Tydzien temu wrocilem do domu i wciaz nie moge dojsc do siebie. Ze wyjazd byl udany, to malo powiedziany. W szczegoly wchodzic nie bede, bo zostawie je na relacje, ktora pewnie za jakis czas napisze. Powiem tylko tyle, ze wszystkie cele udalo sie zrealizowac, a pogoda dopisala jak nigdy dotad.
Palie (lake trout) byly chetne do wspolpracy i daly duzo zabawy.
Duzo wedkowalismy wieczorami i noca, a Alaska w czerwcu o polnocy wyglada mniej wiecej tak.
Podobnie jak w zeszlym roku lipienie desperacko atakowaly nasze muchy przeznaczone na teczaki.
Pomimo tego udalo nam sie zaliczyc kilka przyzwoitych teczakow. Ale to wszystko pikus, bo gdy zmienilismy kaliber przynet na XXL, zaczela sie prawdziwa wojna.
Czyli to, po co tam naprawde pojechalismy.
King Salmon