Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

[Artykuł] Spinningowe Mistrzostwa Świata - Portugalia 2006


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1 OFFLINE   remek

remek

    Administrator

  • Administratorzy
  • 26625 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Remek

Napisano 03 październik 2012 - 15:28

 

W tym roku Spinningowe Mistrzostwa Świata w Łowieniu Pstrągów na Przynęty Sztuczne były częścią Olimpiady Wędkarskiej. Zawody zostały rozegrane na rzece Vez w miejscowości Arcos de Valdevez na północy Portugalii. Nasz kraj reprezentowali: Tomasz Krzyszczyk, Daniel Kowalski, Jacek Stępień oraz Andrzej Lipiński. Trenerem kadry był Robert Taszarek, a kierownikiem drużyny Tomasz Łężak.

 


Andrzej Lipiński, Tomasz Krzyszczyk , Robert Taszarek, Jacek Stępień, Daniel Kowalski

 

Czwartek 7 września. O godzinie 3 rano spotykamy się z Jackiem i Andrzejem. Pakujemy „graty” do auta i w drogę. Celem naszej podróży jest Arcos de Valdevez zlokalizowane w północnej Portugalii. Mamy do przebycia około 3000 km. Strasznie daleko… Ale ustaliliśmy, że samolot to zabawka nie dla nas.

Początek podróży przebiega normalnie, tzn. ja prowadzę, Jacek ogląda widoki, a Andrzej - nasz GPS, smacznie śpi. Jak można spać w samochodzie? Nigdy tego nie zrozumiem. Droga do Paryża mija błyskawicznie. Później też nie jest najgorzej. Pierwszy nocleg w okolicach miejscowości Tours.

Drugiego dnia oczywiście zaspaliśmy i ruszyliśmy nieco spóźnieni. Cel to okolice Orense w Hiszpanii, ale ja to zwykle bywa - plany czasem się zmieniają. Byłoby bowiem nietaktem nie wykąpać się w Oceanie. Postanawiamy tylko na chwilkę nieco zboczyć z trasy. Jak się później okazało, z chwilki zrobiło się kilka godzin i ledwo docieramy do granic Hiszpanii.

 


Mogliśmy podziwiać bezmiar oceanu. Widoki zapierały dech w piersiach.

 


Wspięliśmy się na ogromną wydmę oddzielającą ocean od stałego lądu.

 


 


 

W kolejnym dniu podróży musimy dotrzeć na miejsce. Dlatego nie zbaczamy za bardzo z obranej trasy. Nasz „GPS” śpi dalej…

Tuż przed granicą z Portugalią mamy awarię auta. Kiepskie paliwo, troszkę nerwówki. Dzwonię po pomoc. Tylko jak powiedzieć, gdzie jesteśmy? Wkoło same stepy i góry… Wypijamy kawę na niewielkiej stacji benzynowej, dolewamy czyste paliwo i auto rusza. Na szczęście!

 


Typowy widok z okien naszego samochodu , wkoło same stepy.

 


Jeden z wielu pożarów tego lata.

 

Ok. godziny 18 docieramy na miejsce. Zdążyliśmy, za chwilę Robert idzie na odprawę. A my przywieźliśmy flagę i hymn. Po kolacji lokujemy się w pokojach. Padamy nieżywi na swoich łóżkach. Wcześnie rano czeka nas pobudka, jedziemy do Lizbony na uroczyste otwarcie Olimpiady.

 


Widok z okna naszego hotelu. Urocze zabytkowe kamieniczki w Portugalii.

 

Niedziela, godz. 6 rano. Szybkie śniadanie i wyjazd autokarem. Przed nami 450 km, męczarnia. Kierowca przypomniał sobie, że ma klimatyzację... 50 km przed celem . Na ostatnim parkingu miła niespodzianka , spotykamy naszą spławikową młodzież, która również zmierza na otwarcie. Ok. 14 docieramy na miejsce. Upał straszny. Na miejscu spotykamy się z pozostałymi ekipami. W Olimpiadzie biorą udział nawet takie państwa jak Senegal czy Japonia.

 


Dla nas pełna egzotyka - wędkarze z Senegalu. Jak widać, nasze hobby jest popularne na całym świecie.

 

Po obejrzeniu występów folklorystycznych, ekipy maszerują w kierunku jednej z hal EXPO, gdzie mają się odbyć oficjalne uroczystości.

 


Nasza ekipa podczas uroczystego przemarszu.

 

Wszystkie drużyny  zajmują swoje miejsca, po czym następuję bardzo piękna chwila - odegranie wszystkich hymnów uczestników Olimpiady. Wszyscy  stoją,  padają gromkie brawa dla każdej ekipy. W takich chwilach nie odczuwa się granic czy różnic religijnych - wszyscy jesteśmy równi i chyba to jest najpiękniejsze w sporcie.

Uroczyste przemówienia przebiegają sprawnie pomimo, że nikt nie tłumaczy ich na angielski, a 90% zgromadzonych nie rozumie ani słowa. Nikt nie czuje znudzenia, wręcz przeciwnie, czuć w powietrzu ducha rywalizacji, ale i przyjaźni, dziś jeszcze nie jesteśmy konkurentami, jesteśmy wszyscy wędkarzami. Łączy nas wspólna pasja.

Po przemówieniach następuje część artystyczna i ma niewiele wspólnego z folklorem, ale wszystkim się podoba i to nawet bardzo.

 


 

Po uroczystym posiłku wszyscy wracamy do autokarów i rozjeżdżamy się po całej Portugalii na łowiska.

 


Portugalia ujęła nas  pięknymi krajobrazami, tak obcymi dla naszych oczu.

 


Ogromna liczba zbiorników, w których pływają potężne ryby, i nie ma wędkarzy

 


Trzeba jednak uważać, bo czasem są zdarzają się też takie niespodzianki.

 


Przedstawiciel fauny iberyjskiej.

 

Poniedziałek. Śniadanie, tzn. bułka z dżemem - będzie to nasz stały jadłospis przez kolejnych kilka dni. Kupujemy licencje i możemy trenować. Niestety, ze względu na rozgrywane zawody w połowie pstrągów na robaka organizator zamyka rzekę, na której odbędą się zawody . W pobliżu znajduje się jednak pstrągowa rzeka Lima, na której spędzimy kolejnych kilka dni, testując przynęty, sprawdzając zwyczaje tutejszych ryb.

 


 


 


 


 


 

Zawodnicy będą trenować hol ryb na hakach bezzadziorowych oraz podbieranie długim podbierakiem. Takie są zasady na zawodach. Wszyscy łowimy niewielkie pstrągi, a naszym przyłowem są piękne, waleczne brzany, oraz egzotyczne cefale.

 


 


Typowa wielkość pstrąga w Portugalskich rzekach. Tu ryba z LIMY.

 


Egzotyczny cefal . Ciekawy przyłów.

 


Waleczne brzany często demolowały nasz pstrągowy sprzęt.

 


 


 

Po kilku dniach treningu wydaję się, że zawodnicy dobrze włowili się w łowisko, oraz opanowali sztukę holowania ryb na haczykach bezzadziorowych. Notują coraz mniej spadów, a jak jest ważne to na zawodach, zdają sobie sprawę wszyscy.

 


 


 


 

Czwartek 14.09. Dziś jest oficjalny trening w miejscu rozgrywania zawodów. Rzeka Vez w obrębie miasta, w którym jesteśmy. Na treningu pierwsze rozczarowanie - organizator nie zarybił rzeki, są w niej pojedyncze ryby. Teren zawodów to rzeka praktycznie bezrybna. Podczas imprezy zostaje odgrodzona siatkami i łowi się ryby z wcześniejszego zarybienia. Padają pytania, ile zostanie wpuszczonych ryb, w jakiej będą kondycji, czy będą równo rozłożone na poszczególnych sektorach. Niestety, pytania pozostają bez odpowiedzi.

 


 

Pierwszy dzień zawodów. Nerwowa atmosfera panuje wśród wszystkich zespołów, u nas nastroje są niezłe, choć każdy zdaje sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Ryb prawie nie widać, będzie się liczyło pierwsze pół godziny łowienia, podczas których padnie większość ryb.

 


 

Start! Jacek losuje ostatnie wyjście, ale Daniel Kowalski w innym sektorze jest pierwszy, więc może nie będzie źle. Na sektorze, w którym byłem z Jackiem, padają pierwsze ryby. Niestety, najlepsze miejsca są już zajęte, ale udaje się z „plaży” złowić jedną rybę. Jest dobrze. Przez radio dowiaduję się, że Andrzej też już ma swojego pstrąga. Szybko wsiadam w auto i jadę na sektor Daniela. Pierwsze miejsce w losowaniu owocuje 4 rybami. Daniel jest pierwszy. U Tomka też jest dobrze - ma 2 pstrągi, więc plan minimum zostaje zrealizowany - nie ma zera. Po pierwszym dniu zajmujemy 4 miejsce , ale do drużyn z pierwszej trójki brakuje 1-1,5 pkt. Prowadzą Włosi, ale wszyscy zdajemy sobie sprawę, że drugi dzień rozstrzygnie o klasyfikacji końcowej.

 


Sędziowie byli wyjątkowo przyjaźnie nastawieni do zawodników. I jak tu łowić w takich warunkach?

 


Robert powyciągał najlepsze swoje blachy na 2 turę-naprawdę najlepsze!Niestety nie było co łowić...

 

Dzień drugi. Na wszystkie ekipy padł blady strach - w rzece nie ma ryb, organizator nic nie wpuścił, z tego, co było wcześniej, niewiele zostało. Nasze przypuszczenia się sprawdzają: na każdym sektorze najwyżej 3 ryby! Jacek wychodzi przedostatni, co pieczętuje jego szanse. W sektorach, w których byłem, wszystkie ryby padają w ciągu pierwszych dwóch minut łowienia! Później nie ma już nic. Nie mamy szczęścia i cała nasza ekipa zeruje. Wystarczyły 2 ryby, by wejść na pudło.

 


 


 

Tak wyglądały tablice wyników w drugim dniu , podobne wyniki były we wszystkich sektorach. Dziwne -  zwłaszcza, że łowili naprawdę doskonali wędkarze.

 


Andrzej dwoił się i troił , ale ryby nie doceniały jego starań.

 


Jacek myślał bardzo intensywnie, co tu jeszcze wykombinować, ale jak łowić pstrągi na plaży?

 


Znudzenie dopadało wszystkich, sędziowie przysypiali na swoich stanowiskach. Najczęściej wypowiadane przez nich zdanie – „no trutta”, tłumaczą chyba wszystko.

 


Robert Taszarek  walczył jak lew na swoim stanowisku. Jednak jak pomóc zawodnikowi, gdy nie ma co łowić? Jego zaangażowanie było tak ogromne, że czasem odnosiłem wrażenie , że nagle ryby pojawią się znikąd. Niestety, tak się nie stało.

 

Wyniki drużynowe:

1. Włochy – 29 pkt., 22 ryby

2. Czechy – 29,5 pkt., 15 ryb

3. Rosja – 33 pkt., 13 ryb

4. Litwa – 40 pkt., 11 ryb

5. Chorwacja – 43,5 pkt., 9 ryb

6. Słowacja – 45 pkt., 9 ryb

7. Polska – 45,5 pkt., 9 ryb

8. Bułgaria – 53,5 pkt., 5 ryb

9. Portugalia – 55,5 pkt., 5 ryb

10. Andora – 65,5 pkt., 0 ryb

 


 

Wyniki indywidualne: 

1. Makartychan Artem (Rosja) – 3,5 pkt., 6 ryb

2. Ferro Andrea (Włochy) – 3,5 pkt., 5 ryb

3. Cepelak Tomas (Czechy) – 4 pkt., 5 ryb

4. Poishs Kaspars (Litwa) – 4 pkt., 5 ryb

5. Gabelev Vladimir (Rosja) – 5 pkt., 4 ryby

6. Tichy Michal (Czechy) – 6,5 pkt., 4 ryby

13. Daniel Kowalski - 8,5 pkt., 4 ryby

21. Tomasz Krzyszczyk, Andrzej Lipiński – 12 pkt., 2 ryby

27. Jacek Stępień – 13 pkt., 1 ryba

 


 

Zawsze jest tak, że winny się tłumaczy. Ja byłem tylko obserwatorem. Moja opinia o imprezie jest więc subiektywna. Organizator wpuścił 10% ryb z tego, co było w zeszłym roku. Zrobił to wieczorem przed zawodami, więc ryby nie doszły do siebie i to było widać. Nie zarybił łowiska po pierwszej turze, w takich warunkach nie da się rozgrywać zawodów tej rangi, dzikich pstrągów nie było wcale. Wyniki zawodów wypaczył tragiczny brak pstrągów, o czym niech świadczą wyniki zawody w łowieniu pstrągów na robaka, które odbyły się kilka dni wcześniej: 3 drużyna złowiła 4 ryby przez dwa dni! Po zawodach mogę powiedzieć, że wygrali rzeczywiście najlepsi. Włosi byli przygotowani pod względem wędkarskim (tygodnie treningu w podobnych warunkach ), jak i logistycznym - na każdego zawodnika przypadało dwóch opiekunów. Drużyna miała zapewnioną stałą łączność. To wszystko zaowocowało. Ponadto Włosi mieli trochę szczęścia, ale szczęście sprzyja lepszym. Uważam, że zawody tej rangi nie mogą polegać na szczęściu w losowaniu, czy w ogóle na szczęściu. Przez kiepskie przygotowanie łowiska organizator wypaczył wyniki. Pozostaje liczyć na to, że w przyszłości inne państwa organizujące zawody międzynarodowe nie popełnią tego błędu.

 

Tomek Wojda (tomek_w), 2006

 

Zdjęcia: Tomek Wojda,
Andrzej Lipiński

 

 

Włam

Polska drużyna dziękuje firmie Renifer – dystrybutorowi sprzętu firmy Colmic, za ufundowanie wędzisk oraz podbieraków.



Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł