Historia zaczyna się od małego pospolitego ruszenia na forum – okazuje się że forumowiczów na Zielonej Wyspie jest całkiem sporo i większość chciała by się spotkać i wspólnie połowić. Razem z Ramayem zaproponowaliśmy spotkanie nad Lough Ree – jednym z większych jezior Irlandii, znajdującym się w systemie rzeki Shannon – miejsca obfitującego w naprawdę piękne szczupaki jak również całkiem niezłe pstrągi. Wstępny plan był na 3 dniowy zlot ale jako że pogoda miała niedopisywać a i lista chętnych kurczyła się zdecydowaliśmy się na jednodniowe spotkanie.
Pierwszy na miejsce dociera wieczorem w piątek Tomaszek - towarzysz naszej poprzedniej wyprawy nad Shannon. Wieczorne rozmowy i plany kończymy jednak dość wcześnie aby następnego dnia być w stanie działającym na łodzi. Sobotni ranek wita nas ładną pogodą – serwisy meteo zapowiadają jednak (jak się okazuje słusznie) pogorszenie po południu. Na miejsce przybywają Peresada i Roch – mamy więc już komplet uczestników i możemy ruszać. Jeszcze tylko mała lekcja pod okiem Peresady.
Przygotowanie sprzętu
Rozdanie okazjonalnych jerków od Sławka, które zamówił dla nas Remek (wielkie dzięki – jesteście naprawdę Wielcy!!!) oraz koszulek zlotowych, które wyprodukował Ramay.
I pakujemy się w auta.
Nad jeziorem w wypożyczalni czeka nas niestety przykra niespodzianka – właścicielowi pomyliły się daty i naszych łodzi nie ma!!! Następuje moment konfuzji i dyskusja nad ewentualną zmianą miejsca ale do boju wkracza Tomaszek i robi Rejtana tak skutecznie, że właściciel wypożyczalni w końcu znajduje dla nas łodzie i silniki (6 konną Yamahę wyciąga z pudełka – nówka sztuka!!
Natomiast 15 konnego Johnsona wygrzebuje chyba spod kupy torfu w stodole – nasz silnik wydawał się być najstarszym w towarzystwie.W końcu udaje się nam wpakować na łodzie i ruszamy na dość wzburzone wiatrem jezioro.
Na pierwsze ryby nie trzeba długo czekać.
Jednak aż do przerwy i popasu nie udaje się złowić nic konkretnego – są odprowadzenia, spady ale sukcesów brak. Decydujemy rozpalić małe ognisko i przyrządzić jakieś jedzonko.
Czekając na jedzenie niektórzy rozmawiają
inni trenują rzuty
a niektórzy robią coś jeszcze (Peresada). Po naszym popasie i ofierze ze smażonego kurczaka, piwa i tej od Peresady Duch Jeziora dał się przebłagać i wreszcie zaczynamy łowić. Roch łowi w ciągu 3 minut dwie ryby – szczupaczka pod 60 cm
i swojego nowego PB – 73cm!!
Obie ryby biorą na trolla w okolicy wyspy na 3-4metrowym spadzie, na hi-lo abu. Dalsze trollowanie nie przynosi prawie żadnych efektów, no prawie.
W czasie gdy my z Rochem bezproduktywnie katujemy spady przy trzcinach Peresada i Tomaszek ruszają w nieznane na głęboką wodę i tam wygumówują na kopyta 6 .... naprawdę ładne ryby.
Zaczyna się niepozornie
ale po chwili pierwszego szczupaka łowi Peresada – ponad 80cm
a następnego Tomaszek – swój nowy PB – 91cm!!
i następnego znowu Tomaszek
My też zostajemy wezwani na miejsce, ale niestety ewidentnie to ofiara Peresady została zaakceptowana i nasze marne piwo nie wzbudziło sympatii Ducha Jeziora – my nic nie łowimy. Pogoda zaczyna się robić naprawdę hardcorowa
i decydujemy zwijać się powoli w stronę bazy. Niestety na naszej łodzi po drodze kończy się paliwo więc dryfujemy bezsilnie czekając na ratunek od Peresady.
Jeszcze tylko pakowanko do aut i już pędzimy w zawrotnym tempie z powrotem do domu, z małym wpadem do apteki po środki opatrunkowe dla Tomaszka, który swoją największą rybę okupił krwią – szczupak zdecydował się prawie odgryźć mu paluszek. Po opatrzeniu jeszcze miła rozmowa przy herbacie z szynką i.... po zlocie!!
Jako że Tomaszek został z nami następnego dnia wyruszyli z Ramayem na pstrągi, niestety woda była bardzo wysoka i brudna po całonocnej ulewie, więc jedynie potrenowali rzuty lekkim sprzętem.
Tak więc wyglądał nasz mini – zlocik, mamy mocne plany powtórki, tym razem mamy nadzieję że z posiłkami z kraju jeśli termin uda się ustalić z wyprzedzeniem.
Pozdrawiam Standerus.
Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum.
Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł