Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

[Artykuł] Targi Efttex 2011 Amsterdam - Relacja


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1 OFFLINE   remek

remek

    Administrator

  • Administratorzy
  • 26625 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Remek

Napisano 03 październik 2012 - 15:44

Tak całkiem na świeżo, nie tyle dokładna relacja co rzeczy, które zrobiły na mnie największe wrażenie, najbardziej się podobały, a także kilka spostrzeżeń z targów EFTTEX 2011 w Amsterdamie, 17-19 czerwca.


Od czego zacząć? Chyba od samego miasta, pełnego rowerzystów, gdzie ze sporym trudem przedzieraliśmy się w stronę miasta. Kanały, łodzie, uśmiechnięci ludzie, mała odmiana po pastewności dnia codziennego...


Targi dość spore, wiele ciekawych firm, w porównaniu z targami w Warszawie to.. w ogóle o czym my mówimy, jakie porównanie. Dobra z punktu widzenia gościa organizacja, sprawna obsługa, bardzo drogie bilety, z cenami wstępu między 30 a 150 euro. Stoisk – mnogość niesłychana, od sprzętu morskiego po małe firmy robiące plastiki dla grunciarzy i narzędzia dla krętaczy – pełen przekrój. Stąd skupię się tylko na kilku ciekawych stoiskach, opisanie całości zajęłoby mi kilka dni.


Zaraz po wejściu wielkim stoiskiem rozłożył się Yo-zuri. Wybór woblerów – oszałamiający. Od dużych modeli morskich po modele na kalmary – pełen wybór.









Kilka ciekawostek na nowy sezon, szczególnie dobrze wyglądały sand eel'e, myślę że koledzy z zachodniej Irlandii mogli by znaleźć tu coś dla siebie. Stoisko bardzo ciekawe, z prezentacją chyba całej oferty dostępnej w Europie, jedynym problemem to kłopot z porozumieniem się z ludźmi na stoisku – niestety większość panów z Hiszpanii posiadała bardzo ograniczony angielski.





Kolejny stoiskiem bardzo przyciągającym spojrzenia był Live Target – piękne woblery w wielu rozmiarach, od tych typowo „polskich” po prawdziwe "krówska", mogące skusić największe sztuki. Piękne wykonanie, zarówno typowych crankbaitów jak i bardzo pomysłowych swimmbaitów, bardzo realistyczne ubarwienie – było na czym zawiesić oko, wrażenie robiły też żabki i raczki na bassy – bardzo ciekawe przynęty.





Bez wątpienia uwagę przyciągał też Zalt – duży baner z „filetem z długonosego jerka” oraz właśnie takie nowe „umaszczenie” - fajnie widzieć, że po drugiej stronie też ktoś się bawi i ma frajdę z pracy. Bardzo miły właściciel firmy trochę opowiadał o przynętach, chwilę później wyciągnął tablet i powalił nas na kolana zdjęciami rybek złowionych właśnie w Holandii w tygodniu poprzedzającym targi. Okazy jakie rzadko można oglądać – 18, 18,5 kilowe szczupaki czy ponad 9 kilowe sandacze – to już jest waga ciężka. Ryby piękne, ładnie ubarwione, wielka przyjemność móc coś takiego obejrzeć. Dodatkowo wkrótce możecie się spodziewać wywiadu z Zaltami – przekazuję pozdrowienia dla userów jerkbait.pl.




Sąsiednim stoiskiem było Mountain Media – twórcy filmów muchowych, takich jak „Mayfly Madness”. Też było co pooglądać, ciekawe przygody muchowe w tle i miła rozmowa – wyjątkowo przyjazne i miłe stoisko.


Ciekawie prezentowało się SpinTube – system ciężkich tub do much, umożliwiający łowienie dużymi muchami na spinning – myślę ze może to być ciekawa alternatywa dla tych, których przerażają fruwające nad uchem kurczaki czy nie chcą inwestować w nowy sprzęt, a chcieliby sprawdzić skuteczność tych przynęt na swoim łowisku.


Z polskich akcentów, poza pewniakiem – Salmo, które straszyło pustkami na swoim stoisku (i banerem 3D :) ) były Lovec-Rapy prezentujące swoje przynęty – miło było popatrzeć. Podobnie do Salmo pustkami świecił Dragon, broniąc się jednak bardzo miłymi Paniami chętnie rozmawiającymi z odwiedzającymi. Dość tłoczno było u Robinsona – sporo sprzętu, kilka osób, można sobie było pooglądać trochę sprzętu.


Sporo ciekawych, nawet bardzo ciekawych przynęt mieli Strike Pro – przeróżne woblery, jerki, mieszańce z gumowymi ogonami, wiele w pokaźnym rozmiarze.





Podobna oferta – Castaic, Delande i kilka innych firm – widać coraz większą modę na bardzo realistyczne swimbaity, zarówno w wersjach z plastiku jak i z gumy. Pojawia się sporo woblerów z plastiku, pianki wydają się być passe. Dużo woblerów, jerków i swimbaitów wieloczłonowych, grzechotkowych, ze śmigiełkiem, lampką i bulgatornią. Wszystko wygląda pięknie i … w dużej ilości tak samo, bardzo podobnie. Pojawiają się niektóre ciekawe przynęty, jednak dość szybko identyczne można znaleźć w ofercie innych firm, cieżko czasem bez śledzenia zapisków historycznych dojść do tego kto był pierwszy.

Castaic przedstawił sporo gum w najróżniejszych rozmiarach – aż do bulldawg'a XXXXL ze zdjecia.




Spro pokazywało ciekawe swimmbaity bbz, nie tylko w rozmiarze znanym wcześniej – bardzo dużym, ale też w wersji powiedzmy, „sandaczowej” - ok 10cm oraz w wersji „okoniowej” – ok 5-7cm. Wyglądało ciekawie, pytanie jaka jest cena tego w detalu? Większe swego czasu kosztowały około 50e?




Ciekawą ofertę gum przedstawił też Jackson (nie mylić z naszym polskim) – sporo ciekawych dużych gum, myślę że część z nich nieźle by się sprawowała na zębatych.




Tyle o przynętach.

Co do kołowrotków – multików to nie było zbyt wiele.

Stoisko Shimano zamknięte dla zwiedzających, wstęp tylko po wcześniejszym umówieniu się. Pani z obsługi niestety nie słyszały o multiplikatorach i odesłały nas po multiki do Rapali! Dopiero po chwili udało się ustrzelić product managera z europejskiego oddziału, ale też rozmowy były delikatnie mówiąc mało warte. Ma wejść nowy model e-inteligentny, ale co, jak i kiedy – prędzej na Tackle tour się czegoś można dowiedzieć.


Okuma – duże stoisko, sporo sprzętu i potworne tłumy. Niezły team do obsługi klientów. Mnóstwo było tak samo wyglądających niskich profili, w dość krzykliwych kolorach, bądź w camo. Spora ilość, jakością nie powalało. Ciekawostką na pewno mogły być morskie multiplikatory rozmiarów pudełka po butach i roundy prawie jak wyciągarka w moim landzie.




Wędki – to głównie st croix, gloomis, ale było tez trochę ciekawego sprzętu u innych firm.


Mnie jak łatwo przypuścić najbardziej ciągnęło na stoiska muchowe – wartymi odwiedzenia byli Veniard, Sage, Fulling Mill, Hardy & Greys, Snowbee, Wychwood, Tiemco – każdy miał coś ciekawego, wszędzie muszkarz mógł sobie pomachać, pokręcić, nawet porzucać dzięki sporemu casting pool na środku „Flyfishing Village”. Jednym słowem dla muszkarzy pełen wypas, można byłoby spokojnie spędzić cały dzień tylko i wyłącznie oglądając sprzęt i muchy plus materiały.

Fulling mill prezentował wędziska i muchy, niektóre bardzo ciekawe. Szczególnie znany od dawna travel łososiowy – dwuręczny kij który swego czasu wygrał sporo testów i zestawień. Muchy – top jakość, bardzo ciekawe wzory. Wychwood prezentował nowe wędki i kołowrotki. Marka nie jest jakiś wysokich lotów, ale sprzęt wydaje się być solidny, dobrej jakości i w dobrej cenie – dobre rozwiązanie budżetowe.


Jednak jak dla mnie najciekawsze było stanowisko Hardy&Greys. Dzięki wcześniejszym kontaktom i nowemu dystrybutorowi w Polsce – firmie Fishing Mart, która mam nadzieję że wreszcie przełamie złe wrażenie wywoływane przez poprzednich dystrybutorów, których zachowanie raczej przypominało smutny żart niż klasę sprzętu i producenta z takimi tradycjami. Chwila rozmowy z zabieganym managerem na rynek europejski i zostaję odesłany do przedstawiciela firmy na rynek niemiecki, który mając wolną chwilę zdecydował się oprowadzić mnie po ich produktach. Największe zainteresowanie to oczywiście nowe wędziska z materiału sintrix – będącego wg Hardy'ego podobnym krokiem w rozwoju jak przejście ze szkła na grafit.




Zastosowanie do mat węglowych żywić nowego typu, z nanosferami stworzonymi nie jak do tej pory z węgla (prowadzono też nieudane próby z nanorurkami węglowymi) a z krzemu dało materiał przy podobnej wytrzymałości aż o 60% lżejszy, dzięki czemu przy zachowaniu normalnej masy wędziska (choć kije są bardzo lekkie, dużo lżejsze niż można by przypuszczać sądząc z opisu) otrzymano kije... nieprawdopodobne. Pracują praktycznie po rękojeść, są „prawie nie do złamania”. Oczywiście wszyscy wiemy co robi „prawie”, jednak wędki są bardzo lekkie, #12 waży tyle co normalna #9 (to tylko wrażenie „na oko”) a co te wędki potrafią można zobaczyć na wielu filmach na Youtube.

Wystarczy powiedzieć, ze od wprowadzenia tych wędek sieć w Niemczech (a ponoć i też w UK) nie zanotowała reklamacji z powodu zniszczenia kija w trakcie łowienia. Zdarzyło się pogryzienie kija przez psa, przejechanie cofającym autem czy przytrzaśnięcie drzwiami, ale w normalnym użytkowaniu jeszcze wędki nie stracono. Wędki gną się niesłychanie, pracują po sam korek, jednocześnie będąc dość szybkimi (modele morskie które z racji skrętu na ciężkie łowienie najbardziej mnie interesowały) i błyskawicznie tłumiąc drgania przy rzucie. Kije są też bardzo ciekawie uzbrojone – pierwsze 3 przelotki to recoil'e z tytanu, bardzo sprężyste, można je nawet dogiąć do blanku! Dzięki temu uniknięto przesztywnień przy ramkach zwykłych przelotek dwu stopkowych, które mogłyby narazić głęboko gnący się blank na złamanie. Chytre, chytre... Pozostałe przelotki to typowe snake'i, również wykonane z tytanu. Powiem szczerze – gdyby nie 600euro, które trzeba zapłacić za przyjemność posiadania, to już pędziłbym do sklepu...







A skoro już przy budowie wędek jesteśmy – ilość firm ze sprzętem dla rodbuilderów była dla mnie sporym zaskoczeniem. Rękojeści z drewna, korki, maszyny, uchwyty anodyzowane na ciekawe kolory – od wyboru do koloru. Ilość tego sprzętu, przelotek, nici – przyprawiała o zawrót głowy, a będąc zupełnym lamerem w tym temacie jedynie wkleję zdjęcia.











I jeszcze ciekawostki dwie – podbieraki Frabil, składające się do rękojeści:



Kayaki Hobie – wreszcie wolne ręce:



Jeśli chodzi o jakieś krótkie podsumowanie to – Made in China. 3 najpopularniejsze słowa, ponoć odkryte na wewnętrznej ścianie piramidy Cheopsa przez pierwszego robota z kamerą który się tam wczołgał, ponoć odkryte przez astronautów na księżycu...

Przytłaczająca większość sprzętu pochodzi z Chin, znane marki powoli sprowadzają się do roli „pakowaczy” wyrobów z dalekiej Azji. Szczególnie widać to po przynętach, które w wielu wypadkach wypadły z tej samej formy, po czym przylepiono im różne plakietki. Drugim producentem, szczególnie narzędzi dla krętaczy są Indie – chętnie skopiują dla Ciebie, kliencie dowolne rozwiązanie i produkt. Podobnie z resztą sprzętu, widać, że coraz więcej firm decyduje się na gotowe rozwiązania i sztampę z Chin, z różnym logo... Szkoda...

 

@Standerus, 2011


Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum




<script type="text/javascript">
</script>
<script type="text/javascript"
src="http://pagead2.googlesyndication.com/pagead/show_ads.js">
</script>

 


Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł