczupaki, a raczej szczupaczki około 40 cm – zapewne efekt ostatnich zarybień. Po złowieniu jakiejś ryby na troling, bądź też dlatego, że miejsce nam się podobało robiliśmy dłuższe postoje, aby obmacać teren gumami. Efekty bywały zaskakujące, poza pniakami wyciągnęliśmy nawet czyjąś kotwicę, ale sprzęt wychodził cało z opresji. Były też oczywiście i ryby...

Z rzutu również udało się nam złowić parę ryb, łowiąc w ten sposób zerwałem jednego z największych sandaczy, jaki mi kiedykolwiek wisiał na kiju. Miejsce nie wyróżniało się niczym szczególnym, było tam trochę karczy i delikatny spadek dna. Samo branie i początek holu też nie wskazywało na okaz, ot, klasyczne sandaczowe kopnięcie na kiju. Później ryba zaczęła potrząsać energicznie łbem, co było połączone z podpłynięciem jej w stronę łódki. Pod łódką dała nura, wyginając nie najsłabsze wędzisko (20LBS) w pełną parabolę. Niestety po krótkim murowaniu, kiedy już zaczynałem rybę podciągać, sandacz (bo to on był z pewnością) wyhaczył się. Na okrasę udało mi się dołowić niebrzydkiego sandacza (pomiędzy 75 a 80 cm).

 


 


Friko też miał swoje 5 minut

 

Po niezłym wstępie, nastąpił niemal kompletny zanik brań. Nie pomagała zmiana miejsc, szukanie stanowisk w samym głównym korycie i bliżej zapory, nijak nie mogliśmy sprowokować ryb do brania.

 


Później na spotkaniu integracyjnym. Przy stole siedzą od lewej: Irek, Sławek, Marek, po prawej Kuba, Gumo, Friko.

 

Doszliśmy wspólnie do wniosku, że sandacz początkowo odpędzał nasze przynęty od gniazd tarłowych, stąd sporo dziwnych brań. W zasadzie bez zdecydowanych uderzeń, określiłbym je raczej jako dotknięcia...

 


 


 


 


Coś tam nawet i na lekkiego casta brało...

 


Przyplątał się też dziwnie wygrzbiecony sandacz – niestety za kapotę

 

Mnie osobiście miejsce spodobało się, zupełnie inny typ wody, niż ten, który do tej pory odwiedzałem. Jezioro otoczone pięknymi, mieszanymi lasami, przy których niektóre mazurskie mogą się schować. Do tego niezła stanica, dość dobre, stabilne łódki, odpowiednie na ten, znany z dużych fal, akwen. A propos fal, w niektórych momentach były naprawdę spore, zwłaszcza na nawietrznym brzegu. Tym bardziej zdziwił nas taki obrazek, który zostawiam bez komentarza, bo nasza reakcja nie bardzo nadaje się do zamieszczenia...

 


 


Poniżej, te grzywki to już falki z 80cm wysokości...

 

Dużym plusem jest też usytuowany zaraz obok pomostu, czynny do późna, bar, gdzie można napić się oranżady, i nie tylko...

 


Ten zachód będzie nam przypominał, że jeszcze nigdy wcześniej tak nie zmarzliśmy w czerwcu jak na Turawie 2006.

 

Minęło trochę czasu od naszego wypadu, zdążyły już zajść zmiany, niestety dla wędkarzy na gorsze. Nie istnieje już stanica ani nie ma gdzie wypożyczyć łódki, a to z powodu nie dojścia do porozumienia miejscowego PZW z dotychczasowym dzierżawcą.

 

Gumofilc, 2006

 

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum.

Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych