Kryzys wędkarski - czy też tak miewacie?
#41 OFFLINE
Napisano 29 listopad 2012 - 17:28
#42 OFFLINE
Napisano 20 grudzień 2012 - 00:04
Czasami na "takie stany"lekarstwem jest powrót do korzeni,czyli leszczynka,kawałek żyłki i woda niekoniecznie pełna okazów.Tak na marginesie,makamba powinieneś wydać jakiś mały tomik wierszy dla wędkarzy zatytułowany np "Wędkarstwo albo nie,oto jest pytanie...?"Pozdro;)
#43 OFFLINE
Napisano 29 grudzień 2012 - 19:46
Ja przez ostatni miesiac spedzilem chyba 20 dni nad woda.Mroz, deszcz, dwa szczupaczki jako przylow w pogoni za zimowym kleniem.Ostatnio to juz wcale, jedno lupniecie w wobka i tyle.Ale... o tej porze roku nie licze zbytnio na klenia, w tym temacie jestem "leszczem" ale wykorzystuje ten czas na nauke.Sprawdzam to co napisali madrzejsi, wyniki slabe wrecz 0 ale.. juz sie nie moge doczekac jutra,poniedzialku tez bede na rybach.Czas gdy rybe nie biora wykorzystuje na nauke, sprawdzanie sprzetu, badanie rzeki.Jak ja sie k...a ciesze, ze moge byc nad woda,widziec jak plynie rzeka, bawic sie woblerem w nurcie, przedzierac sie przez krzaki.Dzis spadlbym z 3 metrowej skarpy prosto do wody ale w ostatniej chwili zlapalem sie drzewa, normalnie czad czuje ze zyje.
#44 OFFLINE
Napisano 30 grudzień 2012 - 12:14
W lipcu poniosłem wręcz klęskę nad wodą i obiecałem znajomym: Zmieniam hobby - sprzedaje sprzęt wędkarski i zaczynam zbierać znaczki. Minęły dwa tygodnie , doposażyłem się w następne zabawki ( po cholerę mi tyle tego ? ) i ze znaczków dupa - łowie dalej.
#45 OFFLINE
Napisano 05 styczeń 2013 - 23:46
"Ile to się człowiek namęczy , zanim umrze".(cyt.moja mama)
Dzisiaj była rzeka Ina.
Kolejny dowód na to,że wędkarstwo to jest hobby dla "innych inaczej".
Cały rok nasłuchałem się historii o wielkich trociach odwiedzających tą rzeczkę.
Automatycznie więc,postawiłem sobie ambitne zadanie złapania przynajmniej 1 sztuki.
Żywej lub martwej , lub jak to ujął jeden z poznanych , miejscowych,goleniowskich aborygenów - "żywej lub umartej".
Było to moje drugie podejście do Iny.
Byłem raz rok temu i dzień łowienia zakończyłem rozpytywaniem miejscowych dziadków - "panowie,a gdzie tu można jakąś trotkę kupić".
Od jednego z nich dostałem namiar na sklep rybny gdzie można takowa nabyć w stanie żywym lub właśnie "umartym".
Do tegorocznego sezonu przystąpiłem wyposażony w wiedzę teoretyczną i skrzynkę pełną 100% trociowych przysmaków.
Dzień wcześniej puściłem sobie po raz kolejny DVD , gdzie jakiś cherlawy Duńczyk uczył łapać te rybki na miedziane blaszki obrotowe Meppsa.
I niestety tego samego dnia przypomniałem sobie,że właśnie takie meppsy kilka dni temu pourywałem na jednej z innych rzeczek w poszukiwaniu nie wiadomo czego.
Z rumieńcami na twarzy dokończyłem filmik i zacząłem się pakować na jutrzejszą wyprawę .
Co jakiś czas pakowanie przyprawiałem sobie chwilką na dymek z papieroska,wpatrzony w sufit i rozmarzony w planach rzezi jaką zapewne urządzę w Goleniowie w tym roku.
Oczywiście rano wstałem za późno i gdy już dojechałem na miejsce było już jasno a pobocza okolic rzeczki przystroiły pojazdy konkurencji.
Rany boskie co za rewia mody...
Wojna jakaś , poligon czy ogólna mobilizacja?
Wszyscy wędkarze w strojach moro/camo.
Czułem się jak na jakiś ćwiczeniach wojskowych.
Jeszcze jako ciuchowego odmieńca ktoś potraktuje mnie jak tarczę strzelniczą.
Czy na prawdę w PL obowiązuje nad wodą strój z demobilu?
Czy wszyscy wierzą,że ryba co jakiś czas wystawia głowę z wody mówiąc swoim rybim kolegom - "Nie ma ich - chłopaki - można pływać?"
I czemu co drugi wędkarz nad Iną to brzuchacz z wąsem?
Nie to żebym miał coś przeciwko brzuszkom i wąsom bo sam co jakiś czas sobie takie atrakcję aplikuję , ale jak któregoś mijałem to nie wiedziałem czy już go zagadywałem wcześniej czy nie.
A zagadywać chyba trzeba.
Ludzi sporo na niektórych odcinkach ,więc i mnie co chwile ktoś zadawał to pytanie - "I jak tam ,bierze coś".
Zaczynam łowy.
Woda jak to woda...niby.
W Holandii żadnych takich podobnych nie mam to i wyzwanie większe.
Ciągnie jak diabli i połowa moich wynalazków może spać w pudełku.
Patrzę po zestawach konkurencji i widzę , że chyba nie tylko ja oglądałem szkołę z duńskiego DVD.
Kilka miedzianych blaszek błyszczy a reszta uzbrojona w woblerki.
Myślę sobie - zaskoczę ich...
Zakładam przynętę X (celowo nie podam nazwy bo jej działanie na tej wodzie jest rewelacyjne i pewnie do niej wrócę ...jak kupię ich więcej).
Mało kto takich używa i ryba nie nauczona chyba jeszcze.
X sprawdziła się w okresie świątecznym.
Na 9 sandaczowych wypadów tylko 2 razy nie zaliczyłem wymiarowego sandacza(a nawet kilku).
Nawet gdy wszystko inne zawiodło to przynętą X z pierwszego rzutu był wymiarowy sandacz.
Przy drugim rzucie zaliczyłem filar elementu trasy zamkowej w Szczecinie i po przynęcie.
Jaka ja miałem radochę przez te dni jak stałem nad wodą w sąsiedztwie innych wędkarzy i tylko ja wyjmowałem rybcię...
Ale wracajmy do Iny...
Zaraz będzie branie.
X daje radę.
Ciągam z prądem i pracuje.
Ciągam pod prąd i pracuje.
Ciągam w poprzek i też pracuje.
Przy powierzchni,w toni i przy dnie - pracuje.
I to jak...
Wśród zaczepów ... nie pracuje...
Pół godziny podziwiania przynęty i zaczep 1 metr od brzegu!
Odczepiacz nie daje rady choć macham jak dureń i ciągam za sznurek.
Spocony,w samej koszulce.
Kurtka i sweter rzucone w nerwach w krzaki.
Lecę do lasu.
Rąbać choinkę.
Sposobem go wezmę.
A gówno.
Niby metr od brzegu , ale dół jakiś na 2 metry głęboki , nie sięgam.
Lecę do lasu znowu z nożem / bagnetem z kałacha zdjętym , kupionym na rynku od ruska.
Urąbałem badyla na 4 metry długiego z widłami na końcu.
Wpycham do wody i macam dno.
Kłoda jakaś leży na dnie a na niej moja przynęta X .
Popycham,przyciągam,szoruję po kłodzie i dnie i nic.
Zaczep nie puszcza.
Po godzinie męki postanowiłem zapamiętać to miejsce i wrócić za rok z grabkami.
Urwałem.
X spoczął na dnie jak Titanic.
Szkoda i boli jak diabli , ale że twardy jestem to łzy otarłem, ręce umyłem,mowę końcową wygłosiłem i poszedłem dalej.
Chatterbaitem je wezmę - te trocie cholerne.
Ryba z morza do Iny wchodzi a w morzu pełno takich farfocli/żyjątek pływa to i rybsko może jakieś już takiej morskiej popierdułki zasmakowało wcześniej.
Dodatkowo chatterbait to chyba przynęta wytwarzająca największe fale hydroakustyczne jakie można w świecie przynęt wytworzyć.
Po godzinie takiego łowienia w łapach Parkinson murowany.
Chodzi ładnie,drży i pod wodą hałasuje.
Jak jakaś troć w okolicy jednego kilometra ode mnie broni gniazda to musi przywalić.
Chyba ,że głucha i ślepa.
I chyba takie są właśnie w Inie bo nic nie przywaliło.
Po 2 godzinach z chatterbaitem zacząłem się zastanawiać czy ktoś mi czasem nie zaszył w nogawce włączonego wibratora bo już cały od tej przynęty się trząsłem.
No i inni wędkarze jakoś dziwnie zerkali na to co ja tam na końcu zestawu takiego dziwnego mam.
Swimbait.
To jest to!
Całe życie jadę na swimbaitach w NL to i w Goleniowie dam radę.
Trawska jakieś wyciągam z co drugim rzutem ,ale to chyba dobrze bo duńczyk z DVD mówił ,że jak na haku pojawia się trawa to znaczy ,że łowimy na odpowiedniej głębokości.
Oczywiście odpowiednio dociążony tak by się ładnie przynęta w prądzie trzymała.
Za obciążenie posłużył trollingowy bottombouncer. http://www.baitrigs....tombouncer.html
Działa jak złoto.
Przynęta zawsze na pożądanej głębokości i zawsze pracuje jak powinna.
Przy odpowiednim doborze wagi bottombouncera można nawet stać w miejscu i podszarpnięciami zestawu powodować spływanie pracującego swimbaita z prądem.
Nawet można tak dotrzeć pod nachylone nad wodą przeszkody i pod podmyty brzeg.
Można , ale nie trzeba bo miłościa swimbaitów są zaczepy co i mnie nie ominęło.
Jeden swimbait,trotka 11cm poszła się czesać.
Ale co tam.
Mam ich jeszcze ponad setkę w domowym zapasie.
Mogę nimi nawet zanęcać łowisko.
Zakładam drugiego.
Godzinka łowienia bez efektu i znowu zrywka na zaczepie.
Mogę być naiwny , ale nie przesadnie rozrzutny.
Dość tracenia swimbaitów.
Zakładam wobka.
Jak tradycyjny poławiacz troci znad "delty" Iny - trociowego eldorado PL.
Zmęczony świstem wędek konkurencji odpuszczam leśną część Iny i jadę na odcinek w mieście.
Tam cisza.
Czuje się jak na solowych występach podczas jakiejś paraolimpiady wędkarskiej.
Zero konkurencji.
I zero brań.
Po kolejnej godzince urywam wobka bo przecieram plecionkę o jakiś cholerny murek zalany przez wodę.
Taki ładny Foxik był...
Zaczynał pracować już od pierwszego ruchu korbki po zarzuceniu... i urwał się...
Taki ładny był ,że sam bym go zjadł , na 100% - jakbym był trotką...
Zaczęło się ściemniać więc zawinąłem się na parking.
Wrzuciłem graty w nieładzie do auta i odjechałem.
Pewnie jeszcze kiedyś tam wrócę.
Teściowie właśnie dom kupili w okolicy to baza będzie.
W tym roku jednak mam już Iny dosyć.
Nie zaznałem żadnej przyjemności nie tylko z łowienia w Inie a nawet z przebywania nad Iną.
Ryby mnie tam nie lubią co podpowiada mi ,że najpewniejszą przynętą w przyszłym roku będzie moje zdjęcie na haku.
Wtedy jakaś z tych troci co mnie nie lubi może w taki hak przywalić.
Dziś nie dane mi było powalczyć nawet z zatopioną reklamówką.
Od spotykanych po drodze miejscowych wędkarzy dowiedziałem się,że padła jakaś jedna trotka dziś.
Dostała w cymbał i do reklamówki a tarliska pewnie pilnuje jakaś inna ryba w zastępstwie.
Do rejestru połowu , który to podobno pod groźbą surowych kar należy wypełnić dopiszę dziś jazgara 6 kilo z Iny.
Niech się koledzy z PZW głowią jak takie cuda w takiej przyjaznej rzeczce do takich rozmiarów rosną .
Użytkownik makamba edytował ten post 05 styczeń 2013 - 23:53
- Pisarz.......ewski Piotr lubi to
#46 OFFLINE
Napisano 06 styczeń 2013 - 00:16
(...) przypomniałem sobie,że właśnie takie meppsy kilka dni temu pourywałem na jednej z innych rzeczek w poszukiwaniu nie wiadomo czego.
E, nie myśl sobie, że jakimś wybrańcem.... ten... tego...jesteś...
#47 OFFLINE
Napisano 06 styczeń 2013 - 00:44
Makamba otrząśnij się i walcz dalej,albo idź do klasztoru.....żeńskiego .Relacja rewelka. Pozdrawiam
#48 OFFLINE
Napisano 06 styczeń 2013 - 01:20
Co by nie dołować Kolegi zbytnio to napiszę tylko,że świetnie się to czyta
#49 OFFLINE
Napisano 06 styczeń 2013 - 01:28
Dobry wątek.
Abstrahując od całej powyżej treści.
4 dni w tygodniu w pracy, 2 dni na uczelni(koniec studiów) - 1 dzień wolny, który trzeba obdzielić pomiędzy naukę i płeć piękną.
Człowiek chodzi tak naładowany na wędkarstwo, że już odpuszczę sobie przenośnie, byłyby zbyt dosadne...
#50 OFFLINE
Napisano 06 styczeń 2013 - 09:31
@makamba? jeden dzień łowienia i odpuszczasz?. Ile to razy jadąc do Karlina w latach osiemdziesiątych pociągiem przez cała noc, człowiek obiecywał sobie - "w tym roku to im pokaże" i co i nic. Tydzień chodzenia od rana do wieczora , dziesiątki blach zostawionych w wodzie i obietnica
więcej tu nie przyjadę.Po kilku tygodniach znowu ciągnie i to już trwa grubo ponad dwadzieścia lat. Te ryby uczą pokory. Pozdrawiam
Ps. Też nie lobię łowić w tłoku.
#51 OFFLINE
Napisano 06 styczeń 2013 - 10:05
No tak.
Tylko ,że ja przyjeżdżam do PL co 2-3 miesiace na jeden tydzień,z wyjątkiem świąt.
Szkoda czasu na takie dłubanie w ściekach zamiast sobie posiedzieć z rodzinką.
A te wszystkie podwodne przeszkody to chyba umyślna robota właścicieli sklepów wędkarskich i producentów przynęt.
Tyle ile zrywa się przynęt w PL to niewiarygodne.
#52 ONLINE
Napisano 06 styczeń 2013 - 10:10
Bartek. Świetna relacja.
Powinna się znaleźć w wieściach znad wody a nie w tym dziwnym dziale-śmietniku.
Wspominasz w niej o modzie, cyt: "Wojna jakaś , poligon czy ogólna mobilizacja? Wszyscy wędkarze w strojach moro/camo."
A sam uzbrojony w ruski bagnet po krzakach latasz.
Jakbyś nie wiedział, to tańsze niż goretexy, więc nie dziwota, że naród się w to przyodziewa.
Z ludźmi gadać też trzeba.
Jak masz problem z rozpoznaniem, zawsze można fotkę danemu cyknąć i potem dodać "notkę głosową".
To trochę ułatwia
Swoją drogą, przypomniałeś mi, jak w zeszłym sezonie poszukiwałem pewnego kolegi z Goleniowa.
Nie szukałem Jego samego ale znaku rozpoznawczego .............. Jego czapki zimowej.
Zapewniam Ciebie, to działa i Mirka rozpoznałem już z daleka, bez większych problemów .
Podpowiem Ci jeszcze, że łowić trzeba. Nie odpuszczać.
Ryby zaskakują.
Moja pierwsza (troć, nie dziewczyna), dała się poznać dopiero, po tygodniu łażenia, w nadbrzeżnych krzakach.
Dla mnie, był to już wieczorek pożegnalny, związany z końcem turnusu wczasowego.
A już na koniec zapytam prostacko. Żelaza używałeś?
Waldek (brzuchacz z wąsem)
#53 OFFLINE
Napisano 06 styczeń 2013 - 10:13
Żelazo odpuściłem (chodzi o blaszki zapewne) bo inni latali i też zero wyników.
Wolałem zaatakować rybska z jakimś mniej im znanym produktem.
Zapomniałem dodać ,ze moim wędkarskim łupem tego dnia padł sznurek z uwiązanymi na końcu kombinerkami.
Ktoś chyba na szybko montował odczepiacz.
Ps.
Mam nadzieję ,że nie obraziłem żadnego właściciela brzuszka i wąsa.
Nie miałem takiego zamiaru.
Użytkownik makamba edytował ten post 06 styczeń 2013 - 10:42
#54 OFFLINE
Napisano 06 styczeń 2013 - 10:44
Dobra rada :na nie znanych łowiskach łowić trzeba na przynęty takie jak miejscowi.Radzi podobnie jak Walduś pan z wąsami i powiedzmy że z brzuszkiem.
#55 OFFLINE
Napisano 06 styczeń 2013 - 11:02
Haha...ale się uśmiałem No ta "nasza" Ina jest nieprzewidywalna
#56 ONLINE
Napisano 06 styczeń 2013 - 11:23
Mam nadzieję ,że nie obraziłem żadnego właściciela brzuszka i wąsa.Nie miałem takiego zamiaru.
Prawda boli tylko wybrańców
Swoją drogą nie dziwię się Twojemu podejściu do łowów.
Tylko, to Polska............... Nie NL.
Tutaj najpierw rybę trzeba znaleźć. Jak już znajdziesz, to w konsekwencji złowić.
Ty próbowałeś, zwyczajem z zasobniejszych łowisk, od razu złowić
Eksperymenty z przynętami, to raczej w łowiskach gdzie ryby są na pewno.
Sprawdzanie skuteczności przynęt, czasem tylko się bywa skuteczne i raczej dotyczy innych gatunków.
Sądzisz (retoryczne tylko), że wędkarze z Goleniowa, łowiliby na woblery, czy żelazo gdyby inne przynęty były skuteczniejsze?
Użytkownik popper edytował ten post 06 styczeń 2013 - 11:26
#57 OFFLINE
Napisano 06 styczeń 2013 - 11:36
Haha...ale się uśmiałem No ta "nasza" Ina jest nieprzewidywalna
Kolego nie Ina jest nie przewidywalna tylko ryby w niej pływające ( zresztą nie tylko w niej) Trotki to nie płotki , ani jak niektórzy by chcieli udowodnić pstronie . Każdą trzeba wychodzić a przy tym nieć dużo szczęścia. Pozdrawiam.
#58 OFFLINE
Napisano 06 styczeń 2013 - 12:05
Waldek.
Ja tam wolę dorwać rybkę w sposób jak najbardziej oryginalny, czyli na przynętę jak najmniej znana lub jak najmniej kojarzoną z dana rybą.
Tak jak czasem to działa z kolorami.
Taka sytuacja np:
Stoisz np razem z kolesiami i zarzucacie w to samo miejsce,taka sama technika prowadzenia a tylko Ty zmuszasz rybska do brań bo okazuje się ,że tylko ty masz taki typ gumy z hi-end bajer kolor i nikt inny bo generalnie ciężko go dostać.
Podobne zdarzenie miałem ostatnio z gumkami (jedną Ci chyba wysłałem , ale w mniejszej wersji , taka mała w paseczki i śmierdząca olejem rybnym).
A jeszcze weselej czujesz się gdy dzień wcześniej pokazywałeś tą przynętę kolesiom i każdy się wyśmiewał - co to za wynalazek,tu się nic na to nie złapie ,ściema jakaś.
To chyba takie marzenie o przynęcie doskonałej i o takiej , o której tylko ja będę wiedział.
O łowności przynęt też temat ciężki.
Kiedyś przywoziłem gumy dla kolesi i do sklepów.
Jedna i ta sama guma mogła mieć skrajnie rożne opinie sklepowych "fachowców".
W jednym sklepie mówiono mi - Eeee,takich gum to ty nie sprzedasz nigdy w PL.
W innym sklepie sprzedawca wykupił wszystkie.
Podobnie było jak kilka lat temu przywiozłem do Szczecina gumki w kolorze różowym.
Rany Boskie - jak się ze mnie śmieli wszyscy.
HAHAHA Bartek - rózowe gumy??? - od razu widać ,że z Holandii - tam co drugi to pedał - mówili.
Teraz gumy "pedałki" hit sezonu.
#59 OFFLINE
Napisano 06 styczeń 2013 - 12:32
makamba szkoda, ze ta relacja nie powstała wcześniej, mógłbyś wrzucić do wątku konkursowego na opowiadanie
#60 OFFLINE
Napisano 06 styczeń 2013 - 12:45
Podobne trafiają mi się co miesiąc , więc pewnie nie jedna jeszcze podobna się pojawi.
Inni wola pochwalić się sukcesami , ja wciąż szukam odpowiedzi na pytanie co nas tak kręci w porażkach.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych